Выбрать главу

– Co tam jest, pozwólcie mi zobaczyć! – domagała się Tova.

Nie czekając dłużej zajrzała i aż się skuliła z wrażenia. Wewnątrz leżało kilka stłoczonych brudnych postaci, całkowicie pozostawionych własnemu losowi. Powiązano je jakimiś wyjątkowo mocnymi korzeniami.

– To demony – powiedział Marco. – Dwóch twoich przyjaciół, Tabris. A tam poznaję też kilka demonów Silje. I Demony Nocy. Nie ma natomiast bezpańskich, choć przecież zostały odesłane do pustej przestrzeni.

Twarz Nataniela była pełna napięcia.

– Ale gdzie jest reszta? Gdzie nasi przodkowie? I…

– Dowiemy się od tych tutaj. Pomóżcie mi zburzyć mur!

Rzucili się wszyscy wyrywać kamienie i usuwać ziemię, ogarnięci jak najgorszymi przeczuciami, z okropnym przekonaniem, że trzeba się bardzo spieszyć. Niektóre z uwięzionych demonów już dostrzegły przybyszów i w ich oczach ponad zakneblowanymi ustami malowała się desperacka nadzieja.

Gdy tylko otwór był dostatecznie duży, wszyscy wpadli do środka. Okazało się, że demony zostały tymi strasznymi korzeniami przywiązane do muru i żaden nóż nie był w stanie przeciąć więzów.

– Nie, nie, to nie korzenie – powiedział Marco. – Trzeba magicznych kajdanek, żeby uwięzić demona. I tylko magia może te kajdany pokonać…

Nataniel jednak nie chciał czekać.

– Ian, daj mi miecz! Chodź tutaj, spróbujemy.

I oto, ku zdumieniu wszystkich, kajdany ustąpiły pod dotknięciem miecza z Góry Czterech Wiatrów. W ciągu zaledwie kilku minut osiem uwięzionych demonów odzyskało wolność.

Z trudem stały na nogach, masowały zesztywniałe ręce i dziękowały za pomoc, uśmiechając się przy tym swoimi budzącymi grozę uśmiechami. Potem musiały opowiedzieć, co się stało.

Jako demony nie miały dla Ludzi z Bagnisk żadnej wartości. A ponieważ spadły na dno, każdy w innym miejscu, nie opłacało się wysyłać ich w górę. Jedyne, co Ludzie z Bagnisk mogli zrobić, to unieszkodliwić je i trzymać gdzieś na dnie.

– No, a co z innymi? – wyrwało się Tovie. – Przecież nie tylko wy jedni spadliście na dno?

– Nie, nie tylko my – odpowiedziały demony z powagą. – Było nas więcej. Czworo z waszych przodków też się tu znalazło, ale nie wiemy, co oni z nimi zrobili.

Wszyscy bez trudu orientowali się w tym nadmiarze zaimków.

Nataniel denerwował się i niecierpliwił.

– Powiadacie, że dla Ludzi z Bagnisk byliście bez wartości. I że nie wiecie, co oni zrobili z naszymi przodkami. To by znaczyło, że oni mają zwyczaj „coś robić” ze swoimi jeńcami. Wyjaśnij nam to, Tacritanie, z rodu demonów płodności!

Demon pochylił głowę i rzekł:

– Ja wiem, do czego oni używają ludzi. Oni wypijają z nich krew.

Oczywiście! Duńscy Ludzie z Bagnisk też tak robili! Nikt nie odważył się zapytać, dlaczego. Nataniel chciał wiedzieć, gdzie znajdują się inni jeńcy. Jego twarz była teraz biała jak kreda.

– Oni spychali ich tutaj jeszcze głębiej – powiedział Tacritan.

– Ale ty wiesz, że wysysali z nich krew – wtrącił Marco. – Skąd to wiesz?

– Widzieliśmy.

Kiedy oniemieli z przerażenia i obrzydzenia czekali na dalsze wyjaśnienia, demon powiedział z ociąganiem:

– Mieli tu kiedyś jednego z pomocników Tengela Złego, którego Lynx zesłał do Otchłani. Ponieważ do niczego się nie nadawał.

– Ale to był żyjący współcześnie człowiek? – zapytał Marco.

– Tak. Taki właśnie człowiek.

Spoglądali po sobie, nie będąc w stanie wykrztusić ani słowa.

– Chodźcie – rzekł w końcu Marco. – Chodźcie z nami wszyscy i pokażcie nam, gdzie Ludzie z Bagnisk kierowali naszych przyjaciół!

Nie trwało to zbyt długo. Wkrótce światło reflektorów padło na inną kamienną budowlę, tylko bardziej otwartą. Zanim jeszcze się do niej zbliżyli, usłyszeli głosy.

– Światło! Widzę światło! Gdzie te cholerne straszydła z Bagnisk zdobyły światło?

