Naturalnie to, czego potrzebowałaby Ludowa Republika, nie miało już znaczenia, ponieważ Ludowa Republika już nie istniała. I to także była zasługa admirała Thomasa Theismana.
Mężczyzna siedzący po drugiej stronie mahoniowego mebla wykonanego przez Sandovala naprawdę nie robił wrażenia kogoś wybitnego, a wątpiła, by wielu obywateli Republiki Haven zdawało sobie sprawę, ile tak naprawdę mu zawdzięczają. Już samo pozbycie się Saint-Justa zasługiwało na dozgonną wdzięczność, ale zasługi Theismana nie kończyły się na tym. Jeszcze bardziej zaskakujące dla wszystkich, którzy go nie znali osobiście, było to, że nie sięgnął po władzę. Zastrzegł dla siebie połączone stanowisko sekretarza wojny i szefa operacyjnego floty — to ostatnie odtworzone po wieloletniej przerwie — i kategorycznie odmówił jakiegokolwiek wykorzystywania tej władzy do prywatnych celów. Kilku oficerów flagowych nie podzielających tej jego zasady błyskawicznie przekonało się, że to poważny błąd. Biorąc pod uwagę, jak nadużywano władzy i stanowisk w poprzednich dwóch systemach rządów, trudno było się dziwić przeciętnym obywatelom, że nie mogli uwierzyć w tę nagłą zmianę.
Naturalnie bardzo niewielka liczba tychże obywateli zdawała sobie sprawę, jak desperacko Theisman unikał objęcia stanowiska, które ostatecznie przypadło w udziale Eloise Pritchart. A robił to częściowo dlatego, że był świadom, iż brakuje mu wielu cech niezbędnych politykowi. Jak choćby zdolności do kompromisów. Rozumiał konieczność ich zawierania, ale psychicznie nie był do tego zdolny. Nie przeszkadzało mu to drobiazgowo i trafnie analizować całego procesu — często znajdował rozwiązania, na które ona nie wpadła, ale nie potrafił się dogadywać i był na tyle rozsądny, że zdawał sobie z tego sprawę.
Był też zaskakująco pozbawiony ambicji jak na kogoś, kto doszedł do takiego stopnia w Ludowej Marynarce. Fakt, spore znaczenie w tempie awansowania miały czystki oraz krytyczna sytuacja na froncie, ale to właśnie stwarzało doskonale warunki dla młodych, zdolnych i ambitnych oficerów. A przeżycie po osiągnięciu stopnia flagowego było nie lada sztuką, gdyż z jednej strony UB rozstrzeliwało każdego dowódcę, który nie wykonał często niewykonalnego rozkazu, z drugiej zaś Oscar Saint-Just podejrzewał każdego zbyt kompetentnego oficera Ludowej Marynarki o spiskowanie przeciwko Ludowej Republice, a zwłaszcza Komitetowi Bezpieczeństwa Publicznego. Eloise doskonale wiedziała, jak to w praktyce działało, bo podobnie jak Dennis LePik miała wątpliwą przyjemność należeć do grona aniołów stróżów, czyli komisarzy ludowych narzuconych przez Saint-Justa zdolniejszym oficerom flagowym. Pechowo dla Saint-Justa tak raporty jej, jak i Le-Pika niewiele miały wspólnego z rzeczywistością.
Prawdę mówiąc, nie sądziła, że to przeżyje, podobnie zresztą jak ten, kogo miała szpiegować, a w kim się zakochała — admirał Javier Giscard. I nie przeżyliby, gdyby Thomas Theisman nie zajął się tak skutecznie towarzyszem sekretarzem bezpieczeństwa.
Natomiast uczciwość nakazywała przyznać bez fałszywej skromności, że od tamtej pory osiągnęli wiele. Pritchart przed rewolucją była dowódcą brygady Delta i jednym z przywódców Kwietniowców. Dlatego Saint-Justowi tak zależało na pozyskaniu jej do współpracy. Kwietniowcy bowiem powszechnie uznawani byli za najbardziej godzien szacunku z ruchów występujących przeciwko Legislatorom. No i za najskuteczniejszy. Zgodziła się, podobnie jak Kevin Usher, by przetrwać, bo wiedziała, że ci, którzy otwarcie pozostaną przy starych ideałach, kolejno i po cichu znikną.
