Выбрать главу

Nagle Tova uderzyła się dłonią w czoło.

– Chyba jesteśmy idioci, Marco, i ja, i ty! Tak łatwo możemy odnaleźć Nataniela. On sam też musi być idiotą!

Marco spojrzał na nią pytająco, ale uczynił to tylko jeden raz, po czym jęknął, uświadomiwszy sobie swoją bezmyślność.

– No tak, oczywiście! Telepatia! To prawda, że tutaj bardzo jest trudno skupić myśli na sprawach ważnych. Musimy natychmiast spróbować.

– No a… Ian? – przypomniała nieśmiało.

– Mając Nataniela przy sobie, dużo łatwiej odnajdziemy Iana. Bierz się do dzieła, Tovo!

Koncentrowali się na czekającym ich zadaniu. Marco i Tova. Wkrótce się jednak okazało, że niełatwą jest sprawą nawiązanie telepatycznego kontaktu w tej wielkiej pustce. Mieli wrażenie, jakby ich myśli rozwiewały się i ginęły nie wiadomo gdzie.

– To dziwne, że on was nie słyszy – powiedział Tabris po dłuższej chwili. – Wysyłacie niezwykle silne fale.

Marco odwrócił się ku niemu gwałtownie.

– Co? Ty pojmujesz nasze myśli?

– Oczywiście! A dlaczego miałoby być inaczej?

– No tak, rzeczywiście – przyznał Marco. – W takim razie musisz nam pomóc. Twoje myśli mogą wzmocnić nasze.

I gdy pracowali wszyscy troje, myśli, tak im się przynajmniej zdawało, z większą siłą torowały sobie drogę. I rzeczywiście, nie minęła nawet minuta, a kontakt został nawiązany.

– Dzięki ci, dobry Boże – szepnęła Tova, która przecież nie była znana ze zbyt wielkiej pobożności.

Nataniel witał ich serdecznie, wzruszony nawiązaniem kontaktu, on również czynił sobie wyrzuty, że nie pomyślał o telepatii.

– Ale mózg człowieka jest tu jak owinięty w watę – przekazywał im. – Jedyne, co mi się tłukło po głowie, to jakieś rozgoryczenie z powodu zmarnowanego życia.

A zatem wszyscy doznawali tego samego!

Teraz Gabriel uznał, że jest niepotrzebny i zbędny wśród tych geniuszy, jak ich nadąsany określał. Poklepywali go serdecznie po plecach, on zaś czuł się jeszcze bardziej zagubiony.

– Gdzie ty byłeś, Natanielu? – pytała Tova.

Jego odpowiedź brzmiała niepewnie:

– Widziałem jakieś…

Przerwał mu Marco:

– Istoty krążące w ciemnościach?

– Co takiego? Istoty? Nie, wcale nie… – I nagle, jakby dopiero teraz to do niego dotarło: – Co ty mówisz, Marco?

– A co ty widziałeś?

– To nie ma sensu, już do was idę. Gdzie jesteście?

– A niby skąd mamy to wiedzieć? – wtrąciła się Tova. – Tkwimy gdzieś bardzo głęboko. Mam wrażenie, że ta wielka przestrzeń niżej zaczyna się zwężać, więc powinieneś nas bez większego trudu odnaleźć. Wypatruj naszych reflektorów!

– Starajcie się zostać tam, gdzie jesteście, to łatwiej się spotkamy!

– Świetnie! – przekazał mu Marco. – Bo my nie bardzo byśmy chcieli wracać na górę. Widzisz, my tu szukamy Iana i trochę nam się spieszy.

– Już jestem w drodze do was.

– Więc ty też możesz manewrować jak chcesz?

– Tak. Znalazłem sposób.

Tova znów wtrąciła się do rozmowy. Dosyć ostro skomentowała ich wymianę myśli:

– To nie jest żaden sposób. To umiejętności, któreście obaj odziedziczyli, moje wy pozbawione skrzydeł pociechy przełożonego czarnych aniołów. Gabriel ani ja nie możemy wykonać najmniejszego ruchu według własnej woli. Tabris zresztą także nie.

– Tabris? – jęknął Nataniel. – Tabris? No tak, zdawało mi się, że odbieram myśli trzech istot! Nie, to nie może być prawda!

– Cieszę się, Natanielu, że nie muszę gasić twojej radości – powiedział Marco. – To prawda, Tabris jest z nami.

– Czekajcie na mnie! Już lecę! Czy domyślacie się mojej pozycji?

– No, w jakimś sensie tak – odparł Marco. – Mam wrażenie, że się zbliżasz. Ale jesteś stanowczo za wysoko.

– Ciągle?

