Выбрать главу

— Choć w pełni rozumiem potrzebę zachowania dyskrecji w określonych okolicznościach, raczej trudno mi uwierzyć, aby zachodziły one w tej akurat sprawie — odparł Alexander. — Negocjacje trwają ponad cztery lata standardowe, a prasa i media omówiły już dawno najdrobniejsze ich szczegóły. Jeśli nota od prezydent Pritchart nie zawiera nowych lub całkowicie odmiennych od dotychczasowego stanowiska zajmowanego przez Republikę propozycji, nie widzę żadnego powodu, by ukrywać jej treść przed członkami tej Izby. W końcu druga strona zna je doskonale.

I uśmiechnął się chłodno.

Descroix omal nie sięgnęła po kartki. Zgodnie z niepisaną, ale także niewzruszalną zasadą opartą na precedensach konstytucyjnych mogła odmówić odpowiedzi tylko ze względu na wymogi bezpieczeństwa Gwiezdnego Królestwa. Miała tę możliwość, ale choć istniała szansa, że wśród obecnych znalazłby się jeden debil, który uwierzy, że jest to coś innego niż desperackie kłamstwo, to na pewno nie znalazłoby się takich dwóch. A jeśli ucieknie się do tego sposobu, potwierdzi tym samym, że są to żądania, co oznacza poważny wzrost napięcia w stosunkach między Republiką a Królestwem.

Istniała jednak druga możliwość uniknięcia odpowiedzi bez uciekania się do ostateczności.

— Żałuję, ale rząd Jej Królewskiej Mości zmuszony jest nie zgodzić się z panem w tej sprawie, milordzie — oznajmiła zdecydowanie. — W opinii rządu, jak i w mojej własnej jako ministra spraw zagranicznych interesom Gwiezdnego Królestwa i nadziei na postęp w negocjacjach z Republiką Haven nie posłuży naruszenie tajemnicy procesu negocjacyjnego. Dlatego muszę prosić o osąd tej sprawy szacowną Izbę, z nadzieją że jej członkowie poprą stanowisko rządu Jej Królewskiej Mości.

— Panie i panowie, minister spraw zagranicznych prosi o głosowanie w sprawie szczegółowej odpowiedzi na zapytanie szanownego członka Izby — ogłosił przewodniczący. — Proszę o wyrażenie opinii w tej sprawie. „Za” oznacza poparcie dla stanowiska rządu.

Descroix czekała spokojnie, pewna wyniku.

Głosowanie nie trwało długo i po niespełna minucie przewodniczący uniósł głowę znad ekranu, na którym wyświetlił się wynik.

— Panie i panowie, oto wynik głosowania — oznajmił. — Trzysta siedemdziesiąt pięć głosów popierających stanowisko pani minister i trzysta dziewięćdziesiąt jeden głosów przeciwnych oraz dwadzieścia trzy wstrzymujące się. Pani minister musi udzielić odpowiedzi na zadane pytanie.

Descroix poczuła się tak, jakby dostała młotkiem między oczy. Co prawda nigdy tego nie doświadczyła, ale to musiało właśnie tak wyglądać. Dzięki kilkudziesięciu latom politycznego doświadczenia jedynie zbladła, ale naprawdę była zszokowana. Przez cztery lata rządów gabinetu High Ridge’a Izba Lordów ani razu nie głosowała przeciwko rządowi, gdy ten odmawiał odpowiedzi na oficjalne pytania. O Izbie Gmin nie dało się tego powiedzieć, ale Izba Lordów stanowiła bastion solidnego poparcia, i tak też powinno być i tym razem.

Ponieważ głosowanie wypadło na jej niekorzyść, pozostały tylko dwie możliwości — odpowiedzieć lub odmówić, powołując się na bezpieczeństwo państwa, co pozbawiłoby rząd, a także poparcie Izby dla jego posunięć wiarygodności. Nikt bowiem nie uwierzyłby, że poparcie to wyniknęło z dojrzałej i przemyślanej decyzji merytorycznej. Jeszcze gorsze były liczby — już liczba wstrzymujących się była przykrym zaskoczeniem, ale gorsze było to, że opozycja mogła normalnie liczyć na mniej więcej trzysta pięćdziesiąt głosów. Ten wynik oznaczał, że co najmniej sześćdziesiąt osób, na poparcie których zwyczajowo mógł liczyć rząd, albo wstrzymało się od głosu, albo wsparło opozycję.

