Выбрать главу

Martinez wisiał w nieważkości, kiedy „Prześwietny” obracał się, ustawiając na nowy kierunek. Mógł tylko wyobrażać sobie, co będzie się działo po drugiej stronie Magarmath, kiedy obie Floty zbliżą się do tego samego punktu. Anihilujące stada pocisków wystrzeliwane z bezpośredniej odległości, będą równie niebezpieczne dla celu, jak i dla strzelającego. Może wiedząc o tym, całkowicie zrezygnują z używania pocisków, ale to nie oznacza, że zakończą walki. Kiedy walczące eskadry ułożą się naprzemiennie w jednej kolejce, znajdą się dostatecznie blisko siebie, by wykorzystać promienie antyprotonowe jako broń zaczepną i spowodują taką samą rzeź, jaką Martinez widział przy Harzapid w pierwszym dniu rebelii. Walczące siły popędzą wokół słońca i jeśli po przejściu nie odseparują się, będą po prostu nadal strzelały.

Martinez nie miał pojęcia, jak w razie potrzeby pomóc zaprzyjaźnionym okrętom. Przecież nie będzie mógł strzelać pociskami z obawy, że trafi w swoich.

— Hamowanie na mój sygnał przy trzech g — powiedziała Chandra. — Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden, już.

Hamowanie kopnęło Martineza w plecy. Zobaczył, że większość ocalałych rozpoczęła hamowanie w tej samej chwili — wszyscy z wyjątkiem Suli, która hamowała już od pewnego czasu. Zastanawiał się, czy Michi jest najstarszym ocalałym oficerem i czy wydała im wszystkim rozkaz.

Dwa statki nie hamowały. Jednym był krążownik, z którym nie można było nawiązać łączności i który wlókł się po ustalonym wcześniej kursie, a drugim — jeszcze jeden statek z przodu kolejki, który mógł znajdować się w tej samej sytuacji.

Martinez zobaczył omijające słońce okręty. Żagwie ich silników płonęły, ustawiając statki na szlaku ku Magarii. Nie można było orzec, czy to lojaliści czy Naksydzi i Michi wysłała żądanie, by się przedstawiły.

Odpowiedź nadeszła z szybkością światła. Nowo przybyli należeli do dwudziestej eskadry krążowników — pięć statków z dziesięciu, które rozpoczęły bitwę.

Słońce wypluło następną porcję statków — drobne jasne nasionka przemierzające mrok. Leciały po innym kursie niż eskadry lojalistyczne, dlatego prawdopodobnie był to wróg.

— Wszystkie okręty, ognia salwami — powiedziała Chandra. — Nie, chwileczkę. Bądźcie w pogotowiu.

Kurs nowo przybyłych był osobliwy. Nie pędzili za lojalistami i nie próbowali dostać się między nich, a Magarię. Nie widać było, żeby kierowali się do jakiegoś szczególnego miejsca w układzie. Lecieli po prostu w pusty kosmos.

Nie, niezupełnie pusty — uświadomił sobie Martinez.

Dźgnął wirtualny klawisz, by wysłać wiadomość Chandrze.

— Uciekają! — powiedział. — Kierują się do wormholu pięć.

A to zaprowadzi ich w końcu do ojczystego świata Naksydów, Naxas.

— Musimy ich dogonić — powiedział. — Bez nich Magaria jest niczym.

Ognia salwami — powiedziała Chandra — Przygotować się do korekty kursu.

Wroga eskadra i pozostałości dwudziestej eskadry już wystrzeliły swoje pociski. Wkrótce przestrzeń między statkami wypełniły wybuchy.

Jeszcze jedna eskadra rzuciła się obok słońca Magarii i na szlak ku wormholowi pięć. Już sypali pociskami wycelowanymi w dwudziestą eskadrę krążowników.

Zawrócić na kurs zero-sześć-zero przez zero-zero-jeden względne — powiedziała Chandra. — Rozpocząć o szesnastej czterdzieści jeden i jeden przyśpieszenie do sześciu g.

— Silniki, wyłączyć silniki — powiedział Martinez do Mersenne’a. — Pilt, czy masz nowy kurs?

— Tak, milordzie.

Lojaliści rozpoczęli pościg za uciekającym przeciwnikiem. Następne dwie formacje, które minęły słońce, należały do lojalistów, już dźgających naksydzką eskadrę, którą mieli za rufą. Antymateria paliła się i wrzała w przestrzeni między statkami.