– Halkatla – szepnęła Tova. – Bogu dzięki, przynajmniej ona się znalazła! Halkatla, skąd ci przyszło do głowy, że my jesteśmy Ludźmi z Bagnisk?

– Tova! – rozległo się pełne zdumienia wołanie Halkatli. – Och, i wszyscy śliczni chłopcy! O rany, co wy tu robicie? Tak się martwiłam, że może też wpadliście w ich łapy! Uważajcie, bo oni uwielbiają chrześcijańską krew!

– Ich już tu nie ma – wyjaśniał Nataniel, podczas gdy wszyscy nowo przybyli starali się powiększyć wejście. W końcu poradzili sobie znowu dzięki mieczowi. Po prostu przecięli nim umocnienia przy drzwiach. – Przychodzimy was uwolnić. Jesteś sama, czy ktoś jeszcze jest z tobą?

– Ktoś jeszcze – odparł męski głos. – Ja jestem Orin, nie widzieliście czasem mego młodszego brata, Vassara? Są też z nami Jahas i Trond.

Wszyscy czworo wyszli na zewnątrz, witani z radością przez przyjaciół. Demony też się cieszyły, w takich miejscach jak to znikały wszelkie uprzedzenia.

Tylko Nataniel był smutny.

– Czy nikt nie widział Ellen? Nie było jej z wami?

Tova z trudem przełykała ślinę. Wszyscy wiedzieli, że to bardzo ważne pytanie. Ellen była w Wielkiej Otchłani jedynym żyjącym współcześnie człowiekiem. Jedyną osobą, z której Ludzie z Bagnisk mogliby mieć pożytek. Wszyscy przecież rozumieli, że nie można wyssać krwi z duchów. Przodkom Ludzi Lodu nic nie groziło. Natomiast Ellen…

– W ogóle jej nie widzieliśmy – wykrztusiła Halkatla, a inni potwierdzili z powagą tę informację.

Nataniel zagryzał wargi tak, że stały się jak wąska kreska. Wszyscy serdecznie mu współczuli.

Gruntownie przeszukali pomieszczenie i najbliższą okolicę, ale poza kilkoma starymi szmatami i resztkami ludzkich kości nic więcej nie znaleźli. Nataniel stwierdził, że nie były to strzępy ubrania Ellen.

– Musimy się wydostać na górę – oświadczył w końcu krótko.

Tak, ale jakim sposobem? Czy Nataniel i Marco zdołają pociągnąć za sobą wszystkich? Pominąwszy ich dwóch, pozostawało szesnaście osób.

Okazało się jednak, że to wcale nie takie trudne. Gdy tylko unieśli się ponad dno Otchłani, wszyscy zdawali się niemal nic nie ważyć, więc jedyne, co musieli robić, to trzymać się mocno nawzajem. Każdy z dwóch potomków czarnych aniołów prowadził za sobą ośmioro, było przy tym mnóstwo żartów i chichotów, bo uratowanych rozpierała radość.

Nataniel i jego przyjaciele nie uwolnili się jeszcze od zmartwień. Tyle różnych istot pozostawało nadal w pustej przestrzeni. Czy jest sposób, by ich wszystkich odnaleźć? A jeśli im się to nie uda? Jeśli nie odnajdą Ellen?

Ona stanowiła najpoważniejszy problem. Jedyny współcześnie żyjący człowiek!

– Nataniel – rzekła Tova stanowczo. – Zarówno Gabriel, jak i ja jesteśmy żywymi istotami, na dodatek Gabriel jest zupełnie pozbawiony jakichkolwiek specjalnych uzdolnień. Ian co prawda spadł na samo dno, ale Gabriel nie. W każdym razie nie natychmiast. Ja też nie spadłam, chociaż ja należę do obciążonych dziedzictwem, więc może ja się nie liczę. Ale chyba mimo wszystko jest jakaś nadzieja dla Ellen, no nie?

Zamiast Nataniela odpowiedział jej Marco:

– Wyobrażam sobie, że można trafić na cyrkulujący strumień powietrza i utrzymywać się, krążąc wraz z nim, nie spadać na dno. Ian i wszyscy ci, których uwolniliśmy, musieli ominąć ten prąd.

– Brzmi to całkiem rozsądnie – zgodził się Nataniel. – Poza tym Ellen ma specjalne zdolności. Pochodzi z Ludzi Lodu i w Górze Demonów wypiła napój, który ją ochrania. Tak, tak, wiem, że Ian też wypił napój, ale Ian nie należy do Ludzi Lodu.

Wszyscy bąkali coś, że się z nią zgadzają. Nie chcieli głośno mówić, że Trond i Jahas oraz Halkatla i Vassar również spadli na dno. Nie chcieli martwić jeszcze bardziej i tak już zgnębionego Nataniela.