– Więc opatka nie żyje?
– To nawet o tym nie słyszeliście w tej głuszy? – zakpiła, choć musiała rozumieć, że wieść potrzebuje czasu, by dotrzeć tak wysoko w góry. – Tydzień temu opatka wyzionęła ducha ku wielkiej radości szarych braciszków, zamierzali, bowiem ogłosić ją świętą. Ale żadne nabożne śpiewy nie odstraszyły ognistych demonów, które zleciały się z wysokiego nieba i obróciły w perzynę resztki Brionii. I nikt nie zdołał ich powstrzymać! – Suknia kobiety zaszeleściła, kiedy znów zaczęła gniewnie przechadzać się po komnacie. – Żaden z magów i hierofantów nie okazał się dość potężny, by je poskromić. Jak stadko dzieci zaryglowali się w swoich zamkach i wieżach, czekając, aż demony znikną z powierzchni ziemi.
– Igino…?
Nie pozwoliła mu dokończyć.
– Kiedy szarzy mnisi nie stali mu dłużej na przeszkodzie, Igino pognał jak szalony do Brionii, by wśród zgliszczy cytadeli szukać pozostałości po magii dawnych władców. Tylko, dlatego udało się nam umknąć. Ale teraz zapewne już powrócił, jak zwykle z pustymi rękami – prychnęła pogardliwie. – Biedak, nie umie pozbyć się złudzenia, że jeśli zagarnie dobra dawnych magów, ich moc przepłynie do niego jak strużki deszczu po kamieniu. W istocie jednak jest słaby jak strega i równie zabobonny. Jest ledwie…
– Jeżeli jest tak słaby, dlaczego przed nim uciekasz? – przerwał.
Żachnęła się.
– Nie powiedziałam, że jest słaby. Igino żeruje na sekretach starych mistrzów. Nawet demony mrozu, swoją najpotężniejszą broń, związał zaklęciami z księgi, którą znalazł w jakimś zapomnianym przez Pana i ludzi górskim klasztorze. Nie potrafił nic dodać od siebie, żadnej inkantacji, żadnej nowej mocy. I inni czarnoksiężnicy nie przewyższają go w tym względzie – dodała cierpko.
– Sama rzekłaś, pani, czas magii przemija bezpowrotnie. Trudno mi udawać, że jej żałuję.
Sądził, że ją rozgniewa. Pomylił się wszakże, kolejny raz podczas tej osobliwej rozmowy.
– Błądzisz, bracie – powiedziała ciepło. – Magia nie odchodzi, choć czasem zmienia kształt i barwę. Igino jednak nie rozumie jej natury, więc czepia się resztek i na oślep próbuje je kształtować. Teraz zapewne również zwlókł do Valle jakieś nadpalone manuskrypty, potrzaskane nagrobne płyty i ułamki rzeźb z portyków cytadeli. Ale nie ma kluczy do tajemnic panów Brionii. Poza jednym. Krwią mojego syna, która ma zwabić dla niego demony.
Nino, który został powołany do życia jedynie po to, aby odbudować nadwątlone siły ojca, potrząsnął w zdumieniu głową.
– Czyż każdy z książąt-magów nie przysięga w dniu swojej koronacji przed ołtarzem Najwyższego, że wyrzeknie się podobnego plugastwa?
– Rozbawił ją tylko.
– Nie bądź łatwowierny, bracie. Zmusiliście magów, aby się przed wami ukorzyli, a oni uczynią wiele, by w spokoju uprawiać swoje czary. Dlatego skwapliwie wysłuchają pobożnych nauk kaznodziejów i będą kamienować stregi w swoich posiadłościach. Naprawdę jednak jest jeszcze gorzej niż kiedyś. Odkąd zniknęli Principi dell'Arazzo, wszystko się przemieszało, sztuka czarnoksiężników i brudne sposoby wiedźm, zaklęcia, których obliczenie zajęło wiele lat, i czarna krew kogutów zarzynanych o północy pod cmentarnym murem. Igino chce pójść zaledwie o krok dalej. Wypije moc, a krwią przywoła demony, które niegdyś służyły książętom Brionii, licząc, że rozpoznają ich potomka. Czasami – dodała cicho – sądzę, że od początku tak to zaplanował. Nie pozwolił mi żyć ze względu na mnie samą. Liczyła się jedynie krew Principi dell'Arazzo.
Milczał, nie wiedząc zupełnie, co odpowiedzieć. Pomiędzy Fiamettą i nim rozciągała się niezmierzona przestrzeń trzydziestu lat i nie próbował nawet zgadywać, jak wiele zawiedzionych nadziei, zdrad i cierpienia kryło się za jej słowami. Nie umiał już sobie przypomnieć twarzy dziewczynki, która wyszła z nim z pałacu na zakurzony gościniec tamtego dnia, kiedy przyniesiono im wieść o śmierci ojca, i nie znał kobiety, którą stała się jego siostra. Rozumiał jedynie, że nie przybyła do klasztoru, aby się go poradzić. Nawet jako małe dziecko potrafiła przechytrzyć większość domowników i nie wątpił, że przez trzydzieści lat u boku maga jej plany stały się nieskończenie bardziej skomplikowane.
