Выбрать главу

Istniało jednak dość symptomów przeczących tej tezie i każdy, kto tylko chciał, mógł je bez trudu dostrzec. Albo posłuchać takich jak Harrington, White Haven czy William Alexander, pokazujących je przez cały czas. Niestety, determinacja, z jaką ci ostatni to robili, u wielu wzbudzała niedowierzania, zwłaszcza jeśli nie chcieli zmienić miłego punktu widzenia. Dla pozbawionego skrupułów polityka nie było czymś trudnym przedstawienie oponenta jako człowieka opętanego obsesją i w pewien sposób śmiesznego, a już żadnym problemem — jako skrajnego pesymistę wszędzie widzącego zagrożenie, i to o katastrofalnych rozmiarach. Dlatego nikt im nie uwierzy, dopóki do katastrofy nie dojdzie.

A w jego prywatnej opinii zaczęła się ona, gdy Theisman przyznał się do odbudowania przedwojennego stosunku sił, i to w sposób, o którym rząd High Ridge’a nie miał zielonego pojęcia. Znaczna część wyborców podzielała jego zdanie, ale niestety okazała się niewystarczająca. A rządowe tuby, jak też „niezależni” specjaliści z Instytutu Palmera, natychmiast zaczęli wszystkich uspokajać i bagatelizować problem, twierdząc, że wcale nie jest tak źle. Zaczynało to odnosić skutek, a poza tym, niestety, wyborcy nie mieli żadnego wpływu na kontrolę Izby Lordów przez rząd.

No i nie należało zapominać o osobistym wkładzie niejakiego Jordina Kare’a na podtrzymanie popularności rządu High Ridge’a.

Omal się w tym momencie nie skrzywił. Co prawda nie była to zupełnie jego wina, a Wixa niewielka, ale zbieg okoliczności był fatalny. High Ridge, nawet gdyby chciał, nie mógłby tego lepiej zaplanować. Ogłoszenie o wysłaniu załogowej jednostki Zwiadu Kartograficznego pojawiało się w najpotrzebniejszej dla rządu chwili i spece od propagandy rozpoznali to od razu. W efekcie ich działań premier wystąpił osobiście, gadając niewiarygodnie długo, monotonnie i niesympatycznie na konferencji prasowej.

— …i jest dla mnie ogromną przyjemnością i zaszczytem przedstawić wam wszystkim genialny zespół odpowiedzialny za to przełomowe, by nie rzec monumentalne, odkrycie, dokonane w czasie o wiele krótszym, niż ktokolwiek był w stanie przewidzieć.

Nawet w takiej chwili baron High Ridge był jedynie nadętym arystokratą przedstawiającym gościom wyjątkowo sprytnego sługę, który jakimś cudem sam zrobił coś pożytecznego. Widać było, że próbuje, a sądząc po przylepionym uśmiechu, jest też przekonany, że mu się udaje, ale była to próba nieudana, jako że miał osobowość i spontaniczność śledzia po włosku powoli rozkładającego się na talerzu.

Premier odwrócił się, gestem prawej ręki wskazując trójki, siedzącą za nim za stołem. Kolejną typową dlań manierą było wrzucanie wszystkich do jednego wora, konkretnie do „naukowców”, choć Reynaud był nader kompetentnym administratorem, dzięki któremu Agencja zdołała funkcjonować mimo bandy biurw płci obojga nie nadających się nawet do konserwacji powierzchni płaskich, czyli sprzątania. To jednak baron High Ridge zignorował, o ile w ogóle był tego świadom.

Choć istniała też druga możliwość, co Kare dopiero sobie uprzytomnił — mógł z jakiegoś powodu ignorować samego Reynauda. Potwierdzałyby to jego kolejne słowa:

— Panie i panowie, przedstawiam wam doktora Jordina Kare’a i doktora Richarda Wixa. Nadzwyczajne intelekty odpowiedzialne za tę historyczną chwilę.

