Выбрать главу

Biblioteka MSZ nie posiada w ogóle, nie wiem czemu działu militariów i na pracę doktora generała Briimmla, poświęconą transkontynentalnej wojnie biologicznej na Encji, natknąłem się zupełnie przypadkowo. Briimmel (ale może i Brummli, nie pomnę już) przypuszcza, że wojna od początku była genowa; on sam jest zdaje się specjalistą w dziedzinie tych broni. Doktor generał (dziś nie można zostać sztabistą bez paru doktoratów) domniemywa, że Kliwia zaczęła pierwsza rozsiewać nad Luzanią patogeny, czy też patofery, hodowane w biomilitarnych kompleksach, ale jedynie część tak poczynanych dzieci była niezdolna do życia. Pod względem militarnym, wyjaśnia sucho i rzeczowo doktor generał, niszczenie żywej siły nieprzyjaciela na drodze biologicznej, zdalnym zapłodnieniem, stanowi bardzo trudne zadanie. Oczywiście biologia naturalnego rozrodu Encjan znacznie je ułatwiła, lecz sęk w tym, że plemnik nazbyt różny od normalnego ulega odrzuceniu przez jajeczko, a plemnik nie dość patogenny powoduje przyjście na świat dzieci, które można leczyć. Zaprojektowanie (bo to są prace projektowe i muszą: się nimi zajmować specjalne biura, pełne odpowiednich, i to; znakomitych naukowców) plemnika zarazem akceptowanego przez ustrój samicy i zgubnego w embrionalnym rozwoju to rzecz największej wiedzy i produkcyjnej sprawności. Krótko mówiąc Luzanie zrobili doskonale to, co Kliwianie wszczęli kiepsko, ponieważ pierwsi byli bardziej zaawansowani w dziedzinie biotechniki, a właściwie militarnej technobiotyki, Nie działali pochopnie, nie stosowali półśrodków, lecz uderzyli w Kliwian „nieczystą bronią fertylizacyjną” tak masowo, cała ludność Cetlandii wyginęła w ciągu jednego pokolenia: płody pozabijały wszystkie zdolne do rozrodu Kliwianki. Luzanie zastosowali, powiada generał Brummli, „fertolety”, czyli takie fertylizatory letalne, które powodują inseminację, a embrion przekształcają w złośliwy nowotwór, atakujący organizm matki, nim zdąży opuścić jej ciało. Zarazem Luzani stosowali u siebie nie określone bliżej techniki osłony antynatalistycznej w obawie, że Kliwia odpowie analogicznym ciosem, lecz jej zbrojmistrze nie zdążyli, a może nie umieli, wyhodować analogicznie śmiertelnych inseminatorów. Nieokreślonym sposobem słuchy b tym kataklizmie dotarły nawet do paru ziemskich żurnalistów; niejaki Howard Pintel w magazynach SF pisał, jakoby na Encji działały „brygady skoczków antykoncepcyjnych” oraz „miotacze środków odstręczycielskich”, co jest brednią, boż Encjanie nie rozmnażają się tak, jak to sobie wyobrażał dziennikarz–ignorant. Były, owszem, próby naruszenia równowagi ekosferycznej, lecz nie one zadały genocydowy cios Kliwii. Nie było też w Luzanii żadnych „wojskowych abortystów”, bo wewnętrzna służba obronna składała się z odpowiednio przeszkolonych lekarzy i biologów. W końcu nie można było ukryć lata przecież trwającego wymierania całej ludności Kliwii. Pewno by zresztą nie wymarła w całości, gdyby Luzanie nie utrzymywali nad nią właściwego stężenia zabójczych pyłków. Ich stuprocentowa filtracja nie jest możliwa; Kliwianie usiłowali wprawdzie, budując olbrzymie podziemne schrony, ratować Chociaż część ludności, lecz nie zdążyli tego uczynić, nie byli bowiem przygotowani na tak porażające działanie Luzanów. Co prawda ta strona rzeczy nie jest jasna, nie wiadomo bowiem, dlaczego średnia roczna temperatura południowej półkuli opadła o dziewięć stopni w ciągu sześciu lat, jeżeli jednak Luzanie maczali w tym palce, nigdy się do tego nie przyznali. Ruiny miast kliwiańskich pokrył lodowiec i jak się rzekło, wieczna marzłoć skuła całą Cetlandię na głębokość setek metrów. Dopiero po stu latach klimat południowej półkuli uległ ociepleniu, lecz nie powrócił do temperatur sprzed wielkiej wojny. Doktor Brummli cytuje w jednym z przypisów swej książki opinię anonimowego kolegi po fachu, który powiada tak: ten, kto się opędza od uprzykrzonych owadów albo od jakiegoś płaza czy myszy i dosięgnie wreszcie natrętnego stworzenia, ale nie śmiertelnie, widząc jego drgawki ulega panice musi wtedy zabić je czymkolwiek natychmiast; agonii zarazem lęka się i brzydzi, toteż chce z nią skończ jak najszybciej i wszelkie środki po temu będą mu do Więc, dodaję już od siebie, bo istotnie mogło coś być rzeczy, jeśli nawet Luzanie sami nie spodziewali się aż potwornej skuteczności swych genolotów (bo są też eksperci zwący te bronie genolotami, wszak chodzi o lotne p zapładniające), zastosowali wszystkie środki, jakie zawiei ich arsenał, by wytracić Kliwian do nogi, chociaż może b że pierwotnie takiego zamiaru nie żywili. Może chcieli tylko osłabić, niszcząc ich siłę żywą, jak to fachowo z konfliktologowie, i zmusić ich do poddania się, może do jakiejś formy ugody, rozejmu, pokoju, lecz sam niewiarygodny ogrom .zadanej śmierci (Kliwia liczyła miliony mieszkańca uczynił jakiekolwiek porozumienie zwycięzców ze zwyciężonymi zupełną niemożliwością. Tak sądzi przynajmniej generał Brümmli i jego koledzy po fachu. Bronie biologiczne ty genowego, dodaje Brümmli, łatwo dają efekty autoeskalacyjne. Nawet zwyczajną epidemię bakteryjną łatwiej je wszcząć, niż powstrzymać. Są to, mówi uczony generał, bronie nieregulatywne i Encjanie bez wątpienia zastosowaliby przeciw Kliwii raczej broń martwą typu zdalnie sterowanych, lecz nie, dysponowali nią, gdy konflikt wszedł w krytyczni fazę. Otófe strony jeszcze nie przekroczyły wówczas tak zwanego progu nadkomputerowego w wyścigu zbrojeń. Brümmli ma w ogóle bardzo wiele do powiedzenia o tej sprawie, lec tyle co nic o zabitym państwie, które swojemu Ka–Undriur (Brummli pisze jednak „KON–UNDRIUM”) zawdzięczało samostraceńcze zderzenie z potężniejszym przeciwnikiem.