Długą chwilę milczała, opanowując się, zanim zdołała zmusić się do uśmiechu.

— Skoro Izba uznała za stosowne nie poprzeć stanowiska rządu, naturalnie jestem do pańskiej dyspozycji, milordzie — powiedziała.

— Dziękuję, pani minister — Alexander skłonił lekko głowę. — W takim razie ponawiam prośbę, by zapoznała pani Izbę z propozycjami prezydent Pritchart.

— Oczywiście, milordzie. Po pierwsze, prezydent Pritchart podkreśla, że od początku negocjacji stanowisko Gwiezdnego Królestwa w sprawie Trevor Star…

* * *

Elaine Descroix wmaszerowała do sali konferencyjnej z miną, na której widok Michael Javier skrzywił się odruchowo. Trzaśniecie drzwiami i wściekłe spojrzenie, jakim obrzuciła czekających na nią członków rządu, nie pozostawiały wątpliwości co do jej humoru.

High Ridge uznał, że rozsądniej będzie zostać zatrzymanym przez nie cierpiące zwłoki sprawy rządowe, niż wziąć udział w posiedzeniu Izby Lordów, z którego właśnie wróciła Descroix. Gdyby był obecny, a posiedzenie przebiegłoby źle, mógłby jako premier zostać wciągnięty w udzielanie wyjaśnień opozycji, a to w tych okolicznościach mu się nie uśmiechało. Descroix jako zwykły minister mogła stosować uniki i mogło jej to ujść płazem. Premier nie mógł. I nie uszłoby mu na sucho, gdyby mimo to próbował. Poza tym każdy minister był z założenia spisany na straty — zawsze mógł zażądać jego rezygnacji, gdyby coś wyszło na jaw lub gdyby potrzebował kozła ofiarnego. Gdyby teraz tak postąpił, musiałby rzecz jasna znaleźć Descroix inny stołek z uwagi jej na pozycję w Partii Postępowej, ale to nie nastręczało żadnego problemu. Wystarczyła kolejna reorganizacja rządu.

Naturalnie to, że nie wziął udziału osobiście, nie znaczyło, że nie oglądał transmisji z przebiegu obrad. Dlatego też doskonale rozumiał, dlaczego Descroix ma mord w oczach i wygląda na gotową dusić ofiary własnoręcznie.

Niekoniecznie z szeregów opozycji.

— Witaj, Elaine — powiedział spokojnie.

Warknęła coś, co przy dużej dozie dobrej woli można było uznać za powitanie, odsunęła gwałtownie fotel i nie tyle usiadła, ile opadła na niego.

— Przykro mi, że miałaś taki nieprzyjemny ranek — dodał High Ridge — i doceniam twoje wysiłki. Mówię to zupełnie szczerze.

— Dobrze, że to doceniasz! — prychnęła. — A jeszcze niilej by było, gdybyś porozmawiał sobie od serca z Green Vale!

Jessica Burkę, hrabina Green Vale, była odpowiedzialna za dyscyplinę głosowań popierających rząd w Izbie Lordów.

Nie była to żadna synekura, gdyż w skład rządu wchodziły partie o różnych ideologiach, o czym wszyscy obecni dobrze wiedzieli. Mimo to jak dotąd Green Yale dobrze wypełniała swe obowiązki. Ale też nie ulegało wątpliwości, że w najbliższym czasie nie powinna znaleźć się w jednym stosunkowo niewielkim pomieszczeniu z Descroix.

— Zapewniam cię, że z nią porozmawiam — odezwał się po chwili. — Choć obiektywnie rzecz oceniając, uważam, że zrobiła wszystko, co było w tych okolicznościach możliwe.

— Tak?! — Descroix spojrzała na niego wrogo. — Dlaczego nas nie ostrzegła, że możemy przegrać w głosowaniu?

— Zaważyło osiemnaście głosów — dodał High Ridge. — To zaledwie dwa procent osób biorących w nim udział.

— Ale łączna zmiana to sześćdziesiąt trzy głosy, wliczając wstrzymujących się! — parsknęła jadowicie Descroix. — A to już ponad osiem procent, i to nie licząc trzydziestu siedmiu, którzy raczyli się w ogóle nie zjawić!

Każdy obdarzony mniejszą pewnością siebie i poczuciem własnej wartości niż High Ridge zmieszałby się pod jej spojrzeniem albo i zawstydził. Po nim spłynęło ono jak woda po kaczce.