Выбрать главу

— Och, oczywiście — zgodził się Kaiserfest, pijąc drobnymi łyczkami aromatyczny płyn. — Rozumiem to doskonale… I zgadzam się.

— Rozumie pan też, jak ufam — dodał Giancola — że choć zamierzamy udzielić Imperium wszelkiej pomocy, może okazać się niezbędne zajęcie nieco odmiennego stanowiska publicznie. Mimo łączącej nasz przyjaźni, panie ambasadorze, byłoby naiwnością, gdyby któryś z nas udawał, że w grę wchodzi coś innego niż realpolitik.

— Oczywiście — zgodził się kolejny raz Kaiserfest.

— Niestety w naszym społeczeństwie dają się jeszcze zauważyć pewne rewolucyjne skłonności, co jest wysoce niewygodne przy pragmatycznym podejściu do międzyplanetarnej dyplomacji. Niemniej jednak może się zdarzyć, że mając to na względzie, prezydent Pritchart lub ja będziemy zmuszeni do zajęcia oficjalnie krytycznego stanowiska w odniesieniu do polityki Imperium dotyczącej Konfederacji. Ufam, że tak pan, jak i Imperator zrozumiecie, dlaczego musimy uciekać się do dezinformacji.

— Takie sytuacje się zdarzają — Kaiserfest uśmiechnął się lekko. — A jak pan zauważył, nasze… pragmatyczne interesy czynią z nas logicznych sprzymierzeńców, przynajmniej chwilowo. I to niezależnie od retoryki, jaką być może będzie pan zmuszony stosować publicznie.

— Miło mi słyszeć, że się rozumiemy, panie ambasadorze.

— Naturalnie wie pan, że o naszej rozmowie poinformuję Jego Wysokość.

— Oczywiście — zapewnił go Giancola z uśmiechem. — Nie spodziewam się, by mogło być inaczej.

ROZDZIAŁ XXXVII

— Nie zastanawiałaś się przypadkiem, co mogę znaleźć? — spytał Alistair McKeon.

Pytanie adresowane było do Honor, z którą właśnie jechał windą. Oprócz nich i Nimitza znajdowali się w niej także: Alfredo Yu, Warner Caslet, kapitan Sampson Grant, Mercedes Brigham, Roslee Orndorff, Andrew LaFollet, no i Banshee. Winda zaś była w drodze do sali odpraw, w której oczekiwano ich z mieszanymi uczuciami. Jedyną nie oczekującą, choć powinno być inaczej, była Alice Truman zajęta koordynacją zmian stanowisk platform zwiadowczych na obrzeżach systemu. Co było bezpośrednią konsekwencją wydarzeń, na skutek których zwołana została ta właśnie odprawa.

— Imperialne platformy zwiadowcze — odparła Honor.

— Co?! — McKeon zamarł z wytrzeszczonymi oczyma. — Aaa! Zapomniałem, że bywasz monotematyczna. Chodziło mi nie o to, co Truman może znaleźć, tylko o to, o czym rozmawialiśmy w nocy. Nie patrz tak na mnie: człowiek musi czasami myśleć o czymś innym niż problemy służbowe. Tak dla rozrywki.

— Czy ktoś ci już powiedział, że specyficznie pojmujesz rozrywkę? — spytała uprzejmie Honor. — Łagodnie rzecz ujmując naturalnie.

Orndorff, Grant i Brigham uśmiechnęli się do siebie za plecami McKeona, a Yu i Caslet jako starsi stopniem parsknęli śmiechem. Nimitz mimo braku stopnia także bleeknął radośnie.

— Prawdę mówiąc, nie przypominam sobie — oznajmił pogodnie McKeon. — Więc przestań próbować mnie obrazić i odpowiedz na pytanie: zastanawiałaś się, co mogą znaleźć?

— Pojęcia nie mam — przyznała szczerze. — Nie łamałam sobie więc nad tym głowy. A tak w ogóle to nie „mogą znaleźć”, a „znaleźli”. Tyle że my się o tym dowiemy jak zwykle z dużym opóźnieniem.

— Uroki przebywania na zadupiu — skomentował kwaśno McKeon.

