Выбрать главу

— To będziemy się wtedy martwić. Jeśli podamy do publicznej wiadomości pełną treść, ale nie cytując dokumentu, najprawdopodobniej tego nie zrobi. Kwestia stylu nie jest aż tak ważna w kontekście poinformowania opinii publicznej. Jeśli się nie mylę, będziemy mieli problem, ale spójrz prawdzie w oczy: będzie większy, niż gdybyśmy teraz pokazali Marisie notę bez poprawek. Bo mnie się wydaje, że nie.

— Prawdopodobnie niewiele większy — przyznał niechętnie High Ridge. — Ale nie podoba mi się ten pomysł. Nic a nic.

— Mnie też nie bardzo, ale jeszcze mniej podoba mi się alternatywa.

— Poza tym nawet jeśli się uda, będzie to jedynie tymczasowe rozwiązanie.

— Jeśli analiza tych tendencji społecznych, o których mówiłeś, jest trafna, wystarczy, że przeciągniemy zabawę z Pritchart przez kilka miesięcy, tylko do momentu oficjalnego przyłączenia Lynxa albo całej Gromady. Wtedy będziemy mieli na tyle silne poparcie, że nawet Marisa nie odważy się pisnąć słowa o tym, jak negocjujemy z Republiką. Edward w tym czasie zacznie dostarczać nowe okręty i wyrówna układ sił. A jeśli uda się zrobić obie rzeczy, możemy tak zyskać na popularności, że będziemy w stanie zaryzykować również cholerne wybory. Jeśli do tego dojdzie, dogadamy się wreszcie z Pritchart, bo nie będziemy musieli przeciągać rozmów. A jeżeli i to się powiedzie, można będzie ogłosić kolejne wybory i zwiększyć liczbę miejsc w Izbie Gmin.

— Nie za dużo trybu warunkowego? Bardzo nie podoba mi się kilkakrotne użycie słówka „jeżeli”.

— Nic na to nie poradzę. Obecnie tkwimy w bagnie i nie ma sensu tego ukrywać. To jest według mnie największa szansa wyjścia z niego, albo więc ryzykujemy, albo nie bawmy się w to dalej. A jeśli Marisa dostanie notę w tej wersji, ryzyko, że wycofa się z koalicji, jeśli nie ustąpimy, jest całkiem realne, czyli skutek byłby ten sam, co gdybyśmy sami zrezygnowali. Wybór jest prosty: wygramy albo przegramy. A ja nie jestem zainteresowana porażką, proponuję więc ryzykować.

ROZDZIAŁ XXXIX

— Miło cię widzieć, Arnoldzie — skłamała Eloise Pritchart, gdy jej sekretarz wprowadził do gabinetu Giancolę.

— Dziękuję, pani prezydent. Panią zawsze jest miło oglądać — zrewanżował się Giancola z równie fałszywym uśmiechem na użytek sekretarza.

Sekretarz należał do osobistej ochrony Pritchart wybranej przez Kevina Ushera, nie było więc możliwości, by dał się zwieść, ale należało zachowywać pozory.

Sekretarz wyszedł, a Giancola usiadł w ulubionym fotelu Theismana — o czym rzecz jasna nie wiedział.

— Chcesz coś do picia? — spytała Pritchart.

— Wolę nie — skrzywił się Giancola. — Prosto stąd jadę na obiad z ambasadorem Erewhonu i obawiam się, że znów będę skazany na jakąś ohydną marynowaną rybę, którą oni tak uwielbiają. Wolę nie mieć w żołądku niczego, co będzie chciało na jej widok wrócić tam, skąd przyszło.

Pritchart parsknęła śmiechem, który ku jej zaskoczeniu był całkowicie szczery. Naprawdę żałowała, że nie może ufać Giancoli czy go polubić, bo miał sporo uroku osobistego i magnetyzmu, toteż mógłby być miłym kompanem.

— Cóż, w takim razie przejdźmy do interesów — zaproponowała już bez śladu rozbawienia.

— Ano przejdźmy — zgodził się Giancola. — Sądzę, że przeczytała pani mój raport?

— Tak i przyznam, że nie bardzo mi się podoba to, co zawiera.

— Mnie też. A najmniej wnioski — dodał, jedynie częściowo mijając się z prawdą.

— Z tonu odpowiedzi Descroix sądząc, wygląda na to, że wręcz uszywniają stanowisko. — Pritchart przyjrzała mu się uważiie. — Też tak uważasz.

— Też. Oczywiście mogę być uprzedzony, biorąc pod uwagę moje wcześniejsze opinie o priorytetach polityki zagranicznej Królestwa.

