Выбрать главу

A McGwire musiał sobie z tego zdawać sprawę równie dobrze jak on.

— A sądzi pan, że prezydent Pritchart gotowa będzie zaakceptować stanowisko Królestwa? — drążył dalej Henne-man.

— W przeszłości prezydent Pritchart, jak i cała Republika miała zdecydowanie ograniczone możliwości wyboru — widać było, że McGwire starannie dobiera słowa. — Powodem była katastrofalna pozycja militarna odziedziczona po poprzedniej władzy. Czy ktoś w to wierzy czy nie, brutalna prawda jest taka, że znajdowaliśmy się w sytuacji uniemożliwiającej wysunięcie jakichkolwiek żądań, przy których moglibyśmy się uprzeć.

— Jak rozumiem, uważa pan, że ta sytuacja uległa zmianie?

— Ta sytuacja mogła ulec zmianie — poprawił go McGwire. — Oświadczenie sekretarza wojny o zwiększeniu naszego potencjału militarnego musi zostać wzięte pod uwagę przez wszystkie strony biorące udział w negocjacjach.

I sądząc z tonu przemówienia prezydent Pritchart, ona także się tego spodziewa. Jak to trafnie określiła, od lat próbowaliśmy rozwiązać ten fundamentalny problem na drodze negocjacji i nic nie wskazywało na to, by druga strona przejawiała choćby najmniejszą ochotę do ustępstw. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie rozważał wznowienia działań wojennych i dlatego zrobiliśmy co tylko było można, by uniknąć sytuacji, w której mogłoby się to stać prawdopodobne, tym niemniej nadszedł czas, o czym przypomniała nam prezydent w swoim przemówieniu, gdy dalsze unikanie ryzyka oznacza rezygnację z pryncypiów. Uważam, że żądania, które wysunęła pod adresem Królestwa, są jak najbardziej właściwe i sensowne. Chodzi o to, by negocjowali w dobrej wierze i zaakceptowali zasadę, że mieszkańcy wszystkich spornych systemów mają prawo do samostanowienia w drodze plebiscytów przeprowadzonych pod kontrolą Republiki. Uważam, że w tej kwestii prezydent ma bardzo silne poparcie wszystkich partii w Kongresie i że wszyscy jednomyślnie stoimy za nią i za sekretarzem stanu.

— Jeśli dobrze rozumiem, panie senatorze, powiedział Pan, że poprze żądania prezydent Pritchart, nawet jeśli będzie to groziło wznowieniem działań przeciw Królestwu?

— Widzisz, Rolandzie, niektóre kwestie są tak ważne zarówno dla państwa, jak i jednostki, że usprawiedliwiają podjęcie nawet najpoważniejszego ryzyka. W mojej opinii dobro i prawo do samostanowienia obywateli Republiki żyjących pod obcą okupacją należą do obu tych kategorii. Theismar musiał przyznać, że McGwire miał doskonałe wyczucie czasu — program skończył się dokładnie w tym momencie i ostatnim, co widzowie zobaczyli, była zatroskana i poważna twarz o silnie zarysowanym podbródku i twardych, brązowych oczach.

— Wyłączyć program — polecił Theisman i holoprojekcja zgasła.

Theisman przywrócił fotelowi w pełni pionowe położenie i potoczył wzrokiem po obecnych. A było ich naprawdę sporo — łącznie z nim samym i Marquette’em przy stole siedziało osiemnastu oficerów flagowych, a każdemu towarzyszyło dwóch lub trzech oficerów sztabowych.

Wielu wygadało niezwykle młodo jak na te rangi, bo i tak było w rzeczywistości. Zniszczenie przez Saint-Justa Octagonu wyrwało olbrzymią dziurę w szeregach starszych oficerów floty, a czystka, która potem nastąpiła, zmieniła ją w otchłań Theisman nie miał wyboru i musiał awansować na gwałt wybranych do obsadzenia Sztabu Generalnego floty, który wskrzesił dosłownie z popiołów. On sam, jak i wszyscy inni zdawali sobie sprawę, że oficerowie ci są zbyt młodzi i mają, relatywnie rzecz biorąc, zbyt mało doświadczenia, ale nie było nikogo innego. By temu choć częściowo zaradzić, zostawił sobie funkcję szefa operacyjnego floty, czyli w praktyce głównodowodzącego, mimo że przyjął fotel sekretarza wojny. Czy mu się to podobało czy nie, najprawdopodobniej był najbardziej doświadczonym oficerem w całej Marynarce Republiki.

A piętnaście standardowych lat temu był ledwie komandorem.

