Выбрать главу

— Po drugie? — przynagliła go Michi.

Carmody zamrugał.

— Lady Sula jest… bardzo niezwykłą osobą… prawda?

Martinez doszedł do wniosku, że Sula zadziwiająco szybko doprowadziła Carmody'ego do stanu przerażenia. Przypuszczał, że Tork bał się jej nie tylko dlatego, że brakowało mu wyobraźni.

Martinez nie miał czasu się bać. Za parę godzin przenosił się do trzydziestej pierwszej lekkiej eskadry w randze pełniącego obowiązki dowódcy eskadry.

Zjadł ostatnie śniadanie z pełniącą obowiązki kapitana Fulvią Kazakov i przekazał jej szyfr do swego sejfu. Jego rzeczy i portret zapakowano. Potem poprosił Buckle'a o pożegnalne strzyżenie; chciał zrobić jak najlepsze wrażenie na swoich nowych oficerach.

W przemówieniu do załogantów „Prześwietnego” powiedział, jaki to dla niego zaszczyt, że mógł nimi dowodzić, i jak jest z nich dumny. Dodał, że jego obecna nominacja jest chwilowa i że wróci, gdy tylko lady Michi wykończy raz na zawsze Flotę naksydzką.

Słyszał wiwaty niosące się echem w korytarzach. Uśmiechnięty, niosąc Złoty Glob, przemaszerował po królewsku do śluzy, gdzie spotkał służących i kadeta Fallanę, wyznaczonego mu na oficera sygnałowego. Wszedł na pokład „Żonkila”, by udać się do trzydziestej pierwszej eskadry.

Kiedy drzwi śluzy się zamknęły, usłyszał, jak jeden ze sprzętowców zwraca się do drugiego:

— I oto nasze cholerne szczęście wyjeżdża do tych bezużytecznych gnojków.

Dwadzieścia minut później wszedł na pokład okrętu „Odwaga”, dowodzonego przez kapitana porucznika lady Elissę Dalkeith. Powitała go zwykła eskorta honorowa, milczący rząd oficerów i nagranie raźnej pieśni: „Naszymi myślami zawsze kieruje Praxis”.

Dalkeith była jego pierwszym oficerem na „Koronie”. Siwowłosa i w średnim wieku, pędziła jałowy żywot jako porucznik o bardzo długim stażu, aż zwycięstwo sił Faqa przy Hone-bar skierowało reflektory na wszystkich oficerów Martineza. Miała dość szczęścia i po bitwie została awansowana do stopnia kapitana porucznika; gwiazda Martineza świeciła wówczas wysoko, a lord Tork i jego klika nie zdążyli jeszcze ściągnąć tej gwiazdy na dół.

— Witamy na „Odwadze”, lordzie kapitanie — powiedziała. Martinez chyba po raz setny był zdziwiony głosem Dalkeith, wysokim, szczebiotliwym i sepleniącym, niczym głos dziecka.

— Cieszę się, że jestem na tym statku — oznajmił. Uścisnął jej dłoń, przedstawiono go oficerom i odeskortowano do kwatery.

„Odwaga” była wielką fregatą z dwudziestu czterema wyrzutniami pocisków w trzech bateriach i tak bardzo przypominała „Koronę”, że Martinez był zaskoczony, gdy natrafił na jakąś niewielką różnicę. Fregaty nie miały kwater dla oficerów flagowych, ponieważ lekkimi eskadrami dowodzili raczej starsi stażem kapitanowie niż mianowani dowódcy eskadry. Dlatego podobnie jak kiedyś wysiedlił Kazakov z jej kwatery na „Prześwietnym”, tak teraz wykwaterował Dalkeith, ta z kolei eksmitowała swego pierwszego, porucznika i tak dalej według kolejki.

Bardziej dokuczliwy był za to brak stanowiska oficera flagowego. Martinez miał dowodzić trzydziestą pierwszą eskadrą ze sterowni pomocniczej, z fotela używanego zwykle przez pierwszego porucznika Dalkeith, który z kolei został przeniesiony do jednej z konsoli silnikowych — korzystając ze zmodyfikowanej tablicy, miał stamtąd monitorować stan statku. Ponieważ pierwszy oficer — Khanh — miał w bitwie niewiele do roboty, oprócz czekania na śmierć Dalkeith, ta niewygoda nie była bardzo istotna.

Reorganizacja miejsc do spania również nie miała wielkiego znaczenia. Martinez wiedział, że nieczęsto będzie spał w łóżku zabranym Dalkeith. Michi planowała serię ostrych przyśpieszeń i będzie spędzał noce głównie w fotelu akceleracyjnym.