– Schodź w dół. I kieruj się bardziej w lewo – podpowiadała mu Tova.

– Skąd wiesz, gdzie jest moje lewo?

– No tak, nie wiem, ale jak inaczej mogę ci to określić?

– Nie traćcie czasu i sił – upomniał Marco.

– Już was mam! – wołał Nataniel bardzo uradowany. – Ale, na Boga, jakim sposobem znaleźliście się tak głęboko?

– Jak powiedziałem, szukamy Iana – wyjaśnił Marco. – On spadł w dół i sądzę, że jest w niebezpieczeństwie.

– Wygląda na to, że wiecie dużo więcej niż ja. Ale ja też mam nowiny.

– Świetnie! Teraz jesteś dokładnie nad nami. Schodź!

– Wyczuwam waszą bliskość! Do zobaczenia!

Minęło jeszcze jakieś dziesięć minut, zanim wysoko w górze pojawiło się niebieskie światło. Tova, która przez cały czas niepokoiła się o Iana, odetchnęła z niekłamaną ulgą.

Niebieskie światło stawało się coraz silniejsze, a w końcu przybrało wyraźnie zarysowany kształt ludzkiej sylwetki.

Wkrótce Nataniel dołączył do nich, a wzruszony Gabriel dostał z powrotem swoją alraunę.

Wszyscy byli bardzo ciekawi tych zapowiadanych przez Nataniela nowin, ale Marco zdecydował:

– Nie ma czasu na rozmowy, musimy się spieszyć. Ruszamy na poszukiwanie Iana!

Jak strzały pomknęli w dół, teraz już liczna, pięcioosobowa grupa. Tabris powiedział prawdę: spotkali się tylko dzięki zdolnościom Marca i Nataniela. Inni nie mieli żadnych szans, by natrafić na siebie w tej pustce.

Ale natychmiast potem demon szarpnął nimi z całych sił i wszyscy się zatrzymali.

– Teraz ostrożnie! Zbliżamy się do dna.

Zauważyli to wszyscy. Przestrzeń przed nimi zaczynała się zmieniać, jakby gęstniała.

– Cii! – syknął Marco. – Słyszycie?

Z daleka dochodził do nich szczęk broni, zdawało się, że trwa tam zaciekła walka.

– Chodźcie! Szybko! – dyrygował Marco. – Zdaje mi się, że słyszę dźwięk miecza Targenora.

– Och! – jęknęła Tova. – Tak, Ian miał przy sobie ten miecz! Bogu dzięki, walczy, więc żyje! Ale z kim on się bije?

– Zaraz się dowiemy. Zgaś latarkę, Gabrielu! I żadnego światła, będziemy się posuwać w kierunku tych hałasów.

Reflektor Gabriela zgasł. Bez niego zrobiło się jeszcze bardziej ponuro.

– Czy już jesteśmy na samym dole? – zapytał chłopiec.

– Prawie.

– Tak, ja też to tak odczuwam.

Posuwali się teraz bardzo nisko nad tym, co, jak sądzili, musiało być dnem Wielkiej Otchłani. Płynęli naprzód, Marco i Nataniel ciągnęli za sobą pozostałą trójkę. Teraz jestem w towarzystwie dwóch nagich mężczyzn, myślała Tova. To Tabris i Nataniel. Ale jakoś nie robi to na mnie specjalnego wrażenia, wydaje się czymś naturalnym. A gdybym tak znalazła się w podobnej sytuacji, kiedy miałam kilkanaście lat! No, ale człowiek bywa wtedy dość głupi, filozofowała.

Odgłosy walki na śmierć i życie stawały się coraz bliższe.

– Nie widzę nigdzie żadnego światła – narzekała Tova.

– Kimkolwiek są jego wrogowie, z pewnością umieją walczyć nawet w najgęstszych ciemnościach – powiedział Marco z goryczą.

– Ale Ian nie umie! – rozpaczała Tova.

– Och, wszystko wskazuje na to, że dzielnie im odpłaca tym swoim mieczem! To zresztą wspaniały miecz, można powiedzieć: czarodziejski. Słyszysz te rozdzierające wrzaski za każdym razem, kiedy Ian trafia?

Gabriel właściwie nie chciał oglądać bitwy, ale musiał towarzyszyć reszcie, nie odważyłby się zostać sam.

Z kim ten Ian tak walczy, zastanawiał się zdjęty grozą. Hałasy są straszne! Jak to dobrze, że Nataniel oddał mi moją alraunę.

– Reflektory! Wszystkie razem! – rozkazał Marco. – Teraz!

Trzy snopy światła skierowały się na walczących.

– Och, nie! – jęknęła Tova. – Ludzie z Bagnisk! I aż tylu?