Выбрать главу

— Ty poskładałeś to do kupy — Jefferson spojrzał na Thatchera. — Może więc ty powiesz?

— Jak pan sobie życzy, sir. Do tej pory zidentyfikowaliśmy sześć gwiazd — radiolatarni, dzięki czemu możemy określić naszą pozycję z dużym stopniem prawdopodobieństwa, ma’am.

I urwał.

— To gdzie jesteśmy? — zachęciła go Zachary, gdy milczenie zaczęło się przeciągać.

— Sześćset dwanaście lat świetlnych od Manticore, ma’am. A ta gwiazda G2 odległa o cztery lata świetlne to Lynx.

— Lynx? — powtórzyła Zachary, marszcząc brwi. — Nie powiem, żeby ta nazwa brzmiała znajomo. A powinna?

— Nie bardzo, ma’am: to w końcu kawał drogi od domu. System Lynx został zasiedlony około dwustu lat standardowych temu i stanowi część Gromady Talbott.

— Talbott? — Ta nazwa była znajoma. Zachary zmrużyła oczy, rozważając konsekwencje tego odkrycia.

Gromada Talbott była słabo zaludnionym obszarem położonym w pobliżu granicy ligi Solarnej. Większość podobnych terenów była zacofana, w niektórych przypadkach regres technologiczny był naprawdę poważny, a jedynie kilka posiadało systemy, które według standardów Królestwa Manticore można było uznać za posiadające dobrze rozwinięte gospodarki. No i wszystkie prędzej czy później zostaną wchłonięte przez rozrastającą się powoli Ligę Solarną. Obojętne czy mieszkańcy tego obszaru by sobie tego życzyli czy nie.

Naturalnie nie było mowy o czymś tak prymitywnym jak podbój. Liga nie postępowała w ten sposób — bo nie musiała. Była największym, najpotężniejszym i najbogatszym bytem państwowym w dziejach ludzkości. W przeliczeniu na jednego mieszkańca ekonomia Królestwa była lepsza, ale w liczbach absolutnych pozbawienie gospodarki Ligi Solarnej sumy odpowiadającej całemu produktowi krajowemu Królestwa byłoby ledwie zauważalne. Kiedy tak potężna machina ekonomiczna docierała w sąsiedztwo systemu, który ledwo wiązał koniec z końcem, wchłonięcie go w najbliższym czasie było równie nieuniknione jak entropia. A jeśli system ów posiadał dobrą gospodarkę, to Liga miała sposoby, by i tak dać procesowi stosownego kopa we właściwym kierunku.

Josepha Zachary nie czuła zbytniej sympatii do Ligi i była pod tym względem wyjątkiem w korpusie królewskich oficerów. Prawdę mówiąc, większość ludzi, których nie spotkał zaszczyt zostania obywatelem Ligi, darzyła ją serdeczną niechęcią. Powód był prosty — górujące nad wszystkim poczucie moralnej wyższości charakterystyczne dla urzędników i obywateli Ligi Solarnej naprawdę skutecznie irytowało wszystkich, którzy tylko mieli okazję się z nimi zetknąć. W przypadku Królestwa Manticore antypatia była obustronna, gdyż dużą liczbę firm, obywateli i biurokratów solarnych niepomiernie złościło wymuszone przez rząd Cromartego embargo na sprzedaż broni i technologii uczestnikom konfliktu. Mało kto ze zirytowanych zadawał sobie trud ukrywania tego, a prym wśród nich wiedli oficerowie Marynarki Ligi albo jej Służby Celnej. Nie ograniczali się zresztą do słów — często prześladowali statki zarejestrowane w Królestwie, gdy te znalazły się na obszarze Ligi. To z kolei powodowało rosnącą niechęć oficerów Royal Manticoran Navy i innych królewskich służb.

Zachary poza tym nie podobało się jeszcze jedno. Otóż gdy tworzono Ligę Solarną, najstarsze i leżące najbliżej Ziemi kolonie liczyły sobie ponad tysiąc lat standardowych i nie miały najmniejszego zamiaru zrzekać się suwerenności na rzecz rządu centralnego mogącego wykazać zapędy godne tyrana. Dlatego konstytucja Ligi została napisana tak, by to uniemożliwić. Podobnie jak w konstytucji Królestwa ograniczono źródła dochodów rządu i stworzono stosowne zabezpieczenia, by to się nie zmieniło. Niestety nie poprzestano na tym — każdemu członkowi Ligi Przyznano prawo weta w Zgromadzeniu Legislacyjnym.

