Выбрать главу

Na co miała olbrzymią ochotę i na co Gortz w pełni zasłużył.

Ale nie zrobiła tego z uwagi na rozkaz lady Harrington.

I dlatego gotowało się w niej. Zamiast dać bezczelnemu chamowi po łapach, podniosła jedynie stan gotowości okrętu do pogotowia bojowego, obsadziła uzbrojenie antyrakietowe i poleciła Harrisowi stałe aktualizowanie namiaru Hellbarde, ale wyłącznie przy użyciu pasywnych sensorów. Poza tym nie zrobiła nic, czyli w żaden zauważalny sposób nie zareagowała. Po trzecim wezwaniu przestała nawet żądać identyfikacji i podania zamiarów.

Nieco abstrakcyjnie zastanawiała się tylko, czy Gortz jest równie wkurzony tym, że ona go ignoruje, jak ona faktem, że jest przez niego śledzona. Ale to akurat miało niewielki wpływ na jej ogólne samopoczucie.

Bo niezależnie od przepełniającej ją wściekłości była zdecydowana wypełnić otrzymane rozkazy i nie dać mu pretekstu, którego najwyraźniej szukał.

Była też równocześnie gotowa poczęstować go pełną salwą burtową, jeśli oświetli jej okręt choćby jednym radarem artyleryjskim.

ROZDZIAŁ XXXV

Elaine Descroix nie lubiła zjawiać się w Izbie Lordów nawet w najlepszych momentach. Mogło to wydać się nieco dziwne, jako że było to tradycyjne miejsce spotkań, by nie rzec świątynia, wszystkich obrońców status quo w Królestwie, do których zaliczał się również obecny rząd. Powód był dość subtelnej natury — rodzina Descroix, choć należała do naprawdę bogatych, nie wywodziła się ze starej arystokracji, sama zaś Elaine wżeniła się w nią, jak to ładnie określano, jej związek z najwyższą warstwą społeczną był więc tym słabszy. Zwłaszcza że małżonek, sir John Descrobc, zmarł czternaście standardowych lat temu, a ona nie miała najmniejszego zamiaru zastępować go nowym, bo straciłaby prawo do zasiadania w Izbie Lordów. Większość ludzi nie pamiętała o tym stanie rzeczy, ale ona sama, ani ci dobrze urodzeni, z którymi miała stałe kontakty, nie zapomnieli, że całkiem niedawno wepchnęła się tam, gdzie nikt jej nie zapraszał.

To poczucie niższości wynikające z urodzenia było też jednym z głównych powodów ambicji i żądzy politycznej władzy. A do złośliwości losu należało, że koalicja, do której należała, zdecydowana była za wszelką cenę utrzymać stan równowagi politycznej, w którym Elaine Descrobc nigdy nie mogłaby zająć stanowiska, którego najbardziej pożądała — premiera Gwiezdnego Królestwa. Chyba że dostałaby tytuł szlachecki za zasługi dla tegoż Królestwa.

Co było równie prawdopodobne jak to, że piekło zamarznie. Już choćby dlatego, że Michael Janvier, chcąc nadal mieszkać w rezydencji premiera, nigdy by jej nie nominował.

Dodatkowym powodem złego samopoczucia była dzisiejsza sesja, a raczej przyczyna jej zwołania. Ropiejący wrzód na dupie, czyli William Alexander i jego jeszcze bardziej dokuczliwy brat, umieścili temat negocjacji pokojowych i wystąpienia Pritchart na oficjalnej liście pytań. A to oznaczało, że zgodnie z niepisaną zasadą ktoś z rządu musiał pojawić się w Izbie Lordów, by odpowiedzieć na związane z tym pytania.

No a ona była w tym rządzie ministrem spraw zagranicznych, więc w żaden sposób nie mogła się wyłgać, i dlatego siedziała i słuchała monotonnych formułek wprowadzających.

— A teraz oddaję głos pani minister spraw zagranicznych — zakończył przewodniczący. — Pani minister?

I uśmiechnął się do niej równie fałszywie jak ona do niego, wstając i podchodząc do mównicy będącej równocześnie stanowiskiem komputerowym, z którego odpowiadali wszyscy wezwani do zeznawania przed Izbą Lordów.

