3. Świat nie jest obojętny, skoro:
Budzi nadzieję trwałości, niezmienności i wieczności, nie jest jednak ani trwały, ani niezmienny, ani wieczny: oznacza to, że. jest zwodniczy.
Daje się zgłębiać, lecz wprowadza zgłębiających go w poznawanie bez dna; znaczy to, że jest perfidny. Pozwala się opanować, lecz tylko w sposób zawodny. Ujawnia swe prawa, oprócz prawa niezawodności. Ukrywa je przed nami. Oznacza to, że jest złośliwy. Powiemy więc: świat nie jest obojętny wobec Rozumu.
4. Narzarox głosi, że albo Bóg istnieje i wtedy jest Tajemnica, albo nie ma ani Jego, ani jej. Odpowiemy: jeśli Boga nie ma, tajemnica pozostaje, ponieważ jest tak:
Jeśli Bóg istnieje i stworzył świat, to wiadomo, KTO uczynił go niesprawiedliwie stronnym, takim, w którym nie możemy być szczęśliwi. Jeśli Bóg jest, lecz nie stworzył świata albo jeśli GO nie ma, Tajemnica pozostaje, bo nie wiadomo, skąd się bierze nieżyczliwa stronność świata?
5. Narzarox mówi za starożytnymi, że Bóg mógł stworzyć poza światem szczęśliwy zaświat. Jeśli tak, to po co stworzył ten świat?
6. Austezaus głosi, że mędrzec zadaje pytania, aby na nie odpowiedzieć. Tak nie jest: zadaje pytania, a odpowiada na nie świat. Czy można sobie wyobrazić inny świat niż ten? Są dwa takie światy. W bezstronnym niszczyć byłoby równie łatwo jak tworzyć, zgubić jak ocalić, zabić jak ożywić. W powszechnie życzliwym, czyli dobrostronnym, łatwiej byłoby ocalać, stwarzać lub uszczęśliwiać, niż gubić, zabijać i dręczyć. Takich światów nie można zbudować w tym świecie. Dlaczego? Ponieważ on nie daje na to zgody.
Doktryna ta, zwana Doktryną Trzech Światów, była wielokrotnie rewidowana i interpretowana za życia Xiraxa i po jego śmierci. Jedni z jego uczniów uważali, że Bóg nie mógł stworzyć lepszego świata, bo ma granice, inni natomiast, że nie chciał. Dawało to asumpt do uznawania Boga już to za byt nieostateczny, czemuś podległy, już to za niedoskonale dobry, było jednak wykładni znacznie więcej. Cesarz Zixizar skazał Xiraxa za głoszenie Doktryny Trzech Światów na najsroższą karę — dwa lata śmierci, jako powolnych mąk, zadawanych przez medyków (kat musiał mieć w cesarstwie medyczne umiejętności), z taką pieczołowitością, że nie powodowały przedterminowego zgonu; skazańca na przemian torturowano i leczono. Najmocniejsze argumenty wytoczył przeciw doktrynie Xiraxa jeden z twórców chemii w dolnym średniowieczu, Rahamasterax. Dowodził, że zarówno w świecie neutralnym jak przychylnym życie rozmnażałoby się lawinowo, więc w obojętnym, wypełniwszy go, uległoby wrychle samozadławieniu, a w życzliwym musiałoby mieć jakieś specjalne ograniczenia, powściągające samozgubny rozplem. Tym samym świat rzekomo obojętny okazałby się śmiertelną pułapką, a życzliwy — więzieniem, bo wszak ono ogranicza swobodę wszelkich poczynań. Dowód ten wsparł jednak pośrednio ateistyczny trzon nauki o Trzech Światach,! umacniał bowiem w bezbożności, unaoczniając wichrowatość] świata względem życia, które, jako w nim przypadkowe, zdane jest tylko na siebie. Toteż i Rahamasterax zapłacił za swe; dzieło życiem, lecz jako mniejszy winowajca został litościwie ścięty. Ostatni swój renesans przeżyła teza Trzech Światów w nowożytności, podczas burzliwego rozwoju fizyki grawitacyjnej. Houshorux, który był Einsteinem Encjan, sformułował rzecz prosto: aby odpowiedzieć, dlaczego świat jest taki, jaki jest, trzeba pierwej rozważyć, czy możliwy jest inny, co mógłby zrodzić życie (gdyby nie mógł, nie byłoby w nim nikogo, a to likwiduje problem). Na tak postawione pytanie nie da się odpowiedzieć nigdy, projekt innego świata równa się bowiem projektowi innej fizyki. Do tego trzeba pierwej definitywnie poznać fizykę naszego świata, czyli ją zamknąć w formułach krańcowej prawdy, lecz tego zrobić niepodobna. Tu właśnie powraca Tajemnica starożytnych filozofów, nie wiemy bowiem, czemu świat (więc fizykę) zgłębia się bez kresu. Skoro żaden umysłowy model nie może jej zamknąć w sobie ostatecznie, znaczy to, że rozum i świat nie są do końca przywiedlne. Podejmowane później próby dowodu, że właśnie tak musi być w każdym świecie, nie powiodły się i ostatni sąd, przy którym stoi encjańska filozofia, opiewa: nie ma dowodu ani na trwałą wichrowatość świata i rozumu, ani na nieprojektowalność takich fizyk, co zarazem inne są od realnej i przewyższają ją w opiekuńczości okazywanej życiu. Czterdziestodwuwiekowa bitwa o postawienie światu ostatecznej diagnozy zakończyła się remisem podług jednych, a przegraną wedle drugich.