– Po co przybyłaś, Fiametto? – zapytał wreszcie wprost, pierwszy raz nazywając ją po imieniu. – Nie noszę oręża i nie zdołam cię obronić. Jestem tylko mnichem, któremu przed przeszło ćwierćwieczem wydarto oczy.
– Nigdy więcej tak nie mów! – Znów poczuł na ramionach jej szybkie, niecierpliwe dłonie. – Nieświadomość nie oznacza niemocy. Jesteś potomkiem Principi dell'Arazzo, a twoje hymny są pełne magii.
– Czy naprawdę wierzysz, że czarnoksiężnik pogwałci prawo azylu i przemocą wedrze się do klasztoru? – Opat oparł głowę na złożonych dłoniach.
Siedzieli w wirydarzu przy klasztornym murze. Wiatr poruszał pnączami róż i słodko pachniały zioła, nagrzane jesiennym słońcem. Nino czasami przychodził tu grać, choć niewiele miejsca pozostawiono dla pustej rozrywki. Każda piędź ziemi została mozolnie przyniesiona przez pielgrzymów z urodzajnych dolin i rozsypana na jałowych kamieniach, więc ogród był niewielki, lecz powiększał się z każdym rokiem i wszystkie grupy pątników miały w tym swój udział. Uprawiano tu głównie zioła do infirmerii i warzywa, ale Nino najbardziej cenił pojedynczy krzak róży: jej kwiatami w czas największych świąt przystrajano grób świętego Sirona.
– Wierzę, że moja siostra uczyni wszystko, aby go do tego zmusić – odparł Nino. – Być może nigdy nie powinienem jej pozwolić postawić stopy na Pilastri del Cielo.
– Nie ma przecież nikogo prócz ciebie – obruszył się opat. -Gdzie indziej mogłaby szukać obrony?
Nino odruchowo wyciągnął dłonie ku harfie i zaraz opuścił je bezradnie. Dźwięk instrumentu zwykle gasił jego niepokój, lecz po tym, czego się dowiedział od Fiametty, nie śmiał już grać. Jak niewiele słów, pomyślał ze smutkiem, wystarczy, by zwątpić w siebie.
– Ona nie szuka schronienia, ojcze. Nie umiem odróżnić, co w jej słowach jest prawdą, a co kłamstwem. Nie umiem też zgadnąć, co powiedziała Iginowi. Ale zastawiła tę pułapkę na nas obu i mag przybędzie.
Opat zdumiał się.
– Czyżbyś się jej lękał?
Nino potrząsnął głową. Spomiędzy wszystkich mnichów opat był mu najdroższy, ale nawet jemu nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego przybycie Fiametty napełniało go grozą.
– Ona nie jest bezbronna, ojcze, a jej nienawiść parzy jak ogień. Starszy mnich poruszył się niespokojnie.
– Co ci powiedziała?
Zacisnął wargi. Ta część była najtrudniejsza.
– Nino – napomniał go łagodnie opat – nie możesz tego zataić.
Ślepiec milczał przez chwilę, wodząc długimi palcami po porę czy ławki.
– Mówiła, że muzyka jest jedynie ujściem, jakie znalazła sobie magia płynąca w moich żyłach – wyznał cicho, a każde słowo sprawiało ból. – Próbowała mnie skłonić, abym wezwał demony i stanął do walki z Iginem. Przywiozła księgę, wykradzioną z komnat męża, w której mag zapisywał moje hymny, usiłując rozwikłać ich tajemnicę. Wszystko tam jest – rytm, kadencje, słowa i melodia – ale ani Igino, ani żaden z wezwanych przez niego hierofantów czy minstreli nie potrafił odczytać ich właściwie, wystarczy, bowiem zmienić jedną nutę lub pojedynczy akcent, aby zaklęcie straciło swoją moc. – Nerwowo przełknął ślinę. – Fiametta chce, żebym zagrał i zaśpiewał, kiedy Igino przybędzie upomnieć się o jej syna. Powiada, że jeśli się nie omyliła, spełnię dobry uczynek, ocalając dziecko przed zagładą. Jeśli zaś się omyliła, moja wiara winna być wystarczająco silna, by przetrwać tę próbę.
Stary mnich wpatrywał się w niego z natężeniem. Twarz Nina była szczupła, przecięta czarną smugą opaski na oczach i zupełnie nieruchoma – współbracia zżymali się często, że nie potrafią nic z niej wyczytać. Opat zastanawiał się czasami, czy to skutek ślepoty, czy też dziedzictwo magów, którzy pieczołowicie skrywali swoje myśli. Inni mnisi nie mieli podobnych wątpliwości. Dawno temu, zanim jeszcze pieśni Nina rozsławiły ich klasztor, nazywali go za plecami odmieńcem, pomiotem czarnoksiężnika, który powinien zostać wypędzony na pustkowie, by nie kalał świętego miejsca. Potem niechęć ustąpiła nieco, lecz opat wyczuwał, że Nino nie należy naprawdę do wspólnoty, tylko zatrzymał się gdzieś na jej skraju, odpychany przez lęki współbraci i własną obcość. Równie dobrze mógłby mieszkać w jednej z grot dawnych pustelników – i zapewne byłby tam szczęśliwszy.