Wleciało następne stado pocisków. Obrona bezpośrednia błysnęła w odpowiedzi i jeszcze jeden fragment widnokręgu zapłonął plazmowym światłem. Kilka pocisków ocalało — wykonały cykl uników i zmieniły trajektorię na śrubową — ale ponownie je namierzono i w ciągu paru sekund zniszczono.
„Odwaga”, już ścigająca wroga z dużym przyśpieszeniem, skręciła gwałtownie, by uniknąć wrażej broni promieniowej. Ten ruch Martinez odczuł jak cios pięścią w bok.
Zmilitaryzowane transportowce wystrzeliły następną salwę — tak przejrzałe chwasty wypuszczają na wiatr chmary pyłków.
Z pewnością nie pociągną tak długo. Wkrótce zabraknie im pocisków — pomyślał Martinez.
Na pewno.
Zapłonął w nim gniew.
— Wiadomość do eskadry — polecił Falanie. — Niech każdy statek wystrzeli z jednej baterii do przebudowanych transportowców. Niech„Czujny” wyśle wraz z pociskami szalupę.
Nadszedł czas, by zbrojeniowcy z tych naksydzkich transportowców zrobili coś innego niż planowanie akcji zaczepnych. A szalupa będzie wtedy w odpowiednim miejscu, by pokierować dalszymi salwami.
„Odwaga” wykonała następny ostry skręt.
— Pierwsza krew dla nas, milordzie — odezwał się Gunderson łagodnym barytonem; i w jego głosie słychać było satysfakcję.
Martinez spojrzał na display; tam, gdzie kiedyś znajdował się wrogi statek, zobaczył plazmową kulę. Siedemnasta eskadra Suli upolowała pierwszą zdobycz.
Obrona przeciwnika zaczynała się łamać. Wszystkie trzy eskadry zastosowały rozlot, ale ich polom ognia obronnego daleko było do skuteczności pól sił Chen.
Martinez obliczył trajektorie pocisków atakujących i kazał je wystrzelić. Polecą zygzakiem przez serię wybuchów plazmowych i uderzą wroga z niespodziewanej strony. Nie chciał, by cała chwała przypadła eskadrze Suli.
Jego pociski zataczały pętle wokół okrętów wroga, by namierzyć transportowce. Z przeciwnej strony nadchodziła olbrzymia liczba wrażych pocisków. Zacisnął zęby.
„Odwaga” przerwała akcelerację i Martinez poczuł ulgę, kiedy uniósł się w swej uprzęży. Klatka akceleracyjna wydała drgający dźwięk, gdy fregata zmieniała ustawienie, a potem silniki znowu zapłonęły i Martinez został wgnieciony w fotel.
Ciągłe uniki i przesunięcia prawdopodobnie wydawały się Naksydom niezwykle złowieszczą zasadą, której nie potrafili rozszyfrować.
Wrogowie robili uniki najlepiej, jak mogli, ale bez tej celowości, którą dyktował wzór Suli. Jedynie naksydzkie transportowce nie zastosowały rozlotu i nadal niepowstrzymanie parły naprzód.
Martinez zaczął się zastanawiać, czy w ogóle mogłyby robić jakieś uniki — były tak olbrzymie, że nie mogły mknąć jak fregaty, i miały zbyt dużą bezwładność.
A to oznaczało — teoretycznie — że transportowce można zniszczyć bronią promieniową.
Najstraszniejszą bronią promieniową w siłach Chen były działa antyprotonowe ciężkiej eskadry Michi.
— Wiadomość dla flagowca — polecił Falanie. — Transportowce są trudno sterowalne. Proponuję atak bronią antyprotonową. Koniec wiadomości.
Druga zdobycz — wrogi statek rozlatujący się we wściekłym wybuchu antymaterii — przypadła ciężkiej eskadrze Michi. Martinez zacisnął zęby i wyznaczył następny złożony atak pocisków.
Część jego displeju rozmyła się, gdy eskadra przelatywała przez puchnącą chmurę stygnącej plazmy. Nie wiedział, gdzie są wszystkie pociski wroga. Jego serce mu dudniło, słyszał je w zamkniętej przestrzeni hełmu, a urękawicznione dłonie wpijały się w wyściełane podłokietniki fotela.
Wystrzelił w mrok własne pociski. Puścił następną salwę ku transportowcom. Wypuścił przeciwpociski na salwę przeciwnika, której nie widział, ale wyczuwał, że tam jest.
