Oczy piekły Sulę od wielogodzinnego wpatrywania się w displej. Poszła więc do łazienki i wyjęła brązowe soczewki maskujące jej zielone oczy. Spojrzała na swe odbicie w pociemniałym ze starości lustrze, wiszącym nad umywalką poplamioną rdzawymi zaciekami. Sprawdziła odrosty, dotknęła skóry. Cała jej charakteryzacja sprowadzała się do farbowania blond włosów i zażywania karotenu, by przyciemnić jasną cerę. Muszę niedługo znów ufarbować włosy, pomyślała.
Nagle drgnęła, gdy usłyszała odgłos otwierania drzwi wejściowych i uświadomiła sobie, że nie ma ze sobą broni. Usiłowała odzyskać spokój, tłumacząc sobie, że to prawdopodobnie Macnamara. I rzeczywiście.
Muszę trzymać pistolet w łazience, postanowiła, wracając do pokoju.
— Mam dzisiaj spać tutaj czy u siebie? — spytał.
Początkowo kwaterę w Nabrzeżu wynajęto na spotkania grupy, jej członkowie natomiast mieli spać w swoich mieszkaniach, ale to się zmieniło, gdy ranna Spence wymagała opieki.
— Możesz iść do domu — odparła Sula. — Dziś w nocy ja się zajmę Spence.
Macnamara spojrzał na symbole świecące w głębi pulpitu.
— Opracowujesz coś? — spytał.
— Tak. Sposób komunikowania się z ludnością.
— Mam nadzieję, że będzie przy tym mniej pracy niż poprzednio.
Tymczasem program Suli zaczął sekwencyjnie wykonywać kilka zadań.
Wyłączył log węzła, by nie pozostał żaden ślad po kolejnych operacjach.
Wyłączył funkcję przydzielania znaczników identyfikacyjnych do wiadomości.
Wyłączył funkcję przesyłania kopii wiadomości dla cenzora.
Rozesłał wiadomość.
Włączył funkcję przesyłania kopii dla cenzora.
Włączył funkcję znacznikowania.
Ponownie włączył log.
Po czym program usuwał się z węzła.
Sula przetestowała go, przesyłając do siebie wiadomość: „Żądana informacja jest niedostępna w tym departamencie”. Okazało się, że wszystko działa dobrze. Żaden zapis tego maila, żaden ślad po wywołanych przez Sulę zadaniach nie pojawił się w logach departamentu.
Mogła teraz rozsyłać wiadomości. Musiała tylko zastanowić się, komu je wysłać i jaką przekazać treść.
Przed wylogowaniem się i wyłączeniem komputera sprawdziła, jakie jest hasło Rashtaga na następny dzień. „Działaj!”.
Właśnie, pomyślała Sula.
Spence już dawno poszła do łóżka, ale Sula wypiła za dużo kawy, by zasnąć. Wychyliła się więc przez okno i głęboko zaczerpnęła ciepłego powietrza.
Ruch na ulicy zamarł, stragany i wózki odsunięto z chodników. Z powodu ograniczeń energetycznych wygaszono wszystkie szyldy i paliła się tylko co trzecia latarnia. Pod najbliższą z nich, przy następnej przecznicy, Sula dostrzegła kilka gestykulujących zawzięcie postaci.
Uśmiechnęła się. Było tak późno, że nawet ulicznice nagabywały tylko siebie nawzajem.
Opuściła mieszkanie kuchennymi drzwiami i ruszyła zapasowymi schodami na dach. Szyber był uchylony dla kota, którego hodował jeden z lokatorów. Sula weszła cicho na płaski, pokryty masą epoksydową dach. Zwykle widać było niewiele gwiazd, gdyż przeszkadzało miejskie oświetlenie; teraz zaciemnienie pozwalało dostrzec mnóstwo olśniewających brylantów rozsianych na aksamitnym sklepieniu.
Na niebie jaśniało też kilka srebrnych łuków, oddzielonych usianą gwiazdami ciemnością. Były to martwe resztki pierścienia akceleracyjnego, który jeszcze niedawno okrążał planetę. Wytwarzał on kluczową dla gospodarki antymaterię, cumowały przy nim statki i składowano tutaj towary; był domem dla osiemdziesięciu milionów ludzi. Gdy nieuchronnie zbliżało się zwycięstwo rebelianckich Naksydów, pierścień ewakuowano, a potem zniszczono, rozdzielając poszczególne jego fragmenty, które wzniosły się na wyższą orbitę.