— Dobrze jest zdawać sobie sprawę, że uprzedzenia i oczekiwania mogą sprowadzić nas na manowce — skomentowała Pritchart uprzejmie.

Przez moment mierzyli się wzrokiem, a w powietrzu wręcz wibrowało napięcie.

Ale był to trótki moment — żadne nie miało złudzeń co do wzajemnych stosunków, ale żadne także nie było gotowe deklarować otwartej wojny. Jeszcze.

— Natomiast muszę przyznać, że ton Descroix sugeruje odrzucenie naszych ostatnich propozycji od ręki — powiedziała Prtchart, przerywając ciszę.

— Zgadza się — odrzekł neutralnym tonem.

Z jego punktu widzenia nota była prawie perfekcyjnie napisana. Oficjalny język dyplomatyczny zawsze był mętny, a mimo to czuło się, że Descroix, zgadzając się na rozważenie propozycji, jednoznacznie daje do zrozumienia, że są one nie do przyjęcia. Giancola po lekturze był gotów ją wycałować.

— Prawdę mówiąc, skłaniam się ku przekonaniu, że do nich nie dotarło, jak bardzo zmienił się układ sił od chwili rozpoczęcia negocjacji — dodał Giancola. — Sił militarnych, mam na myśli.

Nie sugerował nawet, że wcześniejsze podanie do publicznej wiadomości istnienia nowych okrętów mogło doprowadzić rząd High Ridge’a do realniejszej oceny stosunku sił obu stron. Jednocześnie jednak fakt, iż nie wspomniał o tym, stanowił skuteczniejszy sposób oznajmienia tego.

— Nie chcę zmieniać tego w zawody, kto ma większą armatę — oznajmiła chłodno.

— Ja też nie — odparł szczerze. — Niestety wynik zabiegów dyplomatycznych, częściej niż chcielibyśmy to przyznać, jest uzależniony od stosunku sił wojskowych. To niedoskonały wszechświat.

— Fakt, ale wolałabym nie przyczyniać się do tego, by stał się jeszcze bardziej niedoskonały.

— Nigdy nie byłem zwolennikiem doprowadzania sytuacji do stanu grożącego realnym wznowieniem walk — zapewnił Giancola. — Ale państwa mogą znaleźć się w stanie wojny, której żadne nie chce, jeśli pomylą się w ocenie siły i determinacji drugiej strony. A w tej chwili rząd Królestwa wydaje się nie doceniać tak naszych sił, jak i zdeterminowania.

— Nie sądzę, by można to było wyraźniej napisać, niż to właśnie zrobiliśmy — zauważyła chłodno Pritchart.

— Nie, ale oni nie zadali sobie trudu zrozumienia tego, co czytają — zgodził się Giancola. — Albo też mówiąc prościej: jak zwykle nie chcieli słuchać tego, co mówimy.

I w tej sprawie mógł mieć słuszność, co Pritchart zmuszona była przyznać. A nie przyszło jej to łatwo, gdyż rosnąca antypatia i brak zaufania coraz bardziej utrudniały jej obiektywną ocenę jego słów. Była świadoma, że przekroczyła już granice zdrowej podejrzliwości i jest na etapie automatycznego odrzucania wszystkiego, co gość mówi, tylko dlatego że to on to mówi. Wiedziała też, że to niebezpieczne, ale niestety świadomość miała niewiele wspólnego ze znalezieniem sposobu, by tak nie postępować.

W tym wypadku łatwiej było jej się zgodzić, że Giancola może mieć rację z uwagi na dotychczasowe doświadczenia z odmianą dyplomacji uprawianą przez obecny rząd Królestwa Manticore.

Ostatnie propozycje, jakie im wysłała, były zupełnie rozsądne. Co prawda nie proponowała oficjalnego przyłączenia do Królestwa systemu Trevor Star, bo dalsza odmowa była zbyt dobrym argumentem przetargowym i bez sensu było z niego rezygnować, nie zyskując niczego w zamian. Równocześnie, choć nie ponowiła oferty plebiscytu w tym systemie, zasugerowała, że może zgodzić się na rozwiązanie istniejące między Królestwem a Imperium co do systemu Gregor, a więc wysłała wyraźny sygnał, że jest gotowa w końcu uznać przyłączenie Trevor Star do Królestwa. Co więcej, przyznała, że wymogi bezpieczeństwa systemu Trevor Star mogą spowodować konieczność przeprowadzenia korekty granic w jego bezpośrednim sąsiedztwie. W związku z tym zaproponowała scedowanie baz w systemach Samson, Owens i Barnett na rzecz Królestwa, by mogły zostać zmienione w stałe bazy Royal Manticoran Navy, dzięki czemu pogłębi się strefa obrony granicznej Sojuszu.