Było to prawdą, więc nie zaprotestowała, tym bardziej że pytanie McKeona w zamierzony sposób czy nie, ale dobitnie to uświadamiało. Dopiero dwa dni temu dostali wiadomość o wyprawie Harvest Joy przez nowo odkryty terminal, bo potrzebne były ponad trzy standardowe tygodnie, by dotarła ona z Manticore do Marsh. Jak zresztą każda wysłana przez rząd czy Admiralicję.

Tylko że ani jedni ani drudzy jak dotąd nie wykazali żadnej ochoty wysłania jakichkolwiek wiadomości do tak pozbawionego znaczenia miejsca jak stacja Sidemore.

— Mam tylko nadzieję, że to, co Zachary i Kare odkryją, nie pochłonie uwagi rządu tak dalece, że do reszty o nas zapomną — dodała Honor.

— Prawdę mówiąc, wątpię, by to coś zmieniło, bo i tak nie otrzymujemy żadnych rozkazów czy informacji — McKeon uśmiechnął się krzywo. — Co ma też dobre strony; przynajmniej nie próbują niczego jeszcze bardziej spieprzyć.

Yu chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie.

Inni nie uważali, by w tej sytuacji takt był ważniejszy od szczerości.

— Admirał McKeon ma rację, milady — odezwała się Brigham, a widząc, że Honor ogląda się przez ramię, dodała: — Nieuczciwe jest z ich strony zwalanie na panią odpowiedzialności za tworzenie polityki i równocześnie jej realizowanie. Ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę, jaką przez te wszystkie lata politykę zagraniczną prowadzili, może wyjść Królestwu na dobre, jeśli zajmą się czymś innym choćby przez jakiś czas.

— Rozumiem, co was oboje skłania do takich wniosków, ale to nie jest dobry temat do dyskusji, nawet w „rodzinie” — zwróciła uwagę Honor.

Jedynym spoza „rodziny” był Grant, należący do starej graysońskiej szkoły, z którego nadal nie sposób było wydostać jakichkolwiek informacji dotyczących szkolnego życia. To, że Yu wybrał go na swego szefa sztabu, włączało go niejako w „rodzinę”, ale Granta nadal jeszcze dziwiły pewne panujące w tym gronie zwyczaje, jak choćby otwarte krytykowanie władzy i naczelnego dowództwa.

— Nie ma sensu udawać, że nie obchodzi nas brak nowych rozkazów — dodała Honor. — A nie widzę sensu marnować czasu na spekulacje, dlaczego ich nie dostajemy. Proponuję zamknąć dyskusję na temat tego, jak głupie są te, które dostaliśmy, i ci, którzy je wydali. Wszyscy to wiemy i choć naturalnie nie spodziewam się, byście przestali o tym myśleć, mamy za dużo poważniejszych problemów, których rozwiązanie musimy znaleźć, by zawracać sobie głowy czymś, na co nie mamy wpływu.

Spojrzała przy tym wymownie na Brigham, Orndorff i McKeona, aż każde z nich potwierdziło ruchem głowy, że zrozumiało.

McKeon chciał coś dodać, ale w tym momencie rozległ się sygnał oznaczający, że dotarli do celu, winda się zatrzymała, a drzwi rozsunęły. Uśmiechnął się więc jedynie 1 w ślad za Honor wyszedł na korytarz.

* * *

Do sali odpraw, w której czekali Andrea Jaruwalski, George Reynolds, wysoki kapitan RMN i młody komandor porucznik w uniformie Marynarki Sidemore, jak zwykle pierwszy wszedł LaFollet.

Rozejrzał się uważnie, szczególną uwagę poświęcając oficerom, których nie znał, zupełnie jakby starał się zapamiętać ich twarze. Tak też było w rzeczywistości. Dopiero po dopełnieniu obowiązku cofnął się na korytarz, pozwalając wejść Honor, a w ślad za nią pozostałym.

Honor zajęła miejsce u szczytu stołu, McKeon po jej prawej stronie, Yu po jej lewej. Obok McKeona usiadła Orndorff, obok Yu Caslet. Brigham zajęła fotel między Andreą a Reynoldsem, a Honor poczekała, aż oba treecaty umoszczą się na oparciach foteli zajętych przez adoptowanych. Dopiero wtedy spojrzała na Jaruwalski i spytała: