Tengel Zły dopiero co rozpoczął magiczne rytuały, które miały chronić wodę zła przed ciekawstwem niepożądanych, kiedy stało się tak, że dokopał się do zbyt głębokich warstw i napotkał istoty, których się nie spodziewał. Wszystko to dokonało się w owym „drugim miejscu”, obok którego przedtem już przechodzili i w którym znajdowało się naczynie.
Tam również natrafił na skałę z inskrypcjami. Zdolność widzenia zła, jaką otrzymał u źródła, pozwoliła mu odczytać te napisy, dzięki czemu przywołał do siebie kilku Ludzi z Bagnisk.
Gdy Tan-ghil otrząsnął się z zaskoczenia tym spotkaniem, uznał, że Ludzie z Bagnisk mogą być jego narzędziem. Zło jarzyło się przecież w ich ciemnych, metalicznych oczach. Zaczęli się jakoś ze sobą porozumiewać i w końcu doszli do ustaleń odpowiadających obu stronom. Tengel Zły potrzebował bardziej bezpiecznej drogi do miejsca, w którym ukrył naczynie, dawna nie spełniała wszystkich wymagań. Byle kto mógł się całkiem przypadkiem dokopać do kryjówki. Zatem Ludzie z Bagnisk zamknęli dojście do naczynia swoimi sposobami, a Tengela poprowadzili dalej do „drugiego miejsca” Sunnivy. Tam tak pokierowali sprawami, że mógł on odprawić resztę swoich rytuałów, oni zaś otrzymali inne korzyści. Tengel Zły zgodził się na wszystko, wobec czego w szybie zostało utworzone trzecie, magiczne i całkowicie niewidoczne wejście. Tą drogą Tengel Zły mógł zsyłać tutaj swoich przeciwników, a Ludzie z Bagnisk zajmowali się już nimi według własnego uznania.
Nagle jednak stało się coś, czego się nie spodziewali. Woda zła, jak się okazało, miała tak ogromną siłę, że nawet zawierające ją naczynie siało wokół siebie zniszczenie. Naturalne otoczenie zostało unicestwione i wkrótce naczynie mogło stać niczym nie osłonięte. Dlatego Tengel Zły musiał stworzyć w dolinie coś na kształt swego sobowtóra, swoje duchowe odbicie, i pilnować, by nikt za bardzo się nie zbliżył do ciemnej wody. Naturalnie nie chciał też za nic, by ktokolwiek odkrył prawdziwe wejście do tajemniczej krypty – czyli do miejsca Sunnivy – tego punktu jednak nie musiał już pilnować tak uważnie. Nie przypuszczał, by ktoś mógł sforsować wszystkie przeszkody.
– Natanielu – szepnęła Tova. – Jest coś, co od dłuższego czasu chcę ci pokazać…
– Tak?
– Spójrz na tego rannego tutaj!
Wszyscy popatrzyli na Człowieka z Bagnisk.
– Oj! – jęknął Gabriel.
Tamten miał na ramieniu głębokie cięcie od miecza. Brzegi rany rozchylały się, ale zamiast ciała i krwi widać było jakąś srebrzystoszarą kleistą substancję.
– Lynx – wykrztusił Nataniel. Odwrócił się pospiesznie do reprezentanta Ludzi z Bagnisk. – To wy ponownie ożywiliście Lynxa! Kiedy to się stało? Dopiero co? Nie! Wtedy, kiedy morderca umarł? Uczyniliście to na rozkaz Tan-ghila? Dlatego, że chciał sobie zapewnić znakomitego pomocnika? Dziękuję, teraz wiemy wszystko! Spreparowaliście go z waszej substancji i przechowaliście… Nie, dajmy temu spokój, nie mam już siły wysłuchiwać opowieści o tym indywiduum. Ale, wybaczcie nam, chcielibyście pewnie opatrzyć swoich rannych. Róbcie, co trzeba, my wam pomożemy w miarę możliwości, choć nie sądzę, byśmy się znali na waszej formie życia.
Ludzie z Bagnisk natychmiast zebrali rannych i zajęli się nimi. Nataniel zapytał bardzo głośno:
– Ludzie z Bagnisk, chcecie współpracować z nami?
Oni w odpowiedzi wyjaśnili mu, że nie mogliby robić nic przeciwko swojej pramatce Lilith. Ale… w oczach reprezentanta pojawił się jakiś przebiegły błysk i po długich próbach zrozumienia, o co mu chodzi, Nataniel zdołał ustalić ponad wszelką wątpliwość, że Ludzie z Bagnisk obiecują natychmiast się wycofać z Doliny Ludzi Lodu. Natomiast wprost Ludziom Lodu pomóc nie mogą i nie chcą, albowiem nadal znajdują się we władzy Tengela Złego, on zaś mógłby ukarać ich bezlitośnie. Przyrzekli, że nie zniszczą niczego w Wielkiej Otchłani, dopóki Ludzie Lodu tutaj są, mimo że mieli dość siły, by to zrobić. Nie przeszkodzą też całej piątce wydostać się na zewnątrz. Niczego więcej obiecać nie mogli.
