Выбрать главу

Widząc ten uśmiech, Jason odruchowo usiadł prosto. Znał go i od razu zrobiło mu się raźniej.

— Myślę, Jase, że od chwili tej konferencji prasowej podchodziłem do sprawy z niewłaściwej strony — powiedział z namysłem. — Bo tak naprawdę, dopóki jestem sekretarzem stanu, ona nie może odebrać mi niczego. Może zbierać laury za każdy sukces w negocjacjach i przekonywać opinię publiczną, że sama zdecydowała się przyjąć twardsze stanowisko, ale to ja będę prowadził te negocjacje, nie ona.

— Będzie więc musiała się z tobą podzielić chwałą, jeśli się powiodą.

— Tak, ale akurat nie o to mi chodziło. Miałem na myśli to że cała korespondencja z Królestwem musi przechodzić przez moje biuro, wystarczy więc, że doprowadzą do tego, by zawierała ona to, co powinna.

Jason wygląd tak. jakby niewiele zrozumiał, ale Arnold zdecydował, że nie będzie go oświecał. Jeszcze nie. Prawdę mówiąc, żałował, ze aż tyle powiedział. Znał bowiem talent brata do mówienia najmniej odpowiednich rzeczy w najmniej stosownych momentach.

Na szczęście Jason myślenie zawsze pozostawiał jemu i spokojnie czekał na wyjaśnienia i polecenia. A tego, co mu przyszło do głowy, lepiej było nie wyjaśniać. W tej sprawie Jason pomóc nie mógł; Arnold musiał zrobić to sam, więc najrozsądniej było nie obarczać brata zbędną wiedzą.

A sprawa była prosta. Dotychczas Arnold nie dostrzegał największej zalety swej pozycji. Albo raczej nie zdawał sobie sprawy, jak wielka jest naprawdę, jeśli wykorzystać ją właściwie. Ludzie mogli wierzyć, że nowe, twarde stanowisko było pomysłem pani prezydent, nie sekretarza stanu, ale on widział, że Pritchart brakowało charakteru, by stanąć Królestwu do oczu, jeśli tego wymagałoby osiągnięcie sukcesu. Gdyby opór zaczął grozić wznowieniem działań, tak Theisman, jak i ona poddaliby się i ustąpili.

On sam spędził zbyt wiele czasu tak na osobistych rozmowach z negocjatorami, jak i na wymianie korespondencji z Descrox by dać się zwieść. Jeśli Republika odpowiedziałaby twardo, rząd Królestwa ustąpiłby, bo High Ridge, Descroix i New Kiev do spółki mieli kręgosłup ameby, moralność wszy i odwagę zająca. Gdyby to Cromarty był premierem, sprawy mogłyby wyglądać inaczej, ale nie był i już ngdy nie będzie, a w obecnym rządzie nie było nikogo choćby zbliżonego doń pokrojem.

Należało więc stworzyć właściwą atmosferę i odpowiednie wrażenie. Sytuację, kiedy Pritchart, nie znająca tak dobrze członków rządu Królestwa jak on, uwierzyłaby, że jeśli Republika nie ustąpi, następnym krokiem będzie wznowienie walk. Jeśli Pritchart się załamie i podda, pokazując wyborcom, jaka jest naprawdę, a równocześnie on skorzysta z okazji i doprowadzi sprawę do szczęśliwego końca…

Uśmiechnął się w duchu. To będzie ryzykowne, bo z jednej strony będzie musiał znaleźć sposób, by sprowokować właściwą reakcję Królestwa, a z drugiej nie zdradzić Pritchart, że ma z tym coś wspólnego. Ale powinno się udać, biorąc pod uwagę głupotę i pychę High Ridge’a i Descroix. Będzie trzeba znaleźć kogoś zaufanego do kontaktów osobistych z nimi, zwłaszcza że będzie musiał dokonać osobiście pewnych… kreatywnych redakcji w pismach, a ten, kto będzie je dostarczał, musi być zwolennikiem całego pomysłu. To nie powinien być problem: coś mu mówiło, że ma wręcz idealnego kandydata…

Naturalnie będzie musiał uważać, żeby ten cholerny Usher o niczym się nie dowiedział, choćby dlatego że to, co planował, mogło być niezupełnie legalne. To zresztą też trzeba będzie sprawdzić… może nawet u Jeffa Tullinghama, jeśli uda mu się wymyślić stosownie hipotetyczną sytuację. Nawet jeśli legalne, takie posunięcie z pewnością nie będzie stanowić powodu do chwały, lepiej więc trzymać wszystko w tajemnicy. Nawet jeśli okaże się przewidującym politykiem o żelaznej woli i zbawcą pokoju, który zrobił to, co należało, wbrew błędnym instrukcjom niedojdy zajmującej prezydencki fotel.

Będzie też musiał dopilnować, by Królestwo faktycznie nie wznowiło działań, gdy Pritchart będzie przekonana, że tak właśnie się stanie. Na to był dość skuteczny sposób — zająć rząd Królestwa czymś innym.

