Tova, odkąd spotkała Iana, była szczęśliwa. Nataniel nie chciał, żeby spadły na nią kolejne troski i przeciwności. Ani żeby umarła. Jeśli to prawda, że Tova będzie miała dziecko, to w przyszłości powinna móc je wychować. Ona i Ian.
Mój Boże, przyszłość! Gdzie jest nasza przyszłość?
Nataniel poczuł, że odpowiedzialność niczym ciężki głaz przytłacza jego barki. Wszystko opiera się na nim. On musi się troszczyć o to, by Tova i Ian oraz wszyscy inni na świecie mieli przyszłość.
Przystanął, a lodowaty wiatr przenikał go do szpiku kości. Dolina Ludzi Lodu leżała pogrążona w mroku, zimna, wyczekująca, tajemnicza. Śnieg po drugiej stronie zdawał się teraz być niebieski. Jezioro przecinały ciemne szczeliny, zapowiadające wiosnę. Szczyty gór rzucały długie cienie, nad górami i nad doliną trwało milczenie. Z daleka, gdzieś z dołu, dobiegał monotonny szum rzeki, a poza tym cicho było jak w grobie.
Bo też i Dolina Ludzi Lodu była grobem. Pochowano w niej wielu z tych, którzy niegdyś tu żyli. Wśród nich również członków Ludzi Lodu. Niedaleko od miejsca, w którym stał Nataniel, spoczywał w swoim grobie Kolgrim. Chyba pod tamtym nawisem, którego fragment Nataniel widział tak wyraźnie.
A z tyłu za nimi znajdowało się naczynie z wodą zła. Teraz oddalali się od niego. Musieli zobaczyć, co Tengel Zły ukrył w „tym drugim miejscu”.
Żadne z nich nie miało najmniejszego pojęcia, co by to mogło być.
Trudno było posuwać się pod samą ścianą, musieli iść w pewnej odległości od niej. Kiedy więc Tova się odezwała, odpowiedziało jej nieoczekiwanie głośne echo.
– Chciałabym, żeby towarzyszyło nam teraz wielu z naszych pomocników – zwróciła się do Nataniela. – Na przykład Benedikte z jej zdolnością przenikania rzeczy na wylot, widzenia ich przeszłości.
– Tula posiada podobną umiejętność – odparł Nataniel i również jego głos odbił się echem od skał. – Ona widzi nawet przez ściany.
– Tak, ona by się nam tutaj przydała – mruknął Gabriel.
– I Heike, który wyczuwa wibracje śmierci i ma wiele innych talentów.
– A ja bym najchętniej zabrał ze sobą Targenora – rzekł Marco. – On jest niewiarygodnie silny.
Nagle czworo z idących przystanęło.
Nataniel zauważył to i odwrócił się. Wyczytał w ich oczach bezgraniczne zdumienie.
Przez chwilę nikt się nie odzywał.
W końcu Marco powiedział powoli:
– Myślę, że nie są nam potrzebni. Ani Benedikte, ani Tula, ani Heike, ani nawet Targenor. W ogóle nikt.
– Co masz na myśli? – zapytał Nataniel zbity z tropu. – Co się dzieje?
– Ty lśnisz – oświadczyła Tova lakonicznie. – Świecisz niczym błękitny płomień.
Nataniel podniósł rękę i przyglądał się jej. Zginał łokieć i odwracał dłoń. Potem powoli wysunął przed siebie stopę. Wszystko było jak otulone ostrym, metalicznym blaskiem, jakby on cały znajdował się w jakimś naelektryzowanym pancerzu. I czuł się taki silny, taki… przepełniony niezwykłą mocą. Umysł miał krystalicznie jasny, jego wiedza była nieograniczona, wola niezłomna.
Nagle uśmiechnął się. Już od bardzo dawna nie widzieli, żeby Nataniel się uśmiechał. Po utracie Ellen na jego szlachetnej twarzy gościł jedynie wyraz powagi.
– Chyba jestem gotów do wypełnienia mojego zadania – zaśmiał się niepewnie.
– Nie wątpię w to – szepnęła Tova.
Nataniel wyprostował się.
– Tak! Teraz jestem gotów podjąć walkę. Długi czas niezdecydowania minął!
Odetchnęli z ulgą. Cała piątka.
– No to… co teraz zrobimy? – zapytał Marco, który najwyraźniej chciał, by Nataniel kierował wszystkim.
Nataniel rozpostarł ramiona. Jakby na próbę odwrócił dłonie ku górze. Zdawało się, że odbiera jakieś informacje. Nikt określony ich nie wysyłał, Nataniel po prostu przyjmował wiadomości. Docierały do niego z powietrza.
