Martinez wstrzymał oddech. Tylko sześć z dziewięciu statków należących do siedemnastej lekkiej dywizji wyleciało z wielkiego pieca plazmy i rozpadłej materii, które skrywały je przez kilka nerwowych minut.
Spojrzał na sunącą powłokę z metody Martineza i przekonał się, że w szyku są luki. Sula straciła chyba jedną trzecią swoich podkomendnych.
Zastanawiał się, czy nie zginęła razem z nimi.
I wtedy z wielkiej rozpraszającej się bańki wyleciał siódmy statek. Inni przegrupowali się, utworzyli zmniejszoną formację i ustawili się wokół przybyłego statku jak stado gniewnych gęsi wokół rannego towarzysza.
Martinez wydał rozkazy. Wcześniej wyizolował parę wrogów i przygotował na nich atak, ale teraz rozkazał trzydziestej pierwszej eskadrze, by ruszyła w innym kierunku, ku eskadrze Suli i wrogowi, z którym walczyła. Nie pozwoli Naksydom odnieść korzyści z zamętu w jej eskadrze.
Naksydzi wydawali się zaskoczeni jego nieoczekiwanym manewrem i rozproszyli się jeszcze przed natarciem. Dwa okręty, które poprzednio odciął, były zbyt daleko, by skorzystać z nagłego ułaskawienia.
Gdy siedemnasta eskadra odzyskała już szyk, zaczęła podobnie się poruszać, w stronę Martineza. Ona również odcięła dwóch przeciwników, ale teraz też ich zignorowała.
Te dwie lojalistyczne eskadry leciały teraz, robiły uniki, strzelały. Nie komunikując się ze sobą, działały zgodnie z jakąś bardziej zaawansowaną wersją wzoru Suli, wersją, która obejmowała całą bitwę.
Martinez był zdumiony i szczęśliwy. Wyglądało to tak, jakby on i Sula czytali sobie wzajemnie w myślach.
Statki śmigały jak jaskółki.
Sula musi być żywa — pomyślał. Nikt inny nie ma tego typu geniuszu, który tak idealnie współgra z moją własną inteligencją.
Bitwa przypominała balet.
Była jak telepatia. Jak wspaniały seks.
Statki naksydzkie płonęły i umierały. Te, które pozostały, były rozproszone i lojaliści mogli je namierzyć, kiedy tylko chcieli. Tylko przebudowane transportowce i eskadra walcząca z Michi — ciężkie krążowniki, lepiej uzbrojone i zdolne dolepszej obrony — nadal stawiały opór i choć Michi zniszczyła ich cztery, straciła dwa własne.
— Wiadomość do kapitana Tantu — powiedział Martinez. — Niech pan weźmie dywizjon jeden i zaatakuje przebudowane transportowce. Koniec wiadomości.
Dywizjon jeden składał się z czterech statków, w tym z dwóch lekkich krążowników. Dywizjon dwa to było pięć fregat, łącznie z „Odwagą”. Martinez zamierzał je zabrać, by wspomóc Michi.
Po krótkich podziękowaniach, że dowodzi przynajmniej połową swoich dawnych podkomendnych, Tantu nakazał swym statkom ostro przyśpieszyć w stronę transportowców. Po drodze przegrupował się w szyk zgodny z Metodą Martineza.
Martinez skierował swoje własne statki na ciężkie statki naksydzkie. Radość zatańczyła mu w sercu, kiedy zobaczył, że Sula oddziela cztery statki i odlatuje od niego pozostałymi trzema na pomoc Michi.
Ciężkie krążowniki Naksydów, zaatakowane z trzech stron przez przeważające siły, nie przetrwały długo. Następnie, ignorując kilka naksydzkich okrętów, które nadal tańczyły na obrzeżach bitwy, siły Chen zaatakowały przebudowane transportowce.
Wielkie statki też nie przetrwały długo, zwłaszcza po wykonaniu rozlotu. Zostały skonfigurowane do ataku, dlatego ich zdolność do obrony pozostawiała wiele do życzenia.
Następnie zaatakowano pozostałe okręty Naksydów i jeden po drugim zlikwidowano.
Hymn triumfu grzmiał w żyłach Martineza.
Siły Chen straciły cztery okręty, przeciwnik — czterdzieści. Trzydziesta pierwsza eskadra Martineza nie straciła ani jednego okrętu.
We wszystkich bitwach, w których albo dowodził eskadrą, albo miał wpływ na zastosowaną taktykę, stracił tylko jeden okręt, przy Protipanu. Był z tego tak samo dumny, jak ze zwycięstw.
