Gdy Martinez ujął jej dłoń, by się pożegnać, jego mózg w końcu odebrał wiadomość, którą od pewnego czasu usiłowały mu przesłać zmysły.
Zapach Suli zmienił się. Zamiast piżmowej woni, którą stosowała od chwili, gdy wstąpiła do Floty Ortodoksyjnej, pachniała teraz Zmierzchem Sandamy, perfumami, które smakował na jej ciele, kiedy — od tamtego czasu minął przeszło rok — leżeli w ogromnym, obrzydliwym łóżku z baldachimem w wynajętym mieszkaniu.
Spojrzał na nią, nadal trzymając jej dłoń. Popatrzyła mu w oczy z rozmyślnie obojętną miną.
Puścił jej dłoń i odwrócił się, by pójść za Hazem do mesy. Czuł przypływ potężnych emocji.
Jest moja — pomyślał.
Sula postanowiła znowu rzucić kośćmi trzy dni temu, kiedy wróciła z koktajlu, który Michi wydała dla oficerów swej żałośnie zredukowanej eskadry.
Weszła do swego maleńkiego gabinetu. Skóra nadal ją mrowiła od odczuwanej przez kilka ostatnich godzin obecności Martineza. Zatrzymała się, by spojrzeć na ścianę za biurkiem, na dwa wiszące na niej karabiny.
Pamiątka po P.J. i pamiątka po Sidneyu.
Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nie ma żadnej pamiątki po Casimirze, nic prócz wspomnień gorączkowych nocy, wypełnionych cierpkim zapachem potu i dźwiękiem ognia z broni palnej. Złożyła Casimira do grobowca i poświęciła jego pamięci wazon Yu-yao. Miała zamiar do niego dołączyć, poszukać zapomnienia w jaskrawym, oczyszczającym, anihilującym wybuchu przy Magarii, ale przeszkodziła jej w tym duma.
Bardzo dobrze, pozwoli dumie, by wyznaczyła jej życie. Rzuci kośćmi dla życia, a nie dla śmierci. Rzuci je dla miłości, a nie dla wygnania.
Pozwoli Casimirowi pozostać w grobie i będzie miała nadzieję, że fantastyczne szczęście Martinezów przezwycięży niesione przez nią przekleństwo.
W myślach targowała się z lordem Chenem. „Mogę zorganizować powrót pańskiej córki. Kapitan Martinez i ja kochaliśmy się, zanim zaaranżowano to małżeństwo. Mogę sprawić, że miłość znowu zakwitnie. To małżeństwo się skończy, a klan Martinezów nie będzie pana obwiniał. W zamian proszę o pański patronat nade mną i kapitanem Martinezem. Oczywiście Martinez i ja wychowamy dziecko. Nie wyobrażam sobie, by zależało panu, aby mieć je przy sobie”.
A ono jest mi potrzebne jako gwarant pańskiej współpracy.
Spojrzała na całą sprawę z punktu widzenia lorda Chena i nie dostrzegła żadnych powodów do sprzeciwu.
Nie była taka głupia, by układać się w myślach z Terzą Chen. Terza była nosicielem cennych cech genetycznych Chenów, które miały być na życzenie rodziny zmieszane z innymi cennymi cechami genetycznymi. Fakt, że była to plazma Martinezów, był z punku widzenia klanu Chen złośliwością historii.
Terza była jedynie nosicielem genów, ale małżeństwo zmieniło ją w kogoś znacznie potężniejszego. Jej pozycja społeczna była wyższa niż pozycja jej męża, co czyniło ją cenną dla bogatego, ambitnego klanu, z którym się spokrewniła, i który będzie miał skłonność do ulegania jej życzeniom. W istocie — tak jak Sula to oceniała — lord Chen był obecnie pionkiem, zarówno w rękach Martinezów, jak i swojej własnej potężnej córki, matki nowego dziedzica klanu.
Mało prawdopodobne, by Terza chciała powrócić do swej poprzedniej roli, osoby mającej jedynie się rozmnażać. Ale z jej decyzją w tej sprawie muszą zgodzić się jej mąż i jej ojciec.
Z tymi myślami Sula ułożyła swój nowy program działania. W żaden sposób nie sprzeda się tanio. Nie będzie się narzucała Martinezowi.
Porzuciła perfumy Sengry, podarunek od Casimira, i powróciła do swego dawnego zapachu, Zmierzchu Sandamy. Zauważyła, że wywarło to skutek — Martinez miał taką minę, jakby zdzieliła go młotem między oczy.