– Ale naszych jest tutaj więcej, nie tylko my! – zawołał Nataniel. – Musicie nam pomóc ich odszukać i uwolnić!
Żądał jednak zbyt wiele, Ludzie z Bagnisk nie mogli się odważyć na taki czyn. Długim, milczącym szeregiem, osłaniając twarze mnisimi kapturami, Ludzie z Bagnisk oddalali się od szóstki przybyszów. Rannych zabrali ze sobą. Cisi i tajemniczy znikali w mroku. Nataniel twierdził potem, że schodzili w głąb ziemi. Sunęli powolutku, bezszelestnie… Rozpływali się w nicości.
Na miejscu pozostało sześcioro zdezorientowanych przybyszów.
– Powinieneś był ponownie im przypomnieć Tamlina, syna Lilith – powiedziała Tova.
– I tak by nam pewnie nie mogli powiedzieć, gdzie on się znajduje – bronił się Nataniel. – Dziękuję ci, Ianie, za przyodziewek! Pomogłeś mi odzyskać godność.
– To ja tobie powinienem dziękować. Nie miałem już siły dłużej walczyć. Ale cóż to za miecz!
– Nataniel i Marco mogliby pewnie ich wszystkich zetrzeć w proch – rzekł Gabriel. – Ale ja rozumiem, Natanielu, że wybrałeś łagodniejszy sposób, żeby się ich pozbyć. Tak jest lepiej.
– Wiesz, Tabris, coś mnie od dłuższej chwili niepokoi – odezwał się Marco. – Mówiłeś, że Tacritan spadł na dno i że słyszałeś jego krzyk. Zastanawiam się, co się z nim stało.
– No właśnie – przyznał Tabris. – Może najpierw to sprawdzimy? Zanim zaczniemy szukać gdzie indziej.
– Koniecznie! – zawołał Nataniel. – A poza tym myślę, że nie on jeden spadł na to dno.
– My też byśmy się tu znaleźli, gdyby Marco nas nie powstrzymał – dodała Tova.
Zapalili latarki i rozglądali się uważnie dookoła. Nie ulegało wątpliwości, że to miejsce Ludzi z Bagnisk, Nataniel dowiedział się poza tym, że oni nigdy nie przebywają w górnych partiach Wielkiej Otchłani. Są to istoty związane z ziemią.
– Czy to oni stworzyli tę niemal bezgraniczną Wielką Otchłań? – zapytał Ian.
– Owszem, udało im się to zrobić we współpracy z Tengelem Złym – odparł Nataniel. – Ich środowiskiem jest ziemia, a magicznych zdolności również im nie brakuje. Ale jeśli chodzi o informacje, to nie byli przesadnie wylewni. Nie dowiedziałem się niczego o Otchłani ani o tym, jak mamy stąd wyjść, choć zadawałem mnóstwo pytań na ten temat.
Nataniel zamyślił się na chwilę.
– Mimo to jednak coś wiem…
– Tak, wspomniałeś, że „widziałeś coś” – przypomniała Tova. – Powiedz, co to.
– To było niedaleko czerwonego światła, prawda? – zapytał Tabris, który chciał zwrócić uwagę, że on też tutaj jest.
– Owszem, Tabris, to było właśnie tam. Zobaczyłem coś bardzo dziwnego. Było zbyt niewyraźne, bym mógł stwierdzić, co to, mimo to doznałem takiego wstrząsu, że o mało się nie rozpłakałem. I słyszałem też bardzo słabiutkie wołanie o pomoc.
– Czyż nie tam właśnie zniknęli ci wszyscy, których utraciliśmy? – zapytał Marco. – Ale przeciąg szedł przecież w odwrotnym kierunku, do wnętrza groty. Więc jak się to mogło…
Nataniel nie odpowiadał. Pogrążony był we własnych myślach, które zdawały się go dręczyć.
– Patrzcie! – krzyknął nagle Gabriel chłopięcym głosikiem, łamiącym się z przejęcia. – Czy to nie tutaj mieszkają Ludzie z Bagnisk?
Nie, na mieszkanie to nie wyglądało.
– To chyba jakiś magazyn? – zastanawiała się Tova.
Widzieli jakieś dziwne szopy czy zagrody wzniesione z kamieni i ziemi. Nie było nigdzie niczego w rodzaju wejścia, ale zaciekawieni wyjęli parę kamieni i zajrzeli do środka.
– O Boże! – jęknął Nataniel i upuścił latarkę.
Marco także jęknął cicho, Ian natomiast zrobił się trupio blady.