Młodzi czy nie, to oni teraz tworzyli Sztab Generalny. Musiał przyznać, że w ciągu ostatnich czterech lat nabrali sporo doświadczenia i wiele się nauczyli w praktyczny sposób.

— Panie i panowie, tak wygląda sytuacja — zagaił. — Jeśli powiedział to przewodniczący komisji spraw zagranicznych w „The Henneman Hour”, to myślę, że można to uznać za oficjalne stanowisko.

Odpowiedzią były stłumione śmiechy i sam także się uśmiechnął, choć nie czuł specjalnego rozbawienia. Musiał przyznać, że McGwire przedstawił znacznie bardziej wyważone, by nie rzec uspokajające poglądy, niż spodziewał się po kimś tak blisko współpracującym z Giancolą. Oczywiście mogła to być gra obliczona na określony efekt. Theisman podejrzewał jednak, że McGwire był szczery — nigdy nie taił, że naprawdę ostrożnie podchodzi do wszystkiego, co mogłoby sprowokować wznowienie walk, i zacieśnienie współpracy z Giancolą tego nie zmieniło. I to dodawało wagi jego ostatnim słowom. Theismanowi zaś ani trochę nie podobała się myśl o tym, co słowa te mogły zapoczątkować.

Podejrzewał, że nawet Eloise nie doceniła siły reakcji na swe przemówienie. Wyglądało na to, że gniew, niesmak i oburzenie społeczne na postępowanie Królestwa w rozmowach pokojowych zaczynały przeważać nad zmęczeniem wojną. Ba, zaczynały być silniejsze od uzasadnionego strachu przed Sojuszem. A co gorsza, w ludziach rosła złość z racji ciągłych upokorzeń wynikających z miażdżącej klęski militarnej. Theisman zbyt dobrze znał ludzką naturę, by mieć w tej kwestii złudzenia. Pragnienie odwetu i wyrównania rachunków było znacznie groźniejsze od gniewu opartego na logice. A siła tego pragnienia, z jaką się zetknął, zaskoczyła go.

Nie powinna, a jednak zaskoczyła. Dla niego było oczywiste, jak katastrofalne skutki może mieć kolejna konfrontacja zbrojna z Królestwem Manticore, dlatego przyjął, że jest to równie oczywiste dla każdego, kto choć przez chwilę się nad tym zastanowi. A tymczasem kolejny raz okazało się, że ludzie kierują się głównie emocjami, nie logiką. A reakcja na przemówienie Pritchart była znacznie silniejsza, niż się spodziewał.

Nie podobało mu się to. Nie podobało mu się ani trochę. Zwłaszcza to, że ogłoszenie istnienia nowych okrętów zdawało się pogarszać sprawę. Sytuacja jeszcze nie wymknęła się spod kontroli i sporo do tego brakowało, ale podstawy poparcia dla polityki konfrontacji, której zwolennikiem był Giancola, istniały. I to znacznie silniejsze, niż podejrzewał, i w dodatku ignorujące wszelkie możliwe konsekwencje.

— Nie do nas należy tworzenie polityki zagranicznej, o czym dowództwo floty w czasach Legislatorów zapomniało — poinformował podkomendnych. — W ten sposób pomogło zaistnieć Komitetowi Bezpieczeństwa Publicznego. Naszym zadaniem jest ocena potencjalnych zagrożeń militarnych, które mogą czekać Republikę albo też przeszkodzić w osiągnięciu celów tejże polityki zagranicznej. Oczywiste jest, że od momentu, w którym ujawniliśmy istnienie okrętów nowej generacji, parametry tych zagrożeń uległy drastycznym zmianom. Wszyscy zdajecie sobie z tego sprawę.

Odpowiedziały mu odruchowe przytaknięcia. Było to miłe, bo spędzili naprawdę dużo czasu na omawianiu tychże zagrożeń.

— Przemówienie prezydent Pritchart i nasze bardziej zdecydowane stanowisko w negocjacjach zmienią je jeszcze bardziej — dodał. — Prawdę mówiąc, nie wiem, jak zareaguje na nie Sojusz. Jak dotąd prezydent powtarza, że siły ma zamiar użyć jedynie w samoobronie. Niestety, skuteczna obrona, zwłaszcza w warunkach, gdy tak znaczna część naszego obszaru pozostaje w rękach potencjalnego wroga, może stworzyć sytuację, w której najlepszym wyjściem będzie silny atak. Celem tego spotkania zaś jest zapoznanie was z różnymi możliwościami, jakie bierzemy pod uwagę ja i admirał Marquette.