— Dziękuję, panie przewodniczący — powiedziała uprzejmie i spojrzała na salę. — Dziękuję także członkom tej Izby za zainteresowanie, dzięki któremu mogłam się tu zjawić.

Uśmiechnęła się w ćwiczony od lat sposób i przez kilka sekund układała kilkanaście stron wydruków, które przyniosła. Nie były jej do niczego potrzebne, ale mogły pozwolić zyskać na czasie, gdyby padły niewygodne pytania — udawałaby, że szuka w nich faktów, naprawdę zastanawiając się, jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji.

Teraz przekładanie papierów nic by nie dało, szybko więc skończyła i zaczęła:

— Dziś dzień pytań, a ponieważ pierwszą kwestią na liście jest stan polityki zagranicznej Gwiezdnego Królestwa, rząd uznał, że najstosowniej będzie, jeśli wyjaśnień udzieli minister spraw zagranicznych. Czekam na państwa pytania.

Przez parę sekund nic się nie działo, po czym rozbłysło pulsujące zielone światełko oznaczające, że ktoś chce zabrać głos. Oczywiście umieszczone było nad fotelem lorda Williama Alexandra.

— Udzielam głosu lordowi Alexandrowi — powiedziała Descroix uprzejmie, co nikogo z obecnych nie zwiodło.

— Dziękuję — ton Alexandra też był uprzejmy, choć on nie miał na celu oszukiwania kogokolwiek. — W ostatnich wystąpieniach przed obiema izbami Kongresu Republiki Haven prezydent Eloise Pritchart oznajmiła, że jej rząd zamierza naciskać na negocjatorów Królestwa, by uzyskać konkretny postęp w rozmowach pokojowych toczących się między Republiką a Królestwem. Oznajmiła także, że Republika przedstawi nowe propozycje, implikując, że zamierza zażądać od nas szybkiej odpowiedzi. Czy otrzymaliśmy już też propozycje? A jeśli tak, to jakie one są i jak rząd zamierza postąpić?

Descroix opanowała odruch sięgnięcia po kartki. Pytania nie były dla nikogo zaskoczeniem, nie było więc sensu udawać.

— Znam tekst przemówienia prezydent Pritchart, milordzie — zaczęła ostrożnie. — I choć mogę się zgodzić, że ogólny ton był bardziej stanowczy, niż mogliśmy tego oczekiwać, nie jestem pewna, czy prezydent sugerowała zamiar postawienia jakichkolwiek żądań. Naturalnie to oczywiste, że rząd, który tak długo i z tak nikłymi efektami negocjuje pokój, by zakończyć krwawą wojnę, wykazuje pewne zniecierpliwienie. Rząd Jej Królewskiej Mości jest w pełni świadom, że przypadek ten stosuje się do rządu Republiki Haven, która w tych negocjacjach z oczywistych przyczyn ma słabszą pozycję. Członkowie rządu Jej Królewskiej Mości także nie są wolni od pewnego zniecierpliwienia, do którego mają prawo, niestety nadal pozostają pewne fundamentalne kwestie, co do których istnieje brak zgody. To komplikuje dalsze rozmowy. Jestem pewna, że oba rządy pragną jak najszybciej dojść do porozumienia, a wystąpienie prezydent Pritchart odzwierciedla uczucia nas wszystkich.

Zrobiła przerwę i uśmiechnęła się.

Alexander nie odwzajemnił uśmiechu, przyglądając jej się, jakby była nieświeżą rybą.

— Jeśli chodzi o pierwsze pytanie — podjęła — Rząd Jej Królewskiej Mości otrzymał korespondencję podpisaną przez prezydent Pritchart, a przesłaną przez biuro sekretarza stanu. Nie określiłabym jednakże jej treści jako żądania. Jest to zestaw propozycji, na które prezydent Pritchart oczekuje odpowiedzi, ale określenie „żądania” sugeruje postawę konfrontacyjną, której śladów nie ma w tym piśmie. Szczegółowa treść tych propozycji jest nieco delikatnej natury; tak skomplikowane i długotrwałe negocjacje wzbudzające w niektórych kwestiach gorące uczucia po obu stronach wymagają czasem większego zachowania tajemnicy, niż mogłoby się wydawać. Rząd Jej Królewskiej Mości liczy na wyrozumiałość tej Izby i prosi, by w tej sprawie uszanowała ona jego chęć zachowania dyskrecji.