Otaczająca plazma stygła i przerzedzała się. Displej taktyczny Martineza zapłonął wspaniałym widokiem jego własnego pocisku trafiającego w cel.
Patrzył, jak trzy wrogie statki zostają pochłonięte cichym płomieniem. Pokonując przygniatające go do fotela ciążenie, podniósł w górę zaciśniętą pięść.
— Trzy dla nas! — krzyknął. — Trzy dla nas!
Nie były to słowa zasługujące na nieśmiertelność, ale przynajmniej cechowała je głęboka szczerość.
Właśnie spopielił trzydzieści procent nieprzyjacielskiej eskadry, a to sprawi, że zniszczenie reszty będzie znacznie łatwiejsze.
I ma lepsze wyniki od Suli i Michi, które dostały tylko po jednym.
Martinez zrobił obliczenia do następnej serii uderzeń i wysłał pociski w drogę.
Sprawy szły coraz lepiej.
Dwa pociski siedemnastej eskadry trafiły w drugi naksydzki okręt; wybuchy jego zapasów antymaterii paliwowej i amunicyjnej przemieniły go w jasną, rozszerzającą się kulę plazmy.
Ślicznie — myślała Sula. Jeszcze jedna gwiazda.
Szukała poprzez radiowy mrok następnego celu. Rozkazy mknęły do baterii pocisków. Pociski wyskakiwały z prowadnic.
Nie wystarczy strzelać pociskami we wroga — myślała. Trzeba również strzelać w jego sąsiadów, tak by obrona przeciwpociskowa nie mogła się połączyć, by pomóc prawdziwemu celowi. Trzeba ciągle zatrudniać lasery obronne, a nawet je przeciążać.
Jej atak pomknął w dal.
Właśnie próbowała skoordynować obronę przeciw następnemu zmasowanemu uderzeniu, kiedy na jej displeju wirtualnym zapłonął olbrzymi plazmowy kwiat.
— Co to było? — spytała.
To jeden z gigantycznych transportowców. Detonowały ogromne ilości antymaterii i gorąca, ekspandująca kula plazmy pochłaniała inne okręty.
Sula zastanawiała się, jak do tego doszło. Nie było żadnego znaku, że w ogóle się zbliża jakiś lojalistyczny pocisk.
Nie było żadnych wtórnych eksplozji, więc wydawało się, że żadne inne transportowce nie zostały zniszczone. Ale sam przelot promieni gamma, naładowanych energią neutronów i gorejącej plazmy nie mógł pójść na zdrowie innym jednostkom eskadry.
Zmilitaryzowane transportowce zaprzestały ognia i zaczęły się czołgać w serii manewrów unikowych.
Coś je przestraszyło. Sula wysłała im paczkę pocisków, by zwiększyć ich przerażenie.
Pociski bryzgnęły białym ogniem na tle nocy. Wrogi okręt zapłonął i umarł, zostawiając dwa inne okręty.
Wybrała je na następne cele ataku i zaczęła obliczenia.
Michi skorzystała chyba z mojej sugestii, myślał Martinez. Promień antyprotonowy zniszczył przebudowany transportowiec.
Żaden pocisk nie dotarł w pobliże, ale celne trafienie antyprotonami musiało rozwalić magazyn antymaterii. Albo celny strzał trafił w pocisk, kiedy go wyrzucano, i w ułamku sekundy spowodował jego eksplozję oraz wybuch wszystkich innych pocisków.
Martinez postanowił sprawdzić, czy ciągle celnie trafia.
Wybrał jeden ze statków eskadry przeciwnika i rozkazał, by statek ten stał się centrum zainteresowania trzydziestej pierwszej. Cała eskadra ruszyła, strzelając i wykonując zgodnie z metodą Martineza konsekwentne zakręty i podskoki.
Naksydzi zastosowali rozlot, ale ich reakcja nie była skoordynowana. Chciał ich bardziej rozgonić, wprowadzić jeszcze większy zamęt. Nie mógł jednak wlecieć w sam środek Naksydów, ponieważ wtedy zasypaliby go ze wszystkich stron pociskami. Mógł zagrażać wrogowi najpierw z jednej strony, potem z drugiej, rozdzielać ich klinem, bez angażowania się w atak w jakimś określonym kierunku.