Stworzyło to sytuację, w której Liga nie miała oficjalnie polityki zagranicznej, a to, co za nią uchodziło, było mętne, niespisane i słabe. Jedyną wyraźną i zawsze przestrzeganą zasadą było egzekwowanie edyktu erydiańskiego zakazującego użycia broni masowej zagłady przeciwko niezależnym, zamieszkanym planetom. A to tylko dlatego, że projektodawcy edyktu zorganizowali referendum i korzystając i ogólnego szoku po incydencie erydiańskim zakaz ten włączyli do podstawowych praw Ligi.

To, że Liga nie miała oficjalnej polityki zagranicznej, nie znaczyło, że jej nie prowadziła, tyle tylko że Zgromadzenie nie miało nic wspólnego z jej tworzeniem.

Restrykcje w nakładaniu podatków na rząd centralny ograniczyły jego władzę, ale tylko relatywnie, ponieważ nawet niewielkie podatki w państwie tej wielkości dawały olbrzymie kwoty. Mimo to rządowi notorycznie brakowało pieniędzy, ponieważ nieskuteczność Zgromadzenia blokowanego wetami zaowocowała coraz większym przekazywaniem władzy urzędom i agencjom, bez których Liga po prostu nie mogłaby funkcjonować. A biurokratyczne przepisy nie wymagały szczegółowego zatwierdzania punkt po punkcie przez Zgromadzenie. W ciągu paru wieków doprowadziło to do powstania dobrze zakorzenionych i niezwykle potężnych imperiów biurokratycznych będących dosłownie państwami w państwie.

Obywatelom przeważnie to nie przeszkadzało, ponieważ bardzo rzadko w życiu prywatnym mieli z tym do czynienia, agencje i urzędy były za to użyteczne w codziennym bezproblemowym funkcjonowaniu państwa, które bez nich dawno już przestałoby istnieć. Natomiast była też druga strona ich istnienia, niekorzystna także dla obywateli, z której mało kto zdawał sobie sprawę.

Wzrost ilości spraw, którymi musiały zajmować się urzędy, powodował stały rozrost biurokracji. Machina ta pochłaniała coraz więcej pieniędzy będących w dyspozycji rządu. Brakowało ich więc na wszystko inne, w tym, jak Zachary podejrzewała, także na flotę. Bo Marynarka Ligi, mimo iż najliczniejsza i uważająca się za najpotężniejszą i najlepiej stojącą technicznie, wcale taka nie była. Była to prawda w odniesieniu do mniejszych jednostek należących do Flot Granicznych, ale nie do okrętów liniowych stanowiących połowę sił każdej floty. Te były najprawdopodobniej przestarzałe o pół wieku standardowego w porównaniu do jednostek Royal Manticoran Navy, bo budżet floty też cierpiał na wzroście biurokracji, a najdroższe były nowe okręty liniowe oraz badania nad nowymi systemami uzbrojenia, o badaniach nad nową generacją okrętów nie wspominając.

A stan ten pogarszał się z każdym rokiem. Gdyby Zachary była obywatelką Ligi, już to wystarczyłoby, aby czuła irytację. A flota była tylko jedną z dziedzin cierpiących z racji przeznaczenia coraz to większych kwot na biurokrację. Znacznie gorszym skutkiem tego procesu było to, że biurokraci, tworząc politykę zagraniczną, nie trudzili się konsultowaniem swych posunięć z wybranymi do Zgromadzenia przedstawicielami Ligi. Czego najlepszym przykładem było Biuro Bezpieczeństwa Granicznego.

Pierwotnie zostało pomyślane jako agencja mająca utrzymać stabilizację w pasie nadgranicznym poprzez pomoc w mediacjach między zasiedlonymi systemami nie wchodzącymi jeszcze w skład Ligi. By ten arbitraż był skuteczny wyposażono je w różne narzędzia — mogło między innymi oferować gwarancje bezpieczeństwa, obejmując jakąś planetę czy system protektoratem, na straży którego stała Marynarka Ligi. Miało także prawo udzielania specjalnych koncesji handlowych takim planetom.

Twórcy agencji spodziewali się, że w ten sposób uproszczą i ułatwią drogę do Ligi pojedynczym systemom planetarnym mającym na to ochotę. Ale to, co było piękną ideą i być może nawet praktyką ponad pięćset standardowych lat temu, gdy Biuro tworzono, szybko zmieniło się w narzędzie przymusu, ekspansjonizmu i niewolnictwa gospodarczego. Od dawna Biuro lub bezpieka, jak je potocznie określano, fabrykowało według własnego uznania prośby o objęcie protektoratem. Nie miało przy tym najmniejszego znaczenia, czy ludzie podpisujący te prośby reprezentowali lokalne władze ani czy mieszkańcy danej planety lub systemu tego chcieli. Potrzebny był pretekst do interwencji i taki pretekst znajdowano zawsze. Wysyłanie żandarmerii, która w całości podlegała bezpiece, by wprowadzić protektorat na planecie, która o to nie prosiła, było regułą. Naturalnie robiono to w imię obrony praw człowieka.