– Naprawdę nie powinieneś tego robić – przemówiła cicho, polewając mu plecy nagrzaną wodą. – Zostawiać nas.
Yanni odwrócił się do niej i wziął świeży lniany ręcznik. Przez chwilę miała wrażenie, że ją przepędzi, ale jego twarz szybko złagodniała. Usiadł na skraju łóżka i oparł dłonie na jej ramionach.
– Nie mogę tu zostać, Arachne – powiedział poważnie. – To miasto jest pułapką, zastawioną na nas wszystkich. Kiedyś cień stanie się tak głęboki, że zasłoni nam oczy i stłumi oddech. Muszę uciekać, kiedy jeszcze potrafię żyć pod słońcem.
– Nigdzie nie uciekniesz. Będziesz tylko walczył dla Severa.
Nie zezłościł się. Chyba nie spostrzegł nawet, że mu się sprzeciwiła.
– Trzy dni temu widziałem go na placu. Wyjechał przed Palazzo Ducale do żołnierzy. Był w zwyczajnym czarnym kaftanie, z od krytą głową i krótkim mieczem u pasa. Za nim stali kondotierzy – Ubaldo Żelazna Ręka, Nevio di Mare Ultimo i Gianetto l’Orso – wszyscy w srebrzystych puklerzach i morionach. Ale Severo i tak wydawał się dwa razy większy. Nie umiem tego wytłumaczyć – zawahał się. – Arachne, nigdy nie widziałem kogoś podobnego. Kazał wytoczyć do ogrodu beczki wina, a potem zsiadł z konia i chodził pomiędzy nami. Rozmawiał i przepijał do każdego, kto miał dość śmiałości, aby go pozdrowić. Bez zbroi, bez magicznego płaszcza czy innych cudownych broni. Jakby nie przeszło mu przez myśl, że ktoś go może pchnąć sztyletem w plecy. Jak gdyby nic nie mogło go dosięgnąć.
Arachne kiwnęła głową, choć nigdy nie widziała maga, który mieszkał w cytadeli ponad miastem. Owszem, podczas Festa dei Fiori w ogrodach Palazzo Ducale odbywała się huczna zabawa i heroldowie zapraszali na nią wszystkich godnych mieszczan. Ale życie Arachne upływało w mrocznym warsztacie, urozmaicane jedynie wyprawami na targ, do studni albo portu. Despina stroniła od uciech i nie wypuszczała się dalej niż na skraj własnej dzielnicy. Właściwie, zrozumiała nagle dziewczyna, nigdy nie chodzimy na wysokie place, na Tratto Principesco lub do teatrów przy górnym zakolu murów. Matka trzyma się z daleka od miejsc, gdzie mogłoby spocząć na nas oko Severa.
Na chwilę opanowała ją przemożna chęć, aby opowiedzieć Yanniemu, że pochodzą od Sirocco i Brionia jest w istocie ich dziedzictwem. Powstrzymała się jednak. Dała słowo, a ta historia należała do ich matki. Despina wiedziała lepiej. Z pewnością miała powód, aby trzymać ją w tajemnicy przed synem.
– Jaki on jest? – spytała, aby pokryć zmieszanie. – Severo.
– Wysoki, wyższy ode mnie – odparł Yanni. – Ma ciemne włosy, jak ludzie z Brionii, i oczy błękitne jak niebo. Zdają się przewiercać człowieka na wylot, przenikać wszystkie myśli. Ale poza tym wygląda jak każdy inny człowiek. Nie ma twarzy ognistego demona ani lwich szponów zamiast dłoni. Jest tylko… – urwał.
Najpotężniejszym magiem Półwyspu, dokończyła w myślach Arachne. I właśnie nam cię odbiera.
– Gdybyś go wtedy widziała… – podjął Yanni. – Gdybyś, choć raz widziała magię w jego oczach, wiedziałabyś, że wrócę. Nikt nie zdoła pokonać Severa i południowe księstwa też się przed nim ugną. Wtedy cię stąd zabiorę i nigdy więcej nie zobaczymy tego miasta.
– Dlaczego idziesz walczyć dla księcia, skoro tak bardzo nienawidzisz Brionii?
– Nie nienawidzę jej! – Yanni roześmiał się. – To piękne miasto i najpotężniejsze ze wszystkich. Ale jeśli zostaniemy tu dłużej, cień pochłonie nas na zawsze.
Wzdrygnęła się.
– Cień cytadeli?
Yanni zmierzwił jej włosy.
– Zawsze się go bałaś. – Przyciągnął siostrę i posadził na krawędzi łóżka, tuż obok siebie. – A matka podsycała w tobie strachy, choć nie wiem doprawdy, dlaczego. Ale teraz stałaś się prawie dorosła i powinnaś wiedzieć, jak rzeczywiście jest. Ciemność to nie przekleństwo ani pułapka. Severo utkał zasłonę z mroku i demonów, aby chroniła Brionię skuteczniej niż cyklopowe mury i zastępy żołnierzy. Dlatego jesteśmy tutaj bezpieczni. Bo bez zgody księcia nikt nie może przekroczyć bram miasta – ani człowiek, ani demon.
