Выбрать главу

Gallinetta czekała na nią, zaczajona pomiędzy kramami w podcieniach Porta dei Ferraii. Był wieczór i ciemność opadała na miasto jak półprzezroczysty żałobny welon.

– Nie idź tam dzisiaj! – Wczepiła się w ramię Arachne palcami mocnymi jak szpony drapieżnego ptaka. – Patrzyłam w wodę i słuchałam szeptów demonów. One już wiedzą. Słyszą w powietrzu łopot płomieni.

– Czekałam na to od zawsze – powiedziała cicho dziewczyna. -Całe moje życie.

– Więc zawsze zacznie się jutrzejszej nocy – odrzekła głucho strega. – Nie zatrzymam cię. Ale masz wciąż czas. Do jutrzejszej nocy możesz się cofnąć – dokończyła i odeszła, podpierając się na kiju i mamrocząc do siebie pod nosem.

Arachne puściła się biegiem przez Lido di Capra. Teraz była pewna, że lichwiarz odnalazł tę jedną, jedyną właściwą księgę, która skrywa odpowiedź na wszystkie pytania i zna pragnienie jej serca. A ludzie oglądali się za rudowłosą dziewczyną i uśmiechali pobłażliwie, przekonani, że spieszy się w tę pogodną letnią noc do kochanka.

Być może Tuillio również się jej spodziewał, bo nie okazał zdumienia, kiedy zadyszana wpadła do szopy. Krótkim skinieniem dłoni odprawił dziobatego człeka. Ten zebrał w brązową szmatę jakieś srebrne błyskotki i odszedł pospiesznie.

– Piękna noc – zagaił z osobliwym uśmiechem lichwiarz. – Wigilia Festa dei Fiori. Kobiety plotą wieńce z kwiatów, aby przystroić posągi Przedwiecznego, a dziewczęta szykują świeże suknie na jutrzejsze tańce. Niektóre, najpiękniejsze, wdzieją pewnie maski i wybiorą się na bal do ogrodów Severa i przez jedną noc w roku będą udawały wielkie panie. Mogłabyś pójść z nimi.

Arachne jedynie uniosła brew. Matka nigdy nie pozwalała jej brać udziału w maskaradzie, która rozpoczynała się po wieczornym nabożeństwie. Zresztą nie chodziły również na modły do Monastero dello Zodiaco. Despina uważała wszystkie te publiczne śpiewy i kwietne korowody za herezję. Ale nawet po śmierci matki Arachne nie przeszło przez myśl, aby wybrać się w Festa dei Fiori do ogrodów maga. Wiedziała, że otwierano je tylko na tę jedną noc. Z fontann płynęło wino, demony w przebraniach służących roznosiły kandyzowane owoce i migdały w cukrze. Każda z dziewcząt marzyła, że kiedyś oko Severa spocznie właśnie na niej i że zatańczy z nim pierwszy taniec na marmurowym placu przed cytadelą. Lecz nie ona. Nie Arachne.

– Przyszłam po księgę – powiedziała cicho.

– Cóż, cieszę się, że przedłożyłaś mnie nad modły i kwietne korowody – zadrwił lichwiarz. – Ale tak, mam dla ciebie kodeks. Ten, którego szukałaś przez te wszystkie lata.

– Naprawdę? – spytała, nieświadomie przybierając ton małej dziewczynki.

– Sama zobacz. – Tuillio wziął ją za rękę i poprowadził na tyły budynku. – Przytrzymaj lampkę – nakazał, otwierając szafę.

Wyjął księgę, niewielką i postrzępioną na brzegach, po czym przysunął ją Arachne na wyciągniętych dłoniach, aby mogła odczytać napis.

Nie powstrzymała się. Pokusa była zbyt silna. Zdążyła tylko dostrzec imię sirocco i skomplikowany ciąg obliczeń, wpisanych wstęgą na boku mapy nieba. Potem handlarz zatrzasnął księgę.

– Dotrzymałem słowa – oznajmił.

Zabrał jej kaganek, postawił go na skrzyni obok łóżka, a potem wyjął z sakwy siódmy płaszcz i jednym ruchem rozpostarł go na posłaniu. Owal tęczy wydawał się wyhaftowany z macicy perłowej, a rubiny w koronie demona połyskiwały jak krew. Tuillio wstrzymał oddech.

– Czy teraz dasz mi księgę? – spytała płaskim głosem Arachne.

– Tym razem płaszcz nie wystarczy.

Drgnęła.

– Nie mam złota – odparła. – Nie mogę więcej zapłacić.

– Złota? – Lichwiarz roześmiał się piskliwie. – Czy naprawdę myślałaś, dziewczyno, że kiedykolwiek chodziło o złoto?

Cofnęła się o krok, ale Tuillio mimo kalectwa poruszał się bardzo szybko. W jednej chwili był przy niej. Popchnął ją na szafę, tak, że jej twarz znalazła się tuż przed nim. Nie mogła się cofnąć.