Alikhan i Narbonne upychali jego rzeczy, a tymczasem on wydostał z kuchni filiżankę kawy i skierował się do sterowni pomocniczej. Kiedy wdychał aromat kawy i pociągał pierwszy łyk, jego nowy adiutant, kadet lord Ismir Falana, kontaktował się z kapitanami trzydziestej pierwszej eskadry.

Martinez spotkał się z nimi w wirtualu — cztery rzędy po trzy portreciki. Wśród jego dwunastu kapitanów było czterech Terran, dwaj Daimongowie, czterej Torminele i dwaj Ocaleńcy z jednej z nielicznych eskadr Cree. Rasę Cree niezbyt pociągało życie wojskowe. Ich statki miały zmodyfikowane displeje, wykorzystujące ich świetny słuch, lecz nie wymagające dobrego wzroku, jako że Cree wzrok mieli podły. Dla Terranina w sterowni Cree była pomieszczeniem mrocznym, wypełnionym nieznośnymi akustycznymi interferencjami i białym szumem.

Prawdopodobnie Cree spali razem na kupie, oficerowie w jednej kabinie, szeregowcy we własnych stertach. Tak właśnie żyli w swoich domach, przy czym na tych samych stertach leżały też ich samice. Samice były pozbawionymi inteligencji czworonogami i rzadko pozwalano im wchodzić na statki. Samce też przez pierwsze lata życia były pozbawionymi inteligencji czworonogami, ale potem stawali prosto i wyrastały im wielkie mózgi.

— Witam wszystkich. Jestem kapitan lord Gareth Martinez. Lady Michi Chen wyznaczyła mnie na dowódcę tej tymczasowej eskadry. Przypuszczam, że niektórzy z was mogą się zdziwić, że dowodzę eskadrą, i zastanawiać, jakie są moje kwalifikacje, by kierować grupą doświadczonych oficerów.

— Po pierwsze, ukończyłem z wyróżnieniem Akademię Nelsona. Pracowałem ciężko jako kadet i porucznik i służyłem na pokładzie, a także w sztabie dowódcy Floty, Enderby’ego. Zdobyłem Złoty Glob za wyrwanie „Korony” z łap Naksydów.

— A potem — dodał Martinez — poślubiłem bratanicę dowódcy waszej eskadry.

Spojrzał po twarzach — nie wyrażały żadnych emocji.

— Możecie się śmiać — powiedział.

Wydaje się, że rozbawiło to tylko Cree. Martinez uznał, że kariera dowcipnisia nie jest dla niego.

— Oczekuję, że będziemy bardzo ciężko pracować — podjął. — Dostałem rozkaz przećwiczenia z tą eskadrą nowego systemu taktyki.

— Sprzeciwiamy się wyraźnym rozkazom wodza naczelnego?

Pytanie pochodziło od kapitana Tantu, daimongskiego dowódcy lekkiego krążownika „Czujny”. Zgodnie z zasadą starszeństwa, Tantu aż do tej chwili dowodził eskadrą.

— Sytuacja się zmieniła, milordzie — odparł spokojnie Martinez. — Nie ma kontaktu z wodzem naczelnym, a my lecimy za przeciwnikiem tak blisko, że rozwinięcie się bitwy w stylu konwencjonalnym jest mało prawdopodobne. Lady Michi uważa, że powinniśmy rozpatrzyć inne opcje taktyczne, na przykład te zastosowane przy Protipanu.

Myśli Tantu pozostawały ukryte za jego pozbawioną wyrazu twarzą Daimonga. Miny, które Martinez potrafił rozpoznać, wskazywały na zaintrygowanie.

— Mądry robak uczy się od zjadacza robaków — stwierdził jeden z Cree.

— A drzewo raduje się nocnymi deszczami — dodał drugi.

Martinez popatrzył na nich.

— Taaa — mruknął tylko.

— Milordzie?

Jedna z terrańskich kapitanów patrzała na niego pytająco.

— Tak, milady?

— Czy będziemy ćwiczyć wzór Foote'a?

Uśmiechnął się.

— Nie, coś lepszego.

— Taktykę Ducha? — wyseplenił jeden z Tormineli.

Zaskoczony Martinez przez chwilę milczał. Zrozumiał, że Sula — Biały Duch — oznaczyła ich nowatorskie pomysły mianem, które sugerowało, że jej należy się cała chwała, a Martineza odsunęła ze sceny.

Jedno dobre określenie warte jest drugiego — pomyślał.

— Niezupełnie. Będziemy ćwiczyli metodę Martineza — wyjaśnił.