Martinez co najmniej dwie sekundy pławił się w promiennej radości. Ale radość gwałtownie wyparowała, gdy Li nachyliła się nad displejem mankietowym, gdzie błyskała wiadomość.
— Wiadomość od lorda Torka, milady — powiedziała.
— Daj ją na ścianę — poleciła Michi i wyprostowała się w fotelu, patrząc na ścianę i w kamery. Jeden z ekranów wypełniła szara, wielkooka, pozbawiona wyrazu twarz Torka.
— Słucham, lordzie dowódco — powiedziała Michi. — Raduję się, że pan przeżył.
Jeśli chodzi o Martineza, ledwie mógł się powstrzymać od warczenia. Jego eskadra z pewnością była teraz straconą sprawą.
— Proszę o raport, lady Michi — powiedział Tork.
Mamy trzydzieści dziewięć ocalałych statków i dwa milczące, co do których nie ma pewności. Właśnie zbierałam dwadzieścia osiem sprawnych okrętów, by natychmiast ruszyć w pościg za przeciwnikiem.
Z powodu wzrastającej odległości między „Prześwietnym” a „Sędzią Urhugiem” Tork odpowiedział dopiero po kilku sekundach. Obserwując jego wizerunek, Martinez zobaczył, że wódz naczelny nie ma na sobie skafandra. Jego tors był zamknięty w pulchny jasnopomarańczowy plastik — nadmuchiwany opatrunek, stosowany przez medyków Floty. Martinez nigdy jeszcze nie widział Torka w aż tak ołowiowym kolorze. Na twarzy nie było pasków martwej skóry, co przemawiało za tym, że Daimonga właśnie oczyścił jakiś medyk.
— Bardzo dobrze, lady Michi — oznajmił Tork. — Ma pani pozwolenie na pościg.
Martinez był zaskoczony. Oczekiwał, że Tork zechce okrążać Magarię przez następne trzy czy cztery miesiące, zanim zrobi następny krok.
— Niech mi pani łaskawie prześle całą informację na temat stanu Floty i proponowanych zarządzeń — powiedział Tork.
Nastąpiła długa przerwa, gdy obserwowali, jak okrągłe oczy Torka wchłaniają dane. Jeśli czuł jakiś żal, że wygrywając bitwę, stracił połowę podkomendnych, zupełnie tego nie okazał.
— Pełniący obowiązki dowódcy eskadry, Altasz, powinien zostać w układzie Magarii, by dowodzić jednostkami, które pozostają — powiedział Tork. — Może pani włączyć resztę ciężkich krążowników do dziewiątej eskadry. Nie wszystkie — „Świetny” dołączy do siedemnastej eskadry, a jego kapitan zastąpi lady Sulę na stanowisku dowódcy eskadry. Pozostałe statki mogą utworzyć lekką eskadrę pod… Czy to będzie kapitan Tantu?
Ból po stracie własnej eskadry walczył w Martinezie z wściekłością z powodu tego, co spotkało Sulę. Może jest brutalna, bezczelna i szalona, ale ona i jej eskadra spisali się wspaniale, stracili mniej statków niż inne jednostki i zadali wrogowi o wiele większe straty.
— Chyba Tantu jest najstarszy, milordzie — odparła Michi. — Czy nie byłoby bardziej logiczne, gdyby „Świetny” należał do ciężkiej eskadry?
— Życzę sobie, by kapitan Sula została zastąpiona — oznajmił Tork. — Nie wykonała moich wyraźnych rozkazów i zastosowała rozlot we wczesnej fazie bitwy. Odmówiła przegrupowania eskadry, kiedy to nakazałem. Chcę, by dowodził lojalny kapitan, który zmusi ją do należytego posłuszeństwa.
Martinez widział, że Michi szykuje się do odpowiedzi, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
— Tak jest, milordzie — powiedziała. — Czy potrzebujesz pomocy? Czy mam wysłać statek, by zdjął pana z „Urhuga”?
To nie będzie potrzebne. Mam uraz pleców i lekarze mówią, że nie powinienem być poddawany wysokim przyśpieszeniom. Powiedziano mi, że „Sędzia Urhug” za dwadzieścia dziewięć godzin będzie miał jeden silnik sprawny, a to powinno wystarczyć do powolnego hamowania. Gdy dotrzemy na stację pierścienną Magarii, hormony szybkiego leczenia zreperują moje urazy. Teraz, kiedy łączność została przywrócona, mogę nadal prowadzić Jedynie Słuszną i Ortodoksyjną Flotę, przynajmniej na razie.