– Uwierzyłaś, że ryzykowałbym katownię w Torre dei Falconi i gniew Severa z powodu kilku złotych monet albo kawałka sukna? Masz mnie za głupca?

– Więc dlaczego?

– Najpierw ty mi powiedz, dlaczego przyszłaś właśnie do mnie.

– Ktoś wymienił przy mnie twoje imię. Przy studni albo na placu, nie pamiętam. Opowiadał, że handlujesz tym wszystkim, czego nie można kupić w uczciwym kramie.

Jakiś dziwny, nerwowy grymas wykrzywił usta lichwiarza.

– Tylko tyle? Bo ktoś wymienił moje imię?

Coś ją przeraziło w jego głosie.

– Tak – odparła, zwilżając czubkiem języka suche wargi.

– Po prostu przyszłaś do mnie z wysokiego miasta, ślepa na niebezpieczeństwo i całkowicie pewna, że wiesz, kogo zastaniesz. To właśnie mi powiedziałaś. Dawno temu, za pierwszym razem. Pamiętasz?

Przecząco pokręciła głową.

– Człowiek, taki jak ty, powiedziałaś wtedy. Nie masz pojęcia, jakim jestem człowiekiem, Arachne.

Wymówił jej imię tak, jakby to była broń. I nie pomylił się.

– Skąd wiesz, kim jestem?

– Och, wiem też o twojej matce i bracie, który dziewięć lat temu zaciągnął się do wojska Severa i zginął. Wiem, że złamałaś zakaz księcia i po co to uczyniłaś. Wiem o tobie bardzo dużo, Arachne. Ale ty nie wiesz nic o mnie. Nigdy nie chciałaś wiedzieć. Nigdy o nic nie spytałaś. Nie byłaś ciekawa. Przychodziłaś po księgę, daleka i obojętna, i znikałaś na wiele miesięcy. A potem pojawiałaś się, jak gdybyś widziała mnie wczoraj – mówił coraz szybciej, z rosnącą wściekłością. – Nawet przez myśl ci nie przeszło, że pewnego dnia możesz mnie tutaj nie znaleźć. Że w moim życiu istnieje coś więcej niż poszukiwanie zakazanych ksiąg o demonach. Nie tylko ty i twoja przeklęta tajemnica.

– A istniało?

Zwinął się jak po uderzeniu w twarz. Ale odpowiedział.

– Nie. Nie istniało. Przez trzy lata szukałem twojego kochanka. Zamierzałem go zabić. I wydawało mi się, że jesteś sprytniejsza ode mnie, że znalazłaś sposób, aby się z nim potajemnie spotykać. A potem zrozumiałem, że nie ma kochanka i nigdy go nie było. Oszukałaś mnie, a ja uwierzyłem jak głupiec. Lecz przez to tylko jeszcze bardziej pragnąłem twojej tajemnicy. Jednak nie mogłem jej przeniknąć. Nawet wówczas, gdy wiedziałem już, że potrafisz odczytać zakazane zaklęcia magów i tropisz demony na nieboskłonie. Nie umiałem pojąć, dlaczego taka dziewczyna jak ty potrzebuje magii. A ty nie chciałaś mi powiedzieć. Mogłem zmusić cię, abyś pracowała ponad siły, i doprowadzić do nędzy, ale nie mogłem dosięgnąć. I wtedy postanowiłem, że znajdę dla ciebie tę księgę. Tę, której pożądasz bardziej niż własnego życia. A kiedy będę ją wreszcie miał, wówczas cię dostanę. Całą twoją tajemnicę.

– Czego ode mnie chcesz?

– Rozpuść włosy – zażądał, odsuwając się o krok. – Są czerwone jak ogień i długie aż do samej ziemi, prawda? Zawsze chciałem je zobaczyć, rozrzucone dla mnie na jednym z twoich płaszczy.

– Nie jestem dziwką.

– Och, jesteś od niej gorsza! – roześmiał się lichwiarz. – Sprzedałaś siedem lat życia za sześć bezużytecznych ksiąg, a teraz uczynisz, co zechcę, aby dostać siódmą. Wiesz o tym bardzo dobrze, więc zrób, jak każę.

Kiedy wyjęła długie szpilki i rozpuściła włosy, Tuillio wsunął w nie palce i przytrzymał ją za brodę, kiedy próbowała się odwrócić.

– Tak właśnie myślałem, że będą miękkie i śliskie jak jedwab – powiedział szeptem. – I ty też taka będziesz dla mnie tej nocy, Arachne.

* * *

Dzwon na wieży Monastero dello Zodiaco wybił siedem razy na chwałę Najwyższego. Zapadał zmierzch i z Vicolo delle Tessitrici dochodził coraz donośniejszy odgłos radości, choć daleko stąd było do większych placów, gdzie mieszkańcy Brionii zbierali się właśnie na coroczne święto. Heroldzi głośno zwoływali mieszczan na zabawę w ogrodach wokół Palazzo Ducale. A Arachne siedziała pośrodku pustego warsztatu z księgą na kolanach.