Tożsamość. Właściwe dokumenty to klucz do przeżycia w świecie okupowanym przez wroga, a ten klucz był w ręku Suli. Dowód osobisty to nie tylko zdjęcie i numer seryjny. Ten dowód, który Sula miała w kieszeni, zawierał kartotekę medyczną, dane o zatrudnieniu i klanie pochodzenia, historię kredytową i podatkową; używany był jako prawo jazdy, jeśli ktoś miał stosowne kwalifikacje, służył do przelewów bankowych, grał rolę elektronicznej portmonetki, mógł być używany jako bilet w pociągach i autobusach.
Ponadto był kartą biblioteczną. Nawet przed rebelią Naksydów, za panowania Shaa, władza interesowała się tym, jakie książki, wideo i pliki ludzie pobierają z biblioteki.
Oficjalne dowody osobiste nie były odporne na fałszerstwo, zdarzały się podróbki. Zawsze jednak fałszerz mógł popełnić błąd, dlatego najbardziej niezawodne były te podróbki, które wydał oficjalny urząd.
Czyli Biuro Akt.
Sula użyła dostępu do komputera Biura i sporządziła dowody dla swojego zespołu. Obecnie jej dowód opiewał na nazwisko Lucy Daubrac, bezrobotnej nauczycielki matematyki, ewakuowanej z pierścienia Zanshaa przed jego rozpadem. Macnamara i Spence to Matthew Guerin i Stacy Hakim, małżeństwo, również z pierścienia. To wyjaśniało, dlaczego byli nowi w tej dzielnicy.
Sula sprawdziła, czy już zrobiono identyfikator do Górnego Miasta — może zrobiono, ale nie było go jeszcze w komputerze.
Ciągle zalogowana w systemie, pobrała wszystkie pliki dotyczące sędziego Makisha i jego rodziny. Makish nie mógł się pochwalić barwną karierą w palestrze, ale jako członek parów najwyższej klasy dostał stanowisko sędziego w sądzie niższego szczebla. Po przybyciu naksydzkich rebeliantów awansował do Sądu Najwyższego i tu wydał pierwszy swój wyrok: skazał dwustu lojalistów na tortury i śmierć.
Wyobraziła sobie Makisha leżącego w kałuży krwi na Bulwarze Praxis w Górnym Mieście; poczuła w dłoni ciężar pistoletu.
Ale kto by się o tym dowiedział? — zadała sobie pytanie. Naksydzi cenzurowali wiadomości. Gdyby zabiła lorda Makisha, wiedziałoby o tym tylko kilku świadków. A nawet gdyby informacja przeciekła, Naksydzi ogłosiliby, że to wypadek albo skutek przypadkowej strzelaniny na ulicy, albo że w ogóle nic podobnego się nie zdarzyło. Nie było sposobu zakomunikowania ludziom, że śmierć tego zdrajcy i zbrodniarza to wyrok wykonany przez oficera Floty.
Sula czuła, jak uchodzi z niej energia. Podziemny rząd i jego zbrojne ramię utworzono po to, by ludność cywilna wiedziała, że wojna nie skończyła się wraz z upadkiem stolicy, że legalny rząd — Konwokacja — i jego Flota nadal działają i powrócą, a rebelianci i ich sługusy zostaną ukarani.
Podziemny rząd wydawał przedtem własny biuletyn — „Lojalistę”. Ludzie Suli roznosili po ulicach Dolnego Miasta całe stosy tej gazetki, zostawiali kopie w restauracjach, barach, pod drzwiami domów. Teraz nawet ta prymitywna forma komunikacji skończyła się.
Z sypialni wyszła Spence, lekko tylko kulejąc. Została postrzelona w łydkę podczas zorganizowanej przez Honga nieudanej zasadzki w alei Axtattle i miała szczęście w nieszczęściu: kula nie uszkodziła tętnic, nie wdała się żadna infekcja. Obrzęk ustępował, utrzymywała się jedynie sztywność. Sula zaleciła Spence regularne ćwiczenia rozciągające i spacery po mieszkaniu, by zapobiec usztywnieniu zranionego mięśnia.
Zakazała też Spence opuszczać dom, choć dziewczyna mogłaby już właściwie bez specjalnego bólu chodzić po ulicy. Kulejący człowiek zwracał uwagę, a teraz, gdy sytuacja była tak niepewna, Sula nie chciała, by ktokolwiek z jej zespołu wzbudził zainteresowanie jakiegoś konfidenta albo patrolu miejskiego.
„Dlaczego ta nieznajoma utyka?”, Sula już sobie wyobrażała, jak sąsiedzi rozpytują się o to, i nie chciała do tego dopuścić, zwłaszcza teraz, gdy dzienniki triumfalnie obwieszczały zwycięstwo Naksydów w zaciętej bitwie w alei Axtattle i nawet przeciętnym obywatelom mogły przyjść na myśl śmigające pociski i ranni ludzie.
