Выбрать главу

Napięcie było prawie namacalne, ale wszyscy robili to, co do nich należało, ze zwykłą sprawnością. Nikt nie potrafił znaleźć logicznego wyjaśnienia tożsamości i zachowania intruzów, ale większość była zdania, że to okręty Imperialnej Marynarki.

Mercedes i George Reynolds podejrzewali kolejną prowokację, tylko tym razem na wielką skalę. Jaruwalski nie zgadzała się z nimi i choć nie wiedziała, kim są intruzi, była pewna, że nie są to okręty Imperialnej Marynarki. Z prostego powodu — istniała zbyt duża szansa, że w takich okolicznościach ktoś spanikuje i zacznie strzelać, a przy takiej dysproporcji liczebnej nawet z najnowszą bronią, o której mówił Bachfish, intruzi nie mieli szans. Skoro sztab Honor o tym wiedział, oni również musieli, a utrata tylu okrętów i wyszkolonych ludzi tylko po to, by przekazać wiadomość rządowi Królestwa, byłaby marnotrawstwem z punktu widzenia Imperium, któremu można było zarzucić różne rzeczy, ale nie bezmyślne marnowanie sił i środków. Ponieważ ryzyko nie zaplanowanej strzelaniny było zbyt duże, żaden andermański oficer nie zaryzykowałby podobnej sytuacji. Andrea wygłosiła swoją opinię uprzejmie, ale zdecydowanie, i nie ustąpiła ani odrobinę. Honor na to wspomnienie uśmiechnęła się leciutko i spojrzała na wiszący na ścianie chronometr. A potem dała znak Mercedes.

— Słucham, milady? — spytał porucznik flagowy, stając obok jej fotela.

— Sądzę, że już czas, Tim — powiedziała cicho.

— Rozumiem, ma’am — odparł równie cicho i ruszył spokojnym krokiem ku stanowisku oficera łącznościowego, porucznika Harpera Brantleya.

Obserwowała go i kątem oka dostrzegła wyraz twarzy Mercedes przyglądającej się jej podejrzliwie. Podejrzliwość ustąpiła miejsca pewności, gdy Honor radośnie się do niej uśmiechnęła.

W tym momencie poczuła gwałtowne rozbawienie Nimitza, który jednakże był uprzejmy powstrzymać się od radosnego bleeknięcia.

Brigham otworzyła usta, po czym zamknęła je z trzaskiem i pokręciła głową, patrząc na Honor z wyrzutem. Nikt nie zauważył tej bezgłośnej wymiany poglądów, bo wszyscy byli zbyt pochłonięci wykonywaniem obowiązków. Meares także nie wzbudził niczyich podejrzeń, jako że porucznik flagowy często spełniał rolę gońca. Dzięki temu niepostrzeżenie dotarł do Bentleya, pochylił się nad jego ramieniem i powiedział mu coś cicho do ucha.

Bentley omal nie podskoczył — gwałtownie obrócił głowę i spojrzał, wytrzeszczając oczy, na Mearesa. A potem rzucił na wpół rozbawione, na wpół oburzone spojrzenie na Honor i pochylił się nad klawiaturą komputera. Wystukał coś, powiedział kilka słów do mikrofonu, po czym rozparł się wygodnie w fotelu i skrzyżował ręce.

Przez jakieś dziewięćdziesiąt sekund nic się nie działo.

A potem nadlatujące jednostki równocześnie zmieniły położenie na klasyczne i zaczęły wytracać prędkość. Moment później w holoprojekcji taktycznej rozbłysło kilkaset nowych symboli poruszających się znacznie szybciej i zgrabnie tworzących nową formację. Obecni na pomoście flagowym zamarli skonsternowani, natychmiast rozpoznając to, co zobaczyli. Widzieli podobne manewry wielokrotnie w ciągu ostatnich trzech-czterech lat standardowych, tyle że z innej perspektywy. Nigdy bowiem nie obserwowali startu kilku skrzydeł obcych kutrów.

Przez kilka sekund konsternacja i początki paniki, do której żaden by się nie przyznał, uniemożliwiały im działanie. Potem przyszła świadomość, jak bardzo posiadanie kutrów przez intruzów zmienia stosunek sił na ich korzyść, ale nim ktokolwiek zdążył zareagować, symbole jednostek zaczęły zmieniać barwę z czerwonej na zieloną. Zmiana z wrogich na swoje następowała kaskadowo, gdy dywizjon po dywizjonie kolejno uaktywniał transpondery, a ledwie zrobiło to całe skrzydło, tak samo postępował dowódca lotniskowca, z którego wystartowały.

— Przecież to… — zaczęła Jaruwalski i urwała, obrzucając Honor spojrzeniem pełnym potępienia.

Honor odpowiedziała jej niewinnym uśmiechem.

— Tak, Andrea? — zachęciła słodko.

— Nieważne. — Jaruwalski powiedziała to tonem graysońskiej niani, która właśnie przyłapała podopiecznych na malowaniu pokoju w pomarańczowo-szary rzucik.

A potem prawie wbrew sobie uśmiechnęła się i potrząsnęła głową z rezygnacją.

