Выбрать главу

Jefferson i Thatcher spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

Makris nie znała tak dobrze jak oni kapitan Zachary, wteż skrzywiła się z niesmakiem i machnęła lekceważąco ręką.

— Naprawdę myślę… — zaczęła.

— Nie obchodzi mnie, co pani myśli — przerwała jej spokojnie Zachary. — Nie należy pani do łańcucha dowożenia tego okrętu.

— Przepraszam?! — Makris najwyraźniej nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.

— Powiedziałam, że nie należy pani do łańcucha dowodzenia tego okrętu — powtórzyła Zachary i uśmiechnęła się zimno. — Ściśle mówiąc, jest pani gościem na pokładzie mojego okrętu.

— Nie podoba mi się pani ton, kapitan Zachary — oznajmiła chłodno Makris, najwyraźniej otrząsając się z pierwszego zaskoczenia.

— Może byś pani trudno w to uwierzyć, ale to także niewiele mnie obchodzi — poinformowała ją Zachary.

— Radziłabym zmienić ton i maniery! — warknęła Makris. — Ostrzegam, że nie mam w zwyczaju tolerować bezczelności!

— Ciekawe, właśnie to samo miałam powiedzieć pani — odpaliła Zachary.

Coś błysnęło w oczach Makris. Już otwierała usta do riposty, gdy Zachary pochyliła się nad blatem stołu konferencyjnego i oznajmiła:

— Wiem, że jest pani reprezentantką rządu, ale to ja jestem kapitanem tego okrętu, nie pani. Nie jest pani także przewodniczącą tego spotkania, bo to także prerogatywa dowódcy okrętu. Prawda jest taka, że nie ma pani nic do powiedzenia w kwestii dowodzenia tym okrętem, bo nawet nie należy pani do jego załogi. A ja zaczynam być zmęczona pani manierami. Myślę więc…

— Pani się zapomina! A ja nie będę…

— Milczeć! — Zachary nie podniosła głosu, ale bez trudu przeciął on wybuch oburzenia Makris.

Dama z trzaskiem zamknęła usta wytrzeszczając oczy z niedowierzaniem, że ktoś ośmielił się do niej tak odezwać.

— Tak lepiej. — Zachary przyjrzała się jej niczym wyjątkowo obrzydliwej gliście. — Jak mówiłam, dobrze by było, gdyby na pokładzie mojego okrętu przestrzegała pani choćby podstawowych zasad uprzejmości. Dopóki będzie pani do tego zdolna, gwarantuję, że członkowie mojej załogi będą zachowywać się w stosunku do pani w ten sam sposób. Jeśli jednak przekracza to pani możliwości, jestem pewna, że obejdziemy się bez pani obecności. Czy wyraziłam się zrozumiale?

Makris wyglądała tak, jakby ktoś ją właśnie spoliczkował. Nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Szok minął jednak zadziwiająco szybko, ustępując wściekłości. Najpierw spurpurowiała, potem wybuchnęła:

— Żaden sługus w liberii nie będzie mi dyktował, co mam robić! Nawet jeśli to królewska liberia, a jemu się wydaje, że…

Zachary palnęła otwartą dłonią w blat stołu. Wszyscy drgnęli, słysząc trzask, jaki temu towarzyszył, ale Makris wręcz odskoczyła wraz z fotelem. A potem zbladła ze strachu i umilkła, dostrzegając wreszcie lodowatą furię w oczach Zachary.

— Dość tego — oznajmiła bardzo cicho i dziwnie miękko Zachary. — Skoro nie potrafi się pani zachować, jak przystoi kulturalnej dorosłej osobie, darujemy sobie pani dalszą obecność. Proszę wyjść!

— Nie… nie może pani…

— Mogę — zapewniła ją Zachary, nie kryjąc pogardy. — I właśnie to robię. Pani obecność na tym spotkaniu nie jest konieczna. I nie będzie na żadnym innym w czasie tej ekspedycji.

I spojrzała z nadzieją, czekając, czy reprezentantka rządu odważy się jeszcze coś powiedzieć. Spotkało ją rozczarowanie.

— Teraz opuści pani to pomieszczenie i uda się do swojej kabiny. Pozostanie pani tam aż do otrzymania wiadomości ode mnie, że może ją pani opuścić — poleciła Zachary.

— Ja… — Makris zaczęła się otrząsać z szoku. — Premier zostanie o tym poinformowany!

Wypadło to jednak słabo i nieprzekonująco.