– Nawet za dnia? – zapytała, wstrzymując oddech.
Przestraszyła się nagle, że powietrze spali jej płuca trującym wyziewem demonów.
– Nawet, kiedy słońce świeci tak jasno, aż łzawią oczy. Severo jest zbyt subtelny, aby jego magia była po prostu ciemnością nocy. Mrok cytadeli nieustannie spowija miasto i to dzień jest porą demonów, nie noc. Każdego dnia o świcie książę zwycięża mrok, pozwala, by słoneczne światło przesączało się przez zasłonę demonów. Jednak bariera pozostaje, jak przezroczysta szklana misa kryje nas przed mocą nieprzyjaciół. Czy teraz rozumiesz?
Zakręciło się jej w głowie, przed oczami zawirowały ogniste i czarne kręgi.
– Co ci jest, Arachne? – Yanni złapał ją za ramiona.
Otworzyła usta i ze świstem wciągnęła powietrze, a potem rozkaszlała się spazmatycznie.
– Nic – wykrztusiła wreszcie. – Zachłysnęłam się.
Brat przyglądał się jej podejrzliwie.
– Dziwna z ciebie dziewczyna. – Potrząsnął głową. – Czasami zdaje mi się, że was w ogóle nie znam. Ani matki, ani ciebie. Ale mrok jest tutaj, w tym zakurzonym warsztacie i w sercu naszej matki. Despina siedzi tu jak pająk w ciemnych kątach, nie dbając o nic, prócz swoich nici. Jednak ty nie powinnaś żyć w ten sposób. I kiedy jesienią powrócę z sakiewką pełną złota, zabiorę cię stąd daleko, siostrzyczko. Mrok naszego domu jest niebezpieczniejszy niż wszystkie demony Severa. Nie pozwól, aby cię pochłonął.
Yanni odpłynął z żołnierzami Severa na południe, ale nie powrócił jesienią. Zbuntowani książęta bronili się zaciekle przez wiele miesięcy. Każdego dnia o zmierzchu Arachne wkładała długi płaszcz z szarej wełny i szła w dół wąskimi uliczkami Brionii po zboczu góry, a potem przez Lido di Capra. Stała na gładkich kamieniach nabrzeża, obserwując statki przybijające do brzegu w ostatnich promieniach słońca i łudząc się, że nad burtą jednego z nich zobaczy twarz brata. Jednak nigdy się tak nie stało.
Mieszkały daleko od portu i było późno, kiedy wracała do domu. Ale Despina wciąż tkwiła w oknie, z rozpaczliwą nadzieją wpatrując się w ciemność. Arachne musiała powoli rozprostowywać palce matki, zaciśnięte na krawędzi okiennicy. Jak ślepca prowadziła ją do stołu, wtykała jej w dłoń płótno. Dopiero dotyk igły i nici budził hafciarkę z odrętwienia. Machinalnie wygładzała materiał, wodziła palcami po wzorze. Zanim Arachne rozdmuchała żar na wygasłym palenisku, Despina haftowała z tą samą biegłością, która przed laty zachwyciła Tullę. Jednak jej umysł błądził gdzieś daleko i nie rozpoznawała córki, kiedy ta podsuwała jej miskę bobu doprawionego czosnkiem i oliwą.
Za dnia siadały obok siebie, przy krośnie, wielkiej drewnianej ramie do haftowania albo przy stole zasłanym wielobarwnymi motkami nici, pracując zaciekle i bez słowa. Arachne ani się spostrzegła, jak zaczęła upinać włosy w ciasną koronę na szczycie głowy i zakrywać je ciemną chustką. Jej suknie mimochodem przybrały barwę popiołu, potem świeżo skopanej ziemi, a nim nastała wiosna, stały się zupełnie czarne. Kiedy szła o poranku po wodę do studni, dzieci uciekały przed nią i kryły się w zaułkach, jak niegdyś przed jej matką.
Co dziwne, szaleństwo Despiny nie budziło strachu. Tego lata nikt nie nazywał jej stregą, choć coraz więcej czasu spędzała nieruchomo w oknie, spoglądając wypełzłymi oczami prosto w słońce. W Brionii rybacy często nie powracali z morza, a Severo prowadził wojny od wielu lat i mieszkańcy miasta przywykli do rozpaczy matek.
Sąsiedzi zaczęli wieczorami znów zachodzić pod warsztat hafciarki. Kobiety zapraszały Arachne na darcie pierza i wicie kwietnych girland, którymi co niedzielę przystrajano posąg Najwyższego w wielkiej świątyni. Mężczyźni rąbali drewno na opał, pobielili ściany i pomagali dziewczynie w cięższych pracach, a syn Crescenza bywał u niej częściej niż inni. Arachne nie umiała się jednak cieszyć ich życzliwością, skoro zaskarbiła ją dopiero śmierć Yanniego.