A to można było już zacząć organizować. Zapraszając na kolację andermańskiego ambasadora…

ROZDZIAŁ XXXII

Czujemy w tym historycznym momencie. Zaszczyt przemawiania w imieniu całego Gwiezdnego Królestwa i duma poddanych Korony z naszej społeczności naukowej są szczególnie widoczne przy takich jak ta okazjach. Nieczęsto zdarza się, by jakikolwiek przywódca polityczny czuł taką jak ja w tej chwili dumę i niepewność. Dumę, ponieważ przypadł mi zaszczyt powiedzenia tego, co czujemy wszyscy, niepewność zaś, gdyż wiem, jak nieadekwatnie muszą brzmieć moje słowa. Odważyłem się na to wystąpienie tylko dzięki świadomości, że są to jedynie pierwsze pochwały wypowiedziane głośno, a obywatele Gwiezdnego Królestwa dołożą swoje, znacznie ważniejsze podziękowania. I dlatego…

— Słodka godzino! — wymamrotał, starając się nie poruszać ustami, T. J. Wix. — Czy on się nigdy nie zamknie?!

Jordin Kare i Michael Reynaud siedzący po jego bokach zdołali nie uśmiechnąć się z aprobatą ani nie spojrzeć nań groźnie — obaj nie wiedzieli, na co mają większą ochotę. Wszyscy siedzieli za stołem ustawionym na podwyższeniu sali konferencyjnej, a przed sobą mieli mównicę okupowaną od ponad kwadransa przez High Ridge’a, który wcale nie sprawiał wrażenia, że ma zamiar rychło zakończyć. Żaden z nich nie przyjąłby zaproszenia na tę konferencję, gdyby miał w tej materii jakikolwiek wybór. Wiedzieli, że rząd bardziej niż zwykle potrzebuje propagandowego sukcesu i że wezmą udział w kolejnej szopce z autoreklamą.

Tyle tylko, że świadomość tego, co nastąpi, wcale nie poprawiała uczuć całej trójki. Powód zorganizowania tego propagandowego cyrku był prosty — notowania popularności rządu i premiera spadły na łeb, na szyję po wyemitowaniu nagrania z konferencji prasowej sekretarza wojny Republiki Haven Thomasa Theismana. Oliwy do ognia dolali centryści i lojaliści Korony, których notowania dla odmiany wzrosły.

Niestety wstrząs nie był aż tak silny, by wysadzić premiera z siodła, na co przez moment Kare miał nadzieję, choć był krokiem we właściwą stronę. Być może w połączeniu z innymi da taki właśnie skutek. Przy takim podejściu do władz podwójnie mierziło go, że zmuszony jest uczestniczyć w przedstawieniu, które pomoże poprawić publiczny wizerunek rządu, i musiał się bardzo starać, by tego nie okazać. Ponieważ stanowili tło dla przemawiającego, obiektywy wszystkich holokamer skierowane były także i na nich.

Humor psuła mu także głupota współobywateli — w każdym normalnym państwie wyborcy, a nawet arystokracja, powinni zdać sobie sprawę z konsekwencji, do jakich doprowadziła i jeszcze doprowadzi idiotyczna polityka rządu wobec sił zbrojnych — i zareagować. Niestety, nic podobnego nie nastąpiło.

Choć rabin by się z tym nie zgodził, Kare był przekonany, że polityka wewnętrzna Królestwa w obecnych czasach była skutkiem tego samego podejścia pana Boga, które doprowadziło do Księgi Hioba. Bo diabeł nie mógł bezkarnie hasać wśród bezradnych ludzi w tak sprzyjających dla siebie okolicznościach przypadkiem. A tylko to wyjaśniało wszystkie procesy polityczne mające miejsce od paru lat w Królestwie.

Próbował przekonać samego siebie, że zbyt ostro ocenia ludzi — w końcu do zeszłego tygodnia nic nie wskazywało na to, że wojna rzeczywiście nie jest zakończona. Ba, wszystko, o czym opinia publiczna wiedziała, świadczyło jednoznacznie, że jest, a pozostała jedynie drobna formalność — podpisanie traktatu pokojowego. Od prawie czterech standardowych lat nie padł w tej wojnie ani jeden strzał i nic nie wskazywało na to, by miało się to zmienić. A rząd zapewniał, że zwycięstwo jest ostateczne. W dodatku przewaga techniczna i taktyczna RMN była faktem, jeśli więc Haven próbowałoby po raz drugi, oberwałoby, tylko mocniej — i tyle. Ugodowy ton negocjatorów z Republiki był kolejnym świadectwem słuszności tego przekonania, często zresztą przywoływanym przez zwolenników wersji, że pokój już zawarto, tylko nie dopełniono formalności. Kare tak nie uważał, ale rozumiał, dlaczego wersja ta jest tak atrakcyjna dla ludzi. Po latach strachu, bólu i strat byłoby nienormalne, gdyby ludzie nie chcieli wierzyć, że to się już skończyło, że teraz będzie spokojnie i normalnie, a największymi zmartwieniami będą te codzienne.