— Z całą pewnością — zgodziła się Zachary. — Przezemnie także. A teraz albo wykona pani mój rozkaz, albo Marines odprowadzą panią do kabiny. Wybór należy do pani.

Ze spojrzenia i zachowania Zachary jednoznacznie wynikało, że nic nie sprawiłoby jej w tej chwili większej przyjemności niż wezwanie Marines.

Makris po sekundzie opuściła wzrok, a po kolejnej sekundzie wstała i bez słowa wyszła.

Zachary obserwowała wpierw ją, potem zamykające się drzwi. Dopiero gdy się całkowicie zamknęły, spojrzała na siedzących wokół stołu.

— Przepraszam za ten przerywnik, doktorze Kare — powiedziała uprzejmie. — Wracając zaś do tematu: jak się powiodło pańskiemu zespołowi?

— Zdaje sobie pani sprawę, że ona poleci na skargę do premiera? — spytał w odpowiedzi Kare.

— Mówi się trudno. — Zachary wzruszyła ramionami. — Póki co mamy ją z głowy. A w tym, co powiedziałam, nie było słowa przesady.

— W zupełności się z tym zgadzam — uśmiechnął się naukowiec. — Ale ona ma kontakty w rządzie. I jest mściwym kawałem wrednej biurwy.

— Jakoś bez trudu mogę w to uwierzyć — Zachary uśmiechnęła się złośliwie. — I zdaję sobie sprawę, że ma też jakieś wpływy w Admiralicji.

Nie powiedziała, że chodzi o Pierwszego Lorda Admiralicji, ale i tak wszyscy o tym wiedzieli.

— Co niczego nie zmienia — dodała. — A reperkusje mogą być mniejsze, niż się pan obawia: w końcu jesteśmy bohaterami, doktorze Kare! Mam nadzieję, że pański wiekopomny wkład w przesunięcie granic poznanego wszechświata zapewni nam jakąś ochronę przed wkurzoną, głupią arystokratką. Jeśli nie…

Wzruszyła wymownie ramionami, nie kończąc zdania.

Kare pokiwał głową, nadal niezbyt uszczęśliwiony, że to nie on dał Makris po łapach. Ponieważ jednak na to już nic nie można było poradzić, skupił się na tym co istotne.

— Wracając do pani zasadniczego pytania, kapitan Zachary, choć nie mamy jeszcze dokładnie obliczonego wektora wejścia, samo położenie terminalu wlotowego już ustaliliśmy, i to precyzyjniej, niż moglibyśmy się spodziewać w tak krótkim czasie. Wygląda na to, że z tej strony znacznie łatwiej wszystko zauważyć niż z naszej. Dzięki temu szybciej udało się zebrać odpowiednią liczbę danych do obliczeń.

— A więc jest pan pewien, że zdołamy wrócić do domu? — spytała z uśmiechem.

— A tak, bez cienia wątpliwości. Obaj z TJ byliśmy tego pewni od początku, w przeciwnym razie za nic nie zdecydowalibyśmy się zgłosić do tej misji.

— Oczywiście, że nie — przytaknęła, zachowując jakimś cudem powagę. — Pewność siebie to chwalebna rzecz, ale ile czasu zajmie wam obliczenie wektora?

— Trudno powiedzieć, ale na pewno niewiele. Już teraz mamy więcej danych odnośnie mocy i napięć falowych, niż mieliśmy, rozpoczynając obliczenia w domu. Wydaje mi się, ale proszę pamiętać, że na razie to czysta spekulacja, że powinniśmy skończyć w ciągu dwóch, góra trzech tygodni. Natomiast jeśli nastąpi to szybciej, nie będę specjalnie zaskoczony, bo przy poszukiwaniach tego terminala towarzyszy nam niesamowite wręcz szczęście znacznie przyspieszające cały proces.

— Rozumiem — powiedziała Zachary i zmarszczyła brwi.

Spodziewała się znacznie dłuższego okresu oczekiwania na wynik obliczeń, ale to akurat jej nie martwiło. I nie powinno zmartwić nikogo na pokładzie. Kiwnęła głową z zadowoleniem i spytała Jeffersona:

— No dobra, Wilson. A co tam u was?

— Sądzę, że możemy w miarę dokładnie określić, gdzie jesteśmy, ma’am — poinformował ją pierwszy oficer z wystudiowanym spokojem.

— Tak? — spytała uprzejmie.

Jefferson uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony z siebie, ale dla osoby, która go dobrze znała, było oczywiste, Ze jest to zadowolenie zmieszane z niepewnością. A Zachary znała go dobrze.