Potem, gdy „Zaufanie” znajdowało się jeszcze dwa wormholowe skoki od Zanshaa, Sula wynajęła przestronne mieszkanie na Górce, w cieniu Górnego Miasta. By zapewnić sobie prywatność, ofiarowała Macnamarze i Spence prezent w postaci dwudziestu dziewięciu dni wakacji w kurorcie Jezioro Tranimo, dwie godziny jazdy naddźwiękowym pociągiem od miasta Zanshaa.
— Po tak długim czasie na pewno dostajecie mdłości na mój widok — powiedziała, kiedy zaprotestowali. — I choć kocham was dwoje, będę szczęśliwa, kiedy przez pewien czas nie będę was widzieć.
Kucharza Rizal zwolniła i pozwoliła mu na powrót do domu, choć zastrzegła sobie prawo ściągnięcia go, gdyby należało przygotować jakiś posiłek.
Postarała się, by Martinez dowiedział się, że będzie sama w wygodnym mieszkaniu, daleko od szpiegujących oczu Górnego Miasta. Nie będą się tam nawet kręcili żadni służący.
Ułożyła swój program działania, ale jego realizację zostawiła Martinezowi. Tego przynajmniej wymagała jej duma.
Kiedy odtworzono łączność z Zanshaa, otrzymała kilka wiadomości. Programy informacyjne ze stolicy składały się w dużej części z relacji z egzekucji. Nie oglądała ich — już dosyć tego widziała — ale zwracała uwagę na nazwiska.
Gdy nastał pokój, informacja będąca w posiadaniu więźniów nie miała już żadnej wartości i całe ich grupy zrzucano każdego dnia z Górnego Miasta. Wszystkich członków rządu, zarówno Naksydów, jak i innych, funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa i członków biura racjonowania, których Sula oszczędziła, by planeta nie głodowała. Teraz wszyscy zostali straceni, ich fortuny skonfiskowano, a klany zdziesiątkowano.
Doskonale — myślała Sula.
Powracająca malutka część sił Chen wleciała do układu Zanshaa, zahamowała i ustawiła się na orbicie wokół Zanshaa. Między statkami i niebiesko-białą planetą widniała sekcja pierścienia akceleracyjnego, tak ogromna, że z bliska nie można było poznać, iż to jedynie fragment czegoś, co kiedyś było największym pomnikiem międzygwiezdnej cywilizacji. Gładki bok pierścienia był nabity antenami, czaszami odbiorczymi i wielkimi bateriami słonecznymi.
Z czasem fragmenty rozbitego pierścienia zostaną przesunięte na niższą orbitę, podłączone na nowo do lin wind, a potem na powrót razem zszyte. Poświęci się kilka asteroid, by zapewnić odpowiednią masę i zastąpić segmenty, które wyparowały w wybuchach antymaterii podczas podziału pierścienia na sekcje.
Jednak w tej chwili pierścień był wrakiem. Holowniki pchnęły oba okręty do hangarów w stoczniach Floty, gdzie miały pozostać przez miesiące, czekając na remont. Pierścień nie obracał się, więc nie było ciążenia, i załoganci natychmiast po wypięciu z uprzęży unieśli się w nieważkości.
Na pierścieniu nie było kwater dla oficerów ani załogi. Do okrętów zbliżyła się grupa promów atmosferycznych i trwała w pewnej od nich odległości, dopóki nie zamocowano lin ubezpieczających. Załoganci uformowali się w wydziały, włożyli skafandry i przeszli małymi grupami do głównej śluzy cargo, skąd posuwali się, dłoń za dłonią, po linach ubezpieczających, aż dotarli do promów. Potem, przetransportowano na linach ich bagaże.
Sula czekała w atrium śluzy, by wszystkich pożegnać. Była w skafandrze, ale bez hełmu.
Okazało się to trudniejsze niż się spodziewała. Budowanie armii podziemnej i opanowanie Górnego Miasta było jej największym dokonaniem, ale to nigdy nie było jej ambicją i nigdy nie szkoliła się do takiego zadania. Cała ta wojna i bitwa o Górne Miasto była gorączkową improwizacją, i choć Sula była dumna ze swych decyzji, nazbyt jej to przypominało dawanie nura w niewiadome.
Jej szkolenie i nadzieje zawsze były związane z dowodzeniem okrętem. Choć „Zaufanie” było małą i nieładną fregatą, a kwatera Suli przypominała pudełko z metalu, pokochała ten zabójczy jak osa instrument swej woli. W tej ciasnej przestrzeni odniosła zwycięstwo, choć nie zawsze pokonanymi byli Naksydzi.