Pierścień krążył wokół planety przez dziesięć tysięcy lat. Najwspanialsze techniczne osiągnięcie Imperium Shaa przetrwało niecały rok po śmierci ostatniego Shaa. Fragmenty wiszące na niebie, widoczne ze wszystkich rejonów planety, stanowiły bolesne napomnienie, że cywilizacja jest krucha, wszystko jest niepewne, a wojna — okrutna.
To ja wpadłam na ten pomysł, ja pierwsza zasugerowałam, żeby zniszczyć pierścień i w ten sposób utrudnić Naksydom władanie podbitą planetą — pomyślała. Ale pomysł przypisano komuś innemu, a Sula zamiast odlecieć z resztą Floty, utkwiła na planecie z grupą operacyjną Honga.
Patrząc w niebo, myślała: to ja powinnam tam walczyć z Naksydami, być na statku operującym głęboko na terytorium wroga. A tymczasem, żyję tutaj zaszczuta, przemykając między kolejnymi kryjówkami.
Wspomniała człowieka, który leci teraz wraz z Flotą między gwiazdami, i poczuła ucisk w gardle.
Martinez, ty draniu — pomyślała.
DWA
Dotyka jedwabistej, cudownie jasnej skóry, czuje na sobie ciepło i miękkość włosów. Szmaragdowe oczy Suli patrzą na niego z czułością. Wciąga intensywny zapach jej perfum „Zmierzch na Sandamie”. Smakuje jej usta. Sula szepcze mu coś do ucha, a on czuje jej ciepły oddech i wytęża słuch, by zrozumieć poszczególne słowa.
Nigdy się jednak nie dowie, co to za słowa. Lord Gareth Martinez obudził się z krzykiem w ciemnościach swojej kabiny i wyciągnął rękę, by pochwycić fantom, który już uleciał.
W pomieszczeniu słychać było stałe wycie silników, które wypychały krążownik „Prześwietny” z układu Bai-do, i szum powietrza w przewodach. Nagle usłyszał jakieś kroki za drzwiami i poczuł, jak pot wysycha mu na karku.
Wypiął się z elastycznej sieci, która przytrzymywała go w czasie krótkich okresów nieważkości, i postawił gołe stopy na chłodnej drewnianej podłodze. Wstał z łóżka i przeszedł do swojego gabinetu. Usiadł ciężko w fotelu i spojrzał na pulpit: z displeju patrzyła na niego lady Terza, jego żona.
Piękna, inteligentna, starannie wykształcona i kulturalna dziedziczka klanu Chenów, zajmującego najwyższą pozycję społeczną. W zwykłych okolicznościach Terza byłaby poza zasięgiem kogoś takiego jak Martinez, który nie mógł się pozbyć swego barbarzyńskiego akcentu i pochodził z klanu bogatego, lecz prowincjonalnego. Ojciec Terzy był członkiem zarządu Floty, który miał wpływ na karierę Martineza, ciotka Terzy była jego dowódcą. Małżeństwo Martineza z Terzą zostało zaaranżowane przez obie rodziny, zaledwie kilka godzin po ostatecznej kłótni Martineza z Caroline Sulą. Martinez spędził z żoną tylko siedem dni, po czym musiał służbowo wyjechać.
W czasie tych siedmiu dni Terza poczęła dziecko.
Patrzył na wizerunek Terzy i wiedział, że na nią nie zasługuje. I że jej nie pożąda.
Dotknął ręką ust. Nadal czuł smak warg Caroline Suli.
— Światła — powiedział i nagle stało się jasno. Zamrugał na widok murali: nie wiedzieć czemu przedstawiały nagie uskrzydlone dzieci. Wywołał wykresy nawigacyjne dla skoku przez wormhol z układu Bai-do do Termaine.
Siły Chen — siedem statków wojennych pod dowództwem Michi Chen, ciotki Terzy — ominęły flotę Naksydów zabezpieczających swe zdobycze w Zanshaa i poleciały w głąb terytorium kontrolowanego przez wroga. Zlikwidowały przy Protipanu oddział dziesięciu wrażych statków, potem przeleciały kilka układów, niszcząc transporty handlowe, stacje przekaźnikowe wormholi i okręty w budowie.
Oraz zabijając kilka miliardów ludzi. Rajd przebiegał znakomicie, aż siły Chen wleciały do Bai-do, gdzie naksydzcy dowódcy odmówili wykonania rozkazów Michi Chen i wystrzelili pociski z pierścienia akceleracyjnego planety. W odpowiedzi dowódca eskadry Chen kazała zniszczyć pierścień Bai-do.