— Nieważne, milady — powtórzyła już normalnym tonem. — Chyba już powinniśmy się uodpornić na pani spaczone poczucie humoru.

ROZDZIAŁ XXX

— Opodziewałem się po tobie czegoś lepszego, Edwardzie — oznajmił z dezaprobatą Michael Janvier, baron High Ridge i premier Gwiezdnego Królestwa Manticore, spoglądając wyniośle na Pierwszego Lorda Admiralicji.

Ściana bunkra została przeprogramowana i ukazywała zalany blaskiem księżyca las nad brzegiem niewielkiego jeziorka, ale ignorował ten sielski obrazek całkowicie.

— Nawet nie siedem miesięcy temu zapewniałeś mnie, że Republika Haven nie ma rakietowych superdreadnoughtów — dodał, nie kryjąc potępienia i lekceważenia. — Teraz informujesz nas, że ma co najmniej sześćdziesiąt gotowych do służby. Czyli zaledwie cztery mniej, niż my mamy. I że zdołali opracować, przetestować, zbudować i zgrać je w taki sposób, że nawet nie podejrzewaliśmy, iż zamierzają coś podobnego.

Przerwał i spojrzał na Janaceka z rozczarowaniem, co miał doskonale opanowane.

Sir Edward z trudem powstrzymał się przed znacznie mniej miłym spojrzeniem. W końcu czego innego mógł się spodziewać, jak nie próby zwalenia całej winy na siebie. Było to zachowanie typowe dla High Ridge’a — odruchowo szukał zawsze kozła ofiarnego. Tego jednak nie mógł głośno powiedzieć, ponieważ z racji zajmowanego stanowiska był wręcz idealnym kandydatem do tej roli. Dlatego musiał postępować bardziej niż delikatnie podczas tego zebrania.

— Ja natomiast przede wszystkim chciałabym wiedzieć, jak zła naprawdę jest sytuacja — oznajmiła lady Elaine Descroix, korzystając z przedłużającego się milczenia premiera.

— Właśnie — zgodziła się hrabina New Kiev. — I to nie tylko sytuacja militarna.

Posłała przy tym Descroix nieprzychylne spojrzenie, które ta zignorowała.

— Myślę, że Elaine dobrze to ujęła, Edwardzie — oznajmił tym samym co poprzednio tonem High Ridge.

Janacek zgrzytnął zębami. Raz.

— Ponieważ zdarzyła nam się wpadka wywiadowcza na taką skalę, oczywiście trudno jest dokładnie ocenić, jak sytuacja wygląda naprawdę — zaczął, gdy był już pewien, że głos go nie zdradzi. — Naturalnie przedyskutowałem powody i rozmiary tej wpadki z admirałem Jurgensenem i mogę zapewnić, że użyje wszystkich możliwych środków, by to naprawić.

— To on się nadaje do naprawiania czegokolwiek? — spytała Descroix, a widząc minę Janaceka, dodała: — Niezależnie od tego, co jeszcze się wydarzy, jedno jest pewne, Edwardzie: mówiąc brutalnie, nasz wywiad floty dał się całkowicie zaskoczyć i niczego nie podejrzewał przez parę lat, gdy wróg opracowywał i budował te okręty. A przez cały ten czas jego szefem był właśnie admirał Jurgensen. Uważam, że w sposób oczywisty nie wywiązał się ze swych obowiązków.

— Francis Jurgensen jest oddanym i dobrym oficerem — odparł Janacek rzeczowo i ze stosowną emfazą, jak przystało na dowódcę broniącego podkomendnego, choć w duchu odetchnął z ulgą, że Descroix uczepiła się Jurgensena, nie jego. — Oczywiście w tej chwili ponownie oceniamy pracę wywiadu i sądzę, że już znaleźliśmy kilka słabych ogniw, głównie pozostałości po rządach Mourncreek, ale przyznaję, że część to ludzie przyjęci już za mojej kadencji. Problem z wywiadem jest taki, że oficerowie o doskonałym przebiegu służby mogą w praktyce okazać się nieprzydatni do tego rodzaju pracy, co wychodzi na jaw dopiero po pewnym czsie. Takie rzeczy zdarzają się często, ale tym razem zdarzyła się nam wpadka na znacznie poważniejszą skalę. Tym niemniej uważam, że Jurgensen zasłużył na to, by dać mu szansę naprawienia problemu, który dopiero co odkrył, a nie na to, by zrobić z niego kozła ofiarnego. Do tej klęski przyczyniło się wielu. Poza tym według mnie zmiana szefa wywiadu w tym momencie to poważny błąd. Nowy będzie musiał zaczynać od zera, czyli zapoznania z sytuacją, ludźmi i problemem. Nim nauczy się, na tym polegają jego obowiązki, nastąpi nieunikniony okres zamieszania i zmniejszonej aktywności. Admirał Jurgenen, mając dowody popełnionych błędów i znając zasady działania wywiadu oraz ludzi, z którymi pracuje, zapewni szybsze naprawienie szkód, i to w sposób znacznie skuteczniejszy i płynniejszy niż ewentualny następca, kimkolwiek by on był.