Kare i Wix wstali, gdy zebrani zaczęli klaskać. Owacja brzmiała spontanicznie i szczerze, gdyż nawet dziennikarze i reporterzy byli podnieceni, radośni i pełni nadziei. Cóż, tym gorzej. Kare zdołał się skrzywić boleśnie, co od biedy można było uznać za uśmiech. Wix nie próbował. Obaj skłonili się, co w przypadku Wixa wyglądało bardziej na tik nerwowy, ale przynajmniej się starał.

Premier kiwnął na nich łaskawie, by podeszli, co miało być spontanicznym zaproszeniem, Kare więc zgrzytnął zębami i ruszył ku podium. Wix też… po subtelnym ciosie łokciem w żebra.

Aplauz spotężniał. Kare z trudem ukrywał złość wywołaną zarówno niewzruszoną pewnością siebie High Ridge’a, dla którego inteligencja i kompetencja były zupełnie nieważne, jak też jego kłamstwem, przez które wysiłek innych członków licznego zespołu został zignorowany, a zasługa przypisana dwom osobom. O roli szczęścia w całej sprawie naturalnie nawet nie wspomniał.

— Doktor Kare przedstawi teraz krótkie podsumowanie osiągnięć zespołu i najbliższe plany — oznajmił High Ridge, jakby zapowiadał występ wyjątkowo uzdolnionej małpy. — A potem odpowie na pytania pań i panów. Doktorze Kare?

I uśmiechnął się sztucznie do naukowca. Ten zajął miejsce na mównicy i przestał się uśmiechać.

— Dziękuję, panie premierze. Panie i panowie, chciałbym powitać na pokładzie HMSS Hephaestus w imieniu zespołu naukowego Królewskiej Agencji Zwiadu Kartograficznego i jej dyrektora admirała Reynauda — zagaił i skłonił się w kierunku siedzącego. — Jak wiecie, od dwóch i pół roku standardowego zajmowaliśmy się poszukiwaniem następnego terminala Manticore Wormhole Junction. Był to proces żmudny, czasochłonny i trudny, ale dzięki pracy całego zespołu, a zwłaszcza doktora Wixa, oraz niewiarygodnemu wręcz szczęściu osiągnęliśmy sukces znacznie wcześniej, niż mogliśmy zakładać jeszcze cztery miesiące temu. Jesteśmy obecnie gotowi do wysłania z siódmego terminala załogowej jednostki Zwiadu Kartograficznego. Nastąpi to w następny czwartek. Uprzedzam, że do jej powrotu ani ja, ani nikt inny nie będzie w stanie powiedzieć, dokąd prowadzi ten terminal. Jeśli macie inne pytania, zrobię, co będę mógł, aby na nie odpowiedzieć.

* * *

— Przepraszam, że przeszkadzam, ma’am, ale chciała pani wiedzieć, gdy pinasa admirała Theismana będzie o piętnaście minut drogi od nas.

— Dziękuje, Paulette. — Shannon Foraker przerwała rozmowę z Lesterem Tourville’em i uśmiechnęła się do swego porucznika flagowego. — Proszę poinformować kapitana Reumanna, że zaraz dołączymy do niego na pokładzie hangarowym.

— Oczywiście, ma’am — porucznik Baker zasalutowała i wycofała się z kabiny prawie tak niezauważenie, jak do niej weszła.

Shannon zaś odwróciła się do gościa jak zwykle niedbale rozwalonego w największym fotelu ustawionym pod wyciągiem systemu wentylacyjnego. Reszta zebranych siedziała w znacznie przyzwoitszych pozach. Javier Giscard z uśmiechem obserwował pasma błękitnego dymu płynące z cygara Lestera prosto ku kratce wentylacyjnej. Poza nimi obecni byli szefowie ich sztabów, kapitan Anders i komandor Clapp. Ten ostatni jako najmłodszy stopniem siedział po prawej stronie Shannon i choć robił, co mógł, by tego nie okazać, dla każdego, kto go znał, było oczywiste, że czuje się nieswojo w towarzystwie tak wysokich rangą oficerów. Temat jednak zreferował rzeczowo.

— Za parę minut będziemy musieli się zbierać — oznajmiła Shannon, gdy za Baker zamknęły się drzwi. — Mamy jednak chwilę na pytania, jeśli chcecie je zadać. Lester?