I tak też się stało.
Często czuła się winna, choć zdawała sobie sprawę, że jest to nielogiczne. Dzięki temu, co zrobiła, mogła pomóc innym, a gdyby otwarcie trwała przy starych zasadach, może i postąpiłaby szlachetnie, ale byłaby trupem nie mającym na nic żadnego wpływu, co byłoby niewybaczalną głupotą. Należało żyć, by móc walczyć o te zasady, i tak też postąpiła. Ona, Giscard, Kevin i kilku innych.
Gdyby Theisman się spóźnił, nie przeżyliby tej walki. A jej przeszłość była dla Theismana tak samo użyteczna jak dla Saint-Justa, bo potrzebował kogoś, kogo mógłby uczynić głową państwa. A najdziwniejsze było to, że on naprawdę nie chciał tego stanowiska ani też władzy z nim związanej. W pewnym momencie także w to nie uwierzyła, no ale gdy odwołał ją wraz z resztą Dwunastej Floty do systemu Haven, by wzmocnić swoje siły, prawie go nie znała.
Do powrotu przekonały ją dwie rzeczy: po pierwsze Theisman zawsze cieszył się reputacją człowieka pozbawionego ambicji politycznych, po drugie Giscard i Tourville, którzy znali go od lat, uważali go za uczciwego. Mimo to postępowali nader ostrożnie, a jej samej dosłownie mowę odebrało, gdy Theisman poinformował ją, że chce, by to właśnie ona zorganizowała nowy rząd.
Naturalnie nie znaczyło to, że Theisman natychmiast oddał jej całą władzę. Był odpowiedzialny za uniemożliwienie całkowitego rozpadu Ludowej Republiki i choć to ona była czynnikiem jednoczącym, on miał doświadczenie niezbędne, by wykonać to zadanie. W końcu przeważyło to, że jej związek z Giscardem był podobny do jego związku z LePikiem (naturalnie bez elementu miłosnego). Znał Giscarda i ufał mu, toteż doszedł do wniosku, że może zaufać i jej. A najbardziej zaskoczyło ją to, że od początku jasno wyraził, jak sobie to wyobraża, i że nie miał najmniejszych skłonności do zostania władcą marionetek czy szarą eminencją. Postawił tylko dwa warunki: że pełnię władzy nad wojskiem odda jej, gdy zagrożenie rozpadu państwa przestanie istnieć, drugi — że udowodni mu, iż tak samo jak on jest zdecydowana przywrócić starą konstytucję. Konstytucję Republiki Haven, nie zaś tworu, który ustanowił urząd dziedzicznego prezydenta i potwierdzał dynastyczną władzę Legislatorów. Chodziło o starą konstytucję, zgodnie z którą prezydent i władze reprezentowali wolę wyborców i byli przed nimi odpowiedzialni. A wyborcy nie byli jedynie maszynkami do głosowania.
Pritchart poczuła nieomal cześć, gdy zdała sobie sprawę, że ma do czynienia z prawdziwym romantykiem wierzącym w rządy prawa, wiążącą moc danego słowa i niewzruszalność zasad osobistej odpowiedzialności. W nieco abstrakcyjny sposób była ciekawa, czy zawsze był tak na bakier z rzeczywistością, czy też taki wykształcił w sobie mechanizm obronny, obserwując, jak jego państwo pogrąża się w szaleństwie. W sumie było to bez znaczenia, toteż nie zaprzątała sobie tym głowy. Istotne było to, że Theisman był prawdziwie oddany ideałom stanowiącym podstawę ruchu Kwietniowców.
Oraz to, że w głębi duszy była równie beznadziejną romantyczką jak on.
I tak oto w osiemnaście standardowych miesięcy od śmierci Oscara Saint-Justa Eloise Pritchart nie tylko stworzyła rząd tymczasowy i wygrzebała ze śmietnika historii konstytucję, ale została pierwszym od ponad dwóch wieków wybranym w powszechnych wyborach prezydentem Republiki Haven i odzyskała pełnię władzy nad siłami zbrojnymi. A Thomas Theisman pozostał sekretarzem wojny.
I wielokrotnie w ciągu tego czasu miała ochotę zastrzelić go za to.