Niemniej miała ona ogromny wpływ na kierunek cywilizacyjnego rozwoju Luzanii i pomniejszych państewek, leżących na północy, które podlegały jej wpływom. Niezaprzeczalnie cała koncepcja etykosfery opiekującej się bezbłędnie społeczeństwem pochodzi od „Trzeciego Świata” Xiraxa j echo jego argumentacji pobrzmiewa zarazem w diatrybach, co utrąciły podjęte wcześniej projekty przekształceń autoewolucyjnych Encjan.
Zażarte dyskusje wokół tego projektu wzburzały przez kilkanaście lat opinię publiczną. Filozofia nie upadła na Encji tak nisko, jak się to stało u nas w wieku nauki. Świadczy o tym udział filozofów w starciach rzeczników autoewolucji z jej przeciwnikami, a przede wszystkim rola, jaka przypadła Xixoqtowi w ukazaniu tak zwanego paradoksu autoewolucyjnego. Pospolicie zwie się go paradoksem Xixoqta.
Każdy chciałby mieć piękne i rozumne dziecko. Nikt natomiast nie chce mieć za dziecko rozumnej i pięknej maszyny cyfrowej, nawet gdyby miała być sto razy bardziej inteligentna i krzepka od dziecka. Otóż program autoewolucji to śliska pochyłość bez zastawek, wiodąca ku otchłani nonsensów. Jest on w pierwszej fazie skromny; — zmierza do usuwania genów zmniejszających żywotność, powodujących ułomności, mankamenty dziedziczne itp. Lecz tak wszczęte naprawy nie mogą się zatrzymać przy żadnym osiągniętym stanie, bo i najzdrowsi chorują, a najmędrsi ulegają starczemu marazmowi. Ceną za usuwanie i tych niedostatków będzie stopniowe odchodzenie od naturalnego planu budowy organizmu, utrwalonego ewolucyjnie. Tutaj pojawia się w autoewolucyjnym działaniu paradoks łysego. Po wyrwaniu jednego włosa nie powstaje łysina i nie można wskazać, ile włosów należy wyrwać, żeby powstała. Zamiana jednego genu na inny nie przekształca dziecka w istotę obcego gatunku, lecz nie można wskazać miejsca, w którym powstanie nowy gatunek. Gdy traktować ustrojowe funkcje oddzielnie, usprawnienie każdej wyda się pożądane: krew odżywia tkanki lepiej od naturalnej, nerwy nie ulegające zwyrodnieniom, bardziej oporne kości, oczy, którym nie grozi ślepota, nie wypadające zęby, nie głuchnące uszy i tysiąc innych cech cielesnej niezawodności warto by mieć ponad wszelką wątpliwość. Lecz jedne udoskonalenia muszą za sobą pociągnąć inne. Spotęgowane mięśnie wymagają potężniejszych kości, a szybciej pracujący mózg — głębszej pamięci; gdy następny etap melioracji będzie tego wymagał, zwiększy się pojemność czaszki i jej kształt, aż nadejdzie czas, kiedy przyjdzie sam białkowy budulec zastąpić bardziej uniwersalnym, wtedy bowiem sprawności ustroju pójdą skokiem w górę. Ustrój niebiałkowy nie boi się żaru, promieniowania, przeciążeń astronautycznych, ustrój bezkrwawy, w którym utlenianie zachodzi wprost dzięki wymianom elektronów bez prymitywnego pośrednictwa krwiobiegu, o ileż mniej będzie uraźliwy i śmiertelny, i takimi przekształceniami rasa wykroczy poza nałożone na nią ograniczenia planetarnego łożyska. Te kolejne kroki prowadzą wreszcie do istoty, zbudowanej może bardziej harmonijnie, znacznie odporniejszej na przeciwności i urazy od człowieka czy Encjanma, do istoty daleko bardziej wszechstronnej, rozumnej, chyżej, trwałej, w granicy nawet nieśmiertelnej dzięki łatwej wymianie zużytych organów i zmysłów, do istoty, która poradzi sobie z każdym środowiskiem i z każdą zabójczą dla nas sytuacją, która nie będzie obawiała się raka, głodu, kalectwa, uwiądu starczego, boż nie będzie się wcale starzała, i będzie to istota prawdziwie udoskonalona dzięki technikom poprawczym, przyłożonym do całej masy dziedziczności i do całego ustroju — z tym jednym zastrzeżeniem, że ta istota będzie akurat tak podobna do człowieka, jak maszyna cyfrowa lub traktor. Paradoks w tym, że nie można wskazać miejsca, w którym następny krok okazuje się już nie do postawienia, każdy bowiem przybliża do ideału sprawności, lecz tym ideałem jest stwór zupełnie już nieludzki.