Выбрать главу

— Dziękuję, Alenka — powiedział uprzejmie i zwrócił się do zebranych wokół holoprojekcji: — Panie i panowie, kontynuujcie pod kierunkiem admirała Marquette’a, a ja wieczorem omówię z nim wnioski, do których doszliście. Powodzenia, Arnaud.

— Dziękuję, sir.

Theisman kiwnął głową podkomendnym i skierował się do swego gabinetu znