Выбрать главу
* * *

— Nie możecie mówić, że zwyciężyliśmy. Nie możemy mówić, że zniszczyliśmy wroga w stosunku dziesięć do jednego. Nie możemy mówić, że zastosowaliśmy lepszą taktykę ani że lepsza taktyka w ogóle istnieje. Te fakty mają być zapomniane, dopóki nie zostanie opublikowany raport Pezziniego — jeżeli w ogóle zostanie kiedyś opublikowany. Musicie przekazać waszym załogom, że im również nie wolno mówić o tych sprawach. Nie chcemy, by ktoś miał kłopoty.

Martinez spojrzał po swoich oficerach i zobaczył, że są zaskoczeni jego gwałtownością. Zmusił się do uśmiechu.

— Zapewniam was, że wódz naczelny traktuje tę sprawę bardzo serio. Służba śledcza wyłapie wszystkich, którzy nieostrożnie obchodzą się z tą informacją. — Spojrzał na nich z powagą. — Wasze kariery mogą być wystawione na ryzyko. Nie chciałbym przez zaniedbanie narazić na szwank waszych dalszych awansów, dlatego podkreślam kategoryczny ton rozkazów lorda Torka.

Podniósł widelec.

— Uporałem się już z tym nieprzyjemnym wstępem, więc cieszmy się posiłkiem. Perry zrobił coś wspaniałego z polędwicy.

Dumali i jedli pod muralami przedstawiającymi hulanki starożytnych. Martinez dostarczył im wiele materiału do przemyśleń.

I do rozmów. Wiedział, że największy rozgłos zapewnia zakaz wspominania o jakiejś sprawie. Rozkazy lorda Torka — przynajmniej w interpretacji Martineza — oczywiście obrażą dumę każdego załoganta sił Chen. Kiedy „Prześwietny” i „Odwaga” zwolnią swoich ludzi, a oficerowie i żołnierze przejdą na nowe stanowiska, wezmą ze sobą swą urażoną dumę.

Zakaz opowiadania o własnych dokonaniach był czymś śmiesznym. Będą rozmawiali w mesach przy obiedzie, w salonach przy koktajlach, w barach przy kieliszku. Będą się chwalić służbą w siłach Chen pod wodzą Michi Chen i Martineza; będą wychwalać własny profesjonalizm.

Nie pozwolą, by pamięć o siłach Chen umarła.

Martinez wygłosił swój wykład w czasie, gdy służący nadal podawali do stołu. To gwarantowało, że prości żołnierze też rozniosą oburzenie po całej Flocie.

Tork nie mógł śledzić wszystkich parów imperium i pilnować, by nie opowiedzieli o swych przeżyciach wojennych, ani ich ukarać, kiedy będą opowiadali. Nie mógł szpiegować setek żołnierzy wędrujących po całej Flocie w kosmosie, masowo ich oskarżać ani nawet zwalniać. Oni też poniosą ze sobą legendę o siłach Chen.

Czasami najlepszym sposobem sabotowania szefa jest dosłowne wypełnianie jego rozkazów — pomyślał Martinez.

* * *

Obiad Martineza z oficerami był pierwszym z kilku wydarzeń towarzyskich po długim, brutalnym hamowaniu. Siły Chen nurkowały przez pierścienie gazowego giganta, olśniewającego miękkimi jak aksamit obłokami fioletu i zieleni, a potem wchodziły na nowy kurs z bardziej umiarkowanymi opóźnieniami. „Prześwietny” i „Zaufanie” nie musiały rozstawać się z resztą sił Chen jeszcze przez trzy dni; w tym czasie składano sobie wzajemnie wizyty. Michi była gospodynią przyjęcia dla kapitanów, podczas którego — dzięki heroicznym wysiłkom — Martinez i Sula nie zamienili ani jednego słowa. Sula wydała obiad na cześć Michi, a ponieważ Martinez nie został zaproszony do towarzystwa, podejmował swych byłych kapitanów z trzydziestej pierwszej eskadry. Wygłosił do nich mniej więcej tę samą przemowę, jaką wcześniej uraczył swoich poruczników, i mniej więcej z takim samym skutkiem.

Ostatniego dnia Michi wydała pożegnalny obiad dla kapitanów dziewiątej eskadry krążowników. Kiedy podziękowała im za ich lojalność, odwagę i przyjaźń i wzniosła toast za następne spotkanie, Martinez siedzący w drugim końcu stołu ledwie się powstrzymał od wygłoszenia kolejnej tyrady na temat rozkazu Torka. Wydawało mu się, że w oku Michi błyszczy łza.

„Prześwietny” i „Zaufanie” ustawiły się na nowym kursie i zaczęły przyśpieszać ku wormholowi jeden przy Naxas, po drodze do Magarii i Zanshaa. Martinez przygotował się na nieuniknione — nadeszło dwa dni później, gdy Michi zaprosiła jego i Sulę na kolację.

Michi i Martinez spotkali Sulę przy śluzie, gdzie witała ją eskorta honorowa „Prześwietnego”. Miała na sobie galowy mundur; ciemna zieleń bluzy mundurowej wspaniale pasowała do szmaragdowej zieleni jej oczu. Ten widok zaparł Martinezowi dech w piersiach.

Sula zwróciła się do dowódcy eskadry i zasalutowała. Michi uścisnęła jej dłoń i zaprosiła na pokład. Wysoki ordynans o rozczochranych włosach stale trzymał się prawego boku Suli. Martinez byłby skłonny zlekceważyć tego młodego człowieka, gdyby nie baretka Medalu za Waleczność na jego piersi. Zaprowadzono go do mesy podoficerskiej, a Martinez i Sula poszli za Michi do jej kwatery.

— Interesujący wystrój — powiedziała Sula na widok jednego z trompe l'oeil — pozornych łukowych przejść w korytarzu.

— To wszystko na zamówienie kapitana Fletchera — wyjaśnił Martinez. — Artysta nadal jest na statku.

Uznał, że Sula nie urwie mu głowy, jeśli będzie trzymał się faktów.

— Na tej martwej naturze był wazon Vigo — zauważyła Sula.

Michi spojrzała przez ramię.

— Czy interesuje się pani porcelaną, lady Sula?

Doprowadziło to do dysputy, która trwała przez całą drogę do jadalni i później do pierwszego koktajlu. Sula dostała mieszankę soków owocowych, inni wzięli kyowan i spacey. Martinez z udawaną nonszalancją stał przy wózku z drinkami; język mu drętwiał, wzrok Suli palił jego skórę. Michi zwróciła się do Suli.

— Lady Sula, zastanawiam się, czy mogłabym jeszcze raz przeanalizować ten moment bitwy, kiedy ruszyła pani swoją eskadrą na krążowniki. Skąd pani wiedziała, którego wroga wybrać jako swój cel?

Ponieważ obraz ułatwiłby wyjaśnienie, towarzystwo przeniosło się do gabinetu Michi, gdzie mogli skorzystać z biurkowego displeju holograficznego. Napięcie między Martinezem i Sulą ustępowało, kiedy ponownie doświadczyli osiągniętej podczas bitwy fantastycznej koordynacji działań. Blada twarz Suli poróżowiała, jej oczy śmiały się. Spojrzała na Martineza z uśmiechem, a on odpowiedział jej spojrzeniem i zaczęli razem się śmiać.

Towarzystwo wróciło do jadalni i kontynuowało bitwę: talerze, butelki i serwetki rozstawiono na stole, jakby to były okręty wojenne. Michi i Martinez opisywali bitwę przy Protipanu, a potem Martinez mówił o Hone-bar. Diagramy wykreślano w pasztecie. Wreszcie Sula opowiedziała o swych przygodach na Zanshaa.

— Czy nie bała się pani zadawać z klikmenami? — zapytała Michi.

Wydawało się, że Sula przez pół sekundy namyśla się nad odpowiedzią.

— Nie bardzo. Znałam takich ludzi jak oni na Spannan, gdzie wyrosłam, i… — znów chwila przerwy — z nimi jest tak jak ze wszystkimi innymi. Trzeba mieć wspólne interesy.

Michi miała wątpliwości.

— Czy nie bała się pani, że panią zdradzą i… no… po prostu wszystko zabiorą?

Sula znowu pomyślała, a potem uśmiechnęła się szeroko.

— Nie tak jak poczciwi parowie w rodzaju lorda Torka.

Martinez wybuchnął śmiechem. Śmiech Michi był bardziej wstrzemięźliwy.

A jednak Sula nie mówiła o wszystkim zupełnie szczerze. Martinez zastanawiał się, co takiego ukrywa.

Zapach kawy unosił się w całym pokoju. Kontynuowali rozmowę przez cały obiad. Gdy skończyli drugi dzbanek kawy, a rozmowa przeciągała się, Martinez za zgodą Suli zluzował jej straż honorową — Sula bez problemu mogła nieoficjalnie opuścić statek. Kiedy podziękowali już Michi, Sula wstała i wzięła od Vandervalk swoją czapkę i rękawiczki. Martinez zaoferował się, że odprowadzi ją do śluzy.

— Mógłby pan przywołać Macnamarę, by na mnie czekał?