Może te wszystkie środki ostrożności są nieracjonalne, zastanawiała się. Ale udało jej się na razie przeżyć okupację Naksydów właśnie dzięki środkom ostrożności, które ktoś mógłby uznać za nieracjonalne.
— Jak noga? — spytała.
— Lepiej, mila… Lucy — odparła Spence. Okrążyła pokój i tęsknie spojrzała przez okno. — Piękny dzień. Szkoda, że nie mogę wyjść.
— Potrenuj chodzenie i rozciąganie, to wyjdziesz — poradziła jej Sula. Ciepły stosunek do ludzi nie jest moją specjalnością, przyznała w duchu.
— Nie smakuje ci ten kalmar?
Sula spojrzała zdziwiona na swój talerz: kawałki grillowanego kalmara nadzianego na szpadkę stały już z godzinę na biurku.
— Zapomniałam o jedzeniu — odparła.
— Daj, odgrzeję. — Spence wzięła szpadkę z kalmarem i drugą z grzybami i jarzynami i poszła do kuchni.
Sula usłyszała szum pieca konwekcyjnego. Spence wróciła i znów zaczęła spacerować po pokoju.
— Musisz nad czymś ciężko pracować — zauważyła.
— Byłabym znacznie szczęśliwsza, gdybym mogła nad czymś pracować — stwierdziła Sula. Spojrzała na displeje na świecącej powierzchni pulpitu, dotknęła podkładki i odłączyła pulpit od komputera Biura Akt. — Zastanawiałam się nad tym, jak porozumieć się z ludźmi z miasta, przekazać im, że nie wszystko stracone. Zrobić coś w rodzaju „Lojalisty”.
Spence zamyśliła się, poruszając mopsowatym noskiem.
— Nie wiem jak. — Potrząsnęła słomianymi włosami. — Ostatnim razem dystrybucja gazety zajęła nam kilka dni. — Nagle wpadła na pomysł. — Ale, Lucy, przecież masz dostęp do komputera Biura Akt. Nie mogłabyś za jego pośrednictwem rozsyłać elektronicznych wiadomości?
— Tak, o ile bym chciała, żeby bezpieka przejrzała wszystkie linijki kodu programów i nakryła mnie. — Do każdego maila doczepiony jest niewidoczny znacznik, który informuje, skąd nadano pocztę. Oczywiście kopie wszystkich listów idą do cenzury, więc możesz sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby dziesięć tysięcy kopii „Lojalisty” wpłynęło im do bufora.
Spence przestała spacerować i zamyśliła się, wykrzywiając usta.
— Ale przecież masz najwyższy priorytet dostępu. Każ komputerowi, żeby to wszystko jakoś zafałszował.
Sula już otworzyła usta do ironicznej odpowiedzi, ale się powstrzymała. Z kuchni dobiegł cichy sygnał i Spence pokuśtykała, by wyjąć z piecyka kolację Suli. Gdy wróciła do pokoju, zobaczyła ją przy biurku, ponownie logującą się do komputera Biura Akt.
— Zjedz kolację. — Spence postawiła talerz na biurku, nad migającymi w głębi pulpitu symbolami. Do uszu Suli dobiegło skwierczenie sosu. Wzięła szpadkę i zjadła kawałek kalmara. Po odgrzaniu mięso stało się gumiaste, ale zarówno jego konsystencja, jak i smak nie miały dla niej teraz znaczenia. Odsunęła talerz na bok, gdy na ekranie pojawiły się katalogi Biura.
— Jak najwięcej korzystaj z plików pomocy — poradziła Spence. Jedząc posiłek, a potem pijąc słodzoną kawę, Sula odkryła, że cała poczta Biura Akt — z wyjątkiem korespondencji wewnętrznej, która pozostawała w urzędzie — przechodziła przez pewien węzeł transmisyjny, wydajny komputer, zdolny obsłużyć tysiące zapytań przysyłanych do urzędu każdego dnia. Węzeł opatrywał każdą wiadomość specyficznym znacznikiem i przekazywał ją do adresata, a automatyczną kopię do Biura Cenzora, gdzie poddawano ją obróbce tajnymi algorytmami, mającymi wykryć wszelkie treści wywrotowe.
Czy łatwo przeprogramować węzeł transmisyjny? Sula poszła za radą Spence i sprawdziła pliki helpów.
Była zdziwiona: bardzo łatwo! Jeśli ktoś miał odpowiedni priorytet dostępu, mógł włączać i wyłączać różne akcje węzła równie prosto, jakby naciskał przełącznik.