Nie wszystkie statki minęły słońce bez szwanku. Dwa odleciały śladem „Sędziego Urhuga”, niezdolne do wykorzystania mocy własnych silników. Nie było jasne, czy to przyjaciele, czy Naksydzi. Inne szły kilwaterem eskadr lojalistycznych, lecz meldowały, że mają zbyt rozległe uszkodzenia, by kontynuować walkę z wrogiem.

Jeśli Naksydzi mieli podobne problemy, zachowywali na ten temat milczenie.

Dalsze statki wypadły ze słonecznej studni grawitacyjnej i wraże eskadry znikły za chmurami rozszalałej plazmy. Wskaźniki radiacji ostro szły w górę, kiedy pociski dosięgały magazynów paliwa. „Prześwietny” pojękiwał przy wzroście grawitacji. Martinez dyszał z trudem, walcząc z ołowianym olbrzymem, który przykucnął na jego klatce piersiowej. Okręty Michi słały jedną salwę po drugiej. Statki meldowały, że wyczerpuje im się amunicja w magazynach.

Wreszcie Michi odwołała pościg. Wrogie jednostki zbyt się rozdzieliły podczas procowania wokół słońca — dodatkowe cztery minuty ciągu zbyt daleko odrzuciły lojalistów. Naksydzi mogli utrzymać dystans, stosując dokładnie takie same przyśpieszenie jak Michi.

— Czy lady Michi jest teraz najstarszym ocalałym oficerem? — spytał Martinez.

— Chyba tak — odpowiedziała Chandra. — Wszyscy słuchają jej rozkazów.

Martinez obejrzał displej i zrobił bilans. Flota Ortodoksyjna rozpoczęła bitwę z osiemdziesięcioma siedmioma okrętami, a ocalało ich ze czterdzieści — dokładna ich liczba zależała od tego, ile z tych milczących okrętów, teraz dryfujących w pustkę, należy do Floty lojalistów.

Naksydzi zaczęli z siedemdziesięcioma dwoma okrętami. Uciekało ich teraz trzydzieści.

Statki obu stron były poniszczone, ale w tej chwili nie można było ocenić rozmiarów szkód.

Wydawało się natomiast jasne, że walka zebrała obfite żniwo wśród oficerów flagowych. Statek Torka dryfował i nie odzywał się. „Sędzia Kasapa” Kringana nie ocalał, chyba że był jednym z tych wraków na kursie donikąd. Trzeci w hierarchii, pełniący obowiązki młodszego dowódcy Floty, Laswip, zginął wraz ze swym statkiem.

Wobec tego władza spoczywała teraz w rękach Michi.

— Kapitanie Martinez — usłyszał jej opryskliwy głos — potrzebuję pana natychmiast w swojej kwaterze.

— Tak jest, milady.

Martinez pozwolił wirtualnemu displejowi zniknąć. Po raz pierwszy od wielu godzin w jego polu widzenia pojawiła się sterownia. Starożytni terrańscy oficerowie na koniach spoglądali na niego surowo ze ścian, a pod końskimi kopytami płonęły displeje w kolorach, które w porównaniu z jasnością wirtualnego świata wydawały się matowe i przytłumione.

— Kom, daj mi pierwszego oficera — powiedział.

Zgłosiła się Kazakov i Martinez przekazał jej dowództwo statku w czasie, gdy on będzie na zebraniu.

— Tak jest, milordzie. — Po chwili dodała: — Gratulacje, milordzie.

— Dziękuję.

Wypiął się z uprzęży i postawił stopy na pokładzie, a potem odkręcił hełm i zaczerpnął nieco świeżego powietrza. Z włączonym jeszcze mikrofonem zwrócił się do załogi sterowni.

— Doskonała robota. Zróbcie sobie przerwę i rozprostujcie kości, ale nie odchodźcie daleko. Postaram się, żeby przyniesiono wam jedzenie.

Kiedy wstał, wszyscy obrócili swe klatki akceleracyjne w jego stronę. Marsenne podniósł urękawicznione dłonie i zaczął klaskać. Pozostali poszli za jego przykładem. Materiał skafandrów tłumił dźwięk oklasków.

Martinez uśmiechnął się szeroko.

Rzeczywiście spisałem się nieźle, przyznał w duchu, myśląc o pomyłkach zwierzchników.

Podziękował wszystkim i zdjął czepek, który zawierał słuchawki, mikrofon, siatkę projekcji wirtualnych i czujniki diagnostyczne do monitorowania pracy organizmu.