Odparłem, że nie czytuję własnych książek, toteż nie szukam ich po bibliotekach.
— Zapoznanie to wręcz obowiązek każdego wielkiego nowatora i odkrywcy — rzekł sentencjonalnie Gnuss. — Zresztą były nader poważne powody, dla których my — mam na myśli MSZ — nie prostowaliśmy takich nieporozumień. Poniekąd oszczędzaliśmy i pana w ten sposób…
— Jak mam to rozumieć? — spytałem, zaskoczony jego ostatnimi słowami.
— Zrozumie pan to, lecz we właściwym czasie. Skoro los postawił mnie na pana drodze, niechże się stanie, co miało się stać — i podał mi swoją wizytówkę, nakreśliwszy na odwrocie numer zastrzeżonego telefonu prywatnego.
— Silientium Universi wynika z limitów finansowych — rzekł zniżonym głosem. — Nasze bogate państwo daje 0,5 swego dochodu ubogim. Dlaczego poza Ziemią miałoby inaczej? Mniemanie, jakoby Kosmos był dziewiczą pustką, nie regulowaną prawem, bez sfer wpływów, projektów budżetowych, ceł ochronnych i propagandy z dyplomacją, póki weń nie wkroczyła ludzkość, to mniemanie dziecka, że pokąd nie zrobiło pierwszej kupki, nikt tego nie umiał. Dylemat znikł dopiero, gdy my przejęliśmy go od przyrodników. Oni naprawdę są jak malutkie dzieci, panie Tiszy. Uważają, że ten, kto ma na bieżącym rachunku ze dwadzieścia słońc, zrównoważony bilans energetyczny, a w astrofinansowej rezerwie tak z 1049 ergów, szasta tym na lewo i na prawo jak szalony. Powiadamia, sygnalizuje, wysyła w próżnię licencje produkcyjne, najzupełniej bezpłatnie, co mówię, z czystą stratą, udostępnia informację technologiczną, socjologiczną, diabli wiedzą jaką, i to tak, z samej dobroci serca lub organu, który mu zastępuje serce. Trzeba to włożyć między bajki, kochany panie Tiszy. Ile razy został pan, jeśli wolno spytać, obsypany bogactwami na planetach, które pan odkrył?
Zastanowiłem się przez chwilę, gdyż był to dla mnie całkiem nowy punkt widzenia.
— Ani raz — rzekłem wreszcie — ale ja też nigdy o nic nie prosiłem, profesorze…
— Otóż to! Żeby dostać, trzeba najpierw prosić, a i wtedy nic nie wiadomo. Wszak międzygwiezdne stosunki podlegają stałym politycznym, a nie fizycznym. Fizyce podlega wszystko, ale czy panu przyszło słyszeć ziemskiego polityka, który by się uskarżał na stałą naszej grawitacji? Jakież prawa fizyczne uniemożliwiają bogatym dzielenie się z niemajętnymi? I jak panowie astrofizycy mogli nie uwzględnić takich elementarnych rzeczy w swoich logicznych rozumowaniach? Już dojeżdżamy. Zapraszam pana do Instytutu Maszyn Dziejowych. Telefon mój pan ma — proszę do mnie zadzwonić, to się umówimy.