Czy Tork nigdy się nie podda? — zastanawiał się Martinez. Nigdy nie umrze, nie przejdzie na emeryturę, nie zamelduje się w szpitalu Floty, nie rozwali sobie mózgu?
Czy Tork już zawsze będzie stał na drodze Martineza?
— Życzę sobie, by zażądała pani kapitulacji Magarii i wrogiej Floty — oznajmił Tork. — Bardzo bym pragnął sam wystosować to ultimatum, ale gdyby nadeszło z tego okrętu, niemal wraku, siła jego oddziaływania byłaby mniejsza.
Nie wspominając o tym, że przyciągnęłoby to wrogie pociski — pomyślał Martinez.
Jego ponura mina podczas tej rozmowy i na naradzie, która nastąpiła później, zwróciła uwagę Michi.
— Niech się pan rozpogodzi — powiedziała. — Jesteśmy żywi, wygraliśmy bitwę, wygramy i następną.
— Tak, milady — przyznał Martinez.
— A ustalenia Torka obowiązują dotąd, dopóki nie przejdziemy przez wormhol pięć. Później mogę ustawiać Flotę, jak mi się podoba, a pan jest akurat takim zastępcą dowódcy eskadry, który może urobić swoją tymczasową lekką eskadrę, nadać jej właściwy kształt i nauczyć taktyki zapewniającej nam zwycięstwo przy Naxas.
Martinez poczuł grającą w jego głowie pieśń radości. Michi uśmiechnęła się szeroko.
— Tak jest lepiej — powiedziała.
Sula obojętnie przyjęła wiadomość o zdjęciu ze stanowiska. Przeciwstawiła się Torkowi, zlekceważyła jego wyrok śmierci, a potem wtarła mu w rany sól, niszcząc szesnaście okrętów wroga kosztem jedynie dwóch własnych. Nie było we Flocie oficera, który nie zobaczyłby, na własnym displeju taktycznym przewagi taktyki Ducha.
Miała nadzieję, że Tork jest wściekły. Miała nadzieję, że szaleje. Miała nadzieję, że za każdym razem, kiedy o niej pomyśli, spryskuje wściekłą śliną wszystkich obecnych na stacji oficera flagowego.
W odpowiedzi na jej opór Tork potrafił tylko postawić nad nią takie zero, jak Carmody ze „Świetnego”. Gdyby jej oficer sprzeciwił się jej w taki sposób, jak ona sprzeciwiła się Torkowi, wymyśliłaby dla tego oficera coś znacznie bardziej interesującego.
Sula piła herbatę w swoim małym gabinecie o gołych ścianach, gdy zadzwonił nowy szef eskadry.
A raczej jego oficer łączności. Sula popatrzyła na displej ścienny i zobaczyła przystojną twarz Jeremy'ego Foote'a.
— Cześć, Foote — powiedziała. — Jak wzór?
Zaczerwienił się.
— Kapitan Carmody chce z tobą mówić.
Pojawił się Carmody, zwalisty mężczyzna z żółtymi wąsikami na tle bogatej boazerii. Prawdopodobnie dzwoni ze swojej kwatery, więc mogę sobie pozwolić na szczerość — pomyślała Sula.
— Tak milordzie, czym mogę służyć?
— Chciałbym porozmawiać z panią osobiście — rzekł Carmody. — Chciałbym, żeby pani wiedziała, że nie ubiegałem się o tę nominację i że jestem nią raczej zaskoczony.
— Myślę, że wszyscy byliśmy zaskoczeni, milordzie — powiedziała wesoło.
— Taaa. — Carmody zmarszczył czoło, jak gdyby zgubił wątek rozmowy i próbował znowu go odnaleźć. — Byłem świadkiem działań siedemnastej eskadry podczas bitwy — powiedział po chwili — i mam nadzieję, że zdołam sprawić się równie dobrze.
— Nie zdoła pan, jeśli będzie pan słuchał rozkazów lorda Torka. — Pociągnęła herbaty posłodzonej, tak jak lubiła, syropem trzcinowym, a potem spojrzała na zaskoczone oblicze Carmody’ego. — Niech pan mi powie, milordzie, czy wódz naczelny wydał panu w związku ze mną jakieś instrukcje.
Nie rozumiejąc, zamrugał niebieskimi oczyma.
— Nie. Żadnych. Co pani ma na myśli?
— Mam na myśli to, że wódz chce, bym zginęła. Wysłał siedemnastą eskadrę do walki bez właściwego wsparcia. Z pewnością pan to zauważył.