– Dobry Boże, jakie potężne są teraz moje możliwości – szeptał zdumiony.
Nikogo nie zdziwiło to, że Nataniel powiedział „dobry Boże”. Wiedzieli, że dokładnie to ma na myśli. Dziedzictwo po mieczu dało mu głęboko zakorzenioną religijność, chociaż często sprzeczał się ze swoim ojcem, Ablem Gardem, właśnie na te tematy.
– Wyczuwasz coś? – zapytał Ian nieśmiało.
– Bardzo wiele – odparł Nataniel.
– Ja również wyczuwam wiele – przyznał Marco. – Ale nie bardzo rozumiem, co to jest.
Nataniel stał bez ruchu, jakby się wsłuchiwał w coś, co dzieje się wokół niego.
– Myślę, że my… Myślę, że czeka nas trudna walka. Tengel Zły niczego nam nie ułatwił.
– A czy ktoś tego oczekiwał? – warknęła Tova.
– Nie, ale będziemy musieli pokonać dużo więcej przeszkód, niż przewidywałem – odparł Nataniel. – Niebezpieczeństwo, że on dotrze do celu przed nami, jest wielkie.
– Na co w takim razie czekamy? – niecierpliwił się Marco.
– Rzeczywiście, trzeba działać. Najpierw zajmiemy się „tym drugim miejscem”.
– Jesteś w stanie określić jego położenie?
– Tak. Wyczuwam je bardzo intensywnie. I myślę, że rozwiązanie zagadki jest dużo ważniejsze, niż się nam wydawało.
– A co takiego czujesz?
Nataniel starał się skoncentrować.
– Nie wiem. To jest bardzo dziwne.
– Niebezpieczne?
– Niebezpieczne też, oczywiście. Ale bardziej… dziwne! Chodźcie, idziemy dalej! To znajduje się już niedaleko, przed nami.
Gabriel pozostał na miejscu. Po chwili odwrócił się.
– Już dawno go nie słyszeliśmy.
– Tan-ghila? – zapytał Marco. – Rzeczywiście, nie widzieliśmy go od chwili, kiedy staczał się w dół po przełęczy, przygnieciony tym ciężarem, który dźwigał.
– Myślicie, że umarł?
– Nie, z pewnością nie. Ale mam nadzieję, że przynajmniej przez chwilę czuł się źle.
Pozwolili sobie na nieśmiałe uśmiechy, ale wypadło to dość sztucznie. Nie byli jeszcze tak uodpornieni na ewentualne mające nadejść niebezpieczeństwo, żeby okazywać lekkomyślną odwagę. Jeszcze mieli w sercach zwyczajny ludzki lęk.
Posuwali się powoli pomiędzy ostrymi skałami, które sterczały w tym wymarłym, naznaczonym pierwotną dzikością krajobrazie.
Nagle wszyscy przystanęli. Nataniel ostrzegawczo uniósł rękę.
Znaleźli się na bardziej otwartej przestrzeni. Leżały tu wszędzie kamienne bloki, które stoczyły się kiedyś spod szczytów, jednak przy odrobinie dobrej woli można by to miejsce nazwać pastwiskiem, a może raczej polanką.
– Co to? – zapytał Ian przyciszonym głosem.
– Jesteśmy na tym drugim miejscu – odparł Nataniel, który w gęstniejącym mroku coraz intensywniej świecił niebieskim blaskiem. – To tutaj Sunniva Starsza doznała uczucia, że w pobliżu znajduje się coś dziwnego. Coś, co wzbudziło w niej okropne przerażenie, tak gwałtowne, że musiała jak najszybciej uciekać. Teraz ja odczuwam to samo, tylko że my musimy tu pozostać.
Gabriela również zdążył ogarnąć ten niewytłumaczalny lęk, a widział, że Tova i Marco także zbledli. Twarz Iana zrobiła się niemal biała, Irlandczyk rozglądał się wokół, przerażony.
Tak, wszyscy doznawali tego samego, co kiedyś przeżyła Sunniva Starsza, a później również Tarjei. I wszyscy wiedzieli z całą pewnością, że była to sprawka Tengela Złego. Nikt jednak niczego nie komentował.
– Natanielu, czy myślisz, że coś tutaj znajdziesz? – zapytał Marco.
Emanująca niebieskim światłem postać odwróciła się z wolna ku skalnej ścianie, która znajdowała się teraz w dość dużej od nich odległości.
– Myślę, że to jest tam na górze.
Marco skinął głową. Zaczęli wchodzić po lekko pochylonym zboczu i Gabriel ku wielkiemu przerażeniu stwierdził, że on idzie na końcu. On i Ian.