Nie liczył drugiej bitwy przy Magarii, gdzie jego rady zignorowano.
Tork, jeśli chce, może sobie wziąć to zwycięstwo.
Zanim jeszcze ostatnia kula plazmy ostygła i rozproszyła się, Michi wezwała Chandrę, Martineza i Sulę na telekonferencję.
Michi i Chandra wydawały się wycieńczone, lecz radosne, promieniejące zwycięstwem.
Sula ukazała się zbryzgana krwią.
Martinez patrzył na nią, zaszokowany. Przypomniał ją sobie w zakrwawionej zbroi po bitwie o Górne Miasto i zastanawiał się, czy nie wyspecjalizowała się w dramatycznych wejściach.
— Czy dobrze się pani czuje, lady Sulo? — spytała Michi.
— Tak. Miałam krwotok z nosa przy przeciążeniach. Odpowiedź Suli była zwięzła i odpychająca.
Michi zmieniła temat.
— Potrzebuję raportu wszystkich statków o liczbie pozostałych pocisków. Chcę wiedzieć, czy możemy walczyć z tymi trzema wrogimi statkami, które właśnie weszły do układu.
— Akurat mam te liczby — powiedziała Sula. — Magazyny moich statków są zapełnione średnio w dziewięciu procentach.
— W moich jest od trzech do sześciu procent. — Michi zerknęła na Martineza. — A w trzydziestej pierwszej eskadrze?
— Sprawdzę, ale nie przypuszczam, żeby nasze dane wyglądały o wiele lepiej — przyznał Martinez.
Michi miała ponurą minę.
— Jeśli te wielkie statki są takie same jak tamte, będą mogły odpalić po sześćset pocisków w każdej salwie.
To rzeczywiście bardzo utrudni nam walkę — pomyślał Martinez.
— Milady — powiedział — sugerowałbym, żeby pani sformułowała swoje ultimatum bardziej przekonująco.
Na twarzy Michi widać było zdecydowanie.
— Tak. Jasno dam do zrozumienia, że jeśli ktoś do nas wystrzeli, Naxas spłonie. — Spojrzała na kogoś poza kamerą, prawdopodobnie na Chandrę. — Chcę dostać listę dwudziestu pięciu największych miast Naxas — powiedziała.
— Tak jest, milady.
— Jeszcze lepiej pięćdziesięciu. I chciałabym również dane demograficzne. Niech mają pewność, że zależy nam, by puścić z dymem rejony zamieszkane głównie przez Naksydów.
Chandra skryła uśmiech.
— Tak jest, milady.
Michi wysłała żądanie bezwarunkowej kapitulacji niezaszyfrowanym tekstem, zarówno na Naxas, jak i do nadlatujących okrętów. Zanim Naksydzi zdążą odpowiedzieć, upłyną prawie trzy godziny. Siły Chen wzięły więc na pokład swoje ocalałe szalupy, odzyskały kilka pocisków, które do tej pory nie znalazły niczego do zniszczenia, i rozpoczęły remont drobnych uszkodzeń powstałych w czasie walk.
Martinez wziął prysznic, by zmyć zapach uszczelnień skafandra, i zaprosił kapitan Dalkeith na obiad dla uczczenia zwycięstwa. Wydawało się to fair, ponieważ mimo wszystko zajmował jej kabinę.
— Szkoda, że nie mam pańskiego kucharza — powiedziała Dalkeith, dziecięcym głosem i spojrzała na czarne cętki w puszystej jajecznicy, którą Perry ułożył na wonnych konserwowych wodorostach. — Czy to są trufle?
Martinez nie wiedział.
Zaraz po obiedzie wrócił do sterowni pomocniczej, licząc na to, że Naksydzi mogli już odpowiedzieć. Ale nie przyszła żadna wiadomość, nawet potwierdzenie odbioru żądań Michi.
Mijały minuty. Powietrze w sterowni pomocniczej wydawało się duszne. Ciała załogantów, wyzwolone ze skafandrów, wydzielały wybuchową mieszankę zapachową. Tylko Khanh skropił się zbyt wielką ilością wody toaletowej o zapachu limety.
Martinez słyszał gwar w tle, kiedy Chandra dawała zbrojeniowcom informację o pięćdziesięciu największych miastach Naxas. Myślał, jak walczyć z tymi trzema wielkimi statkami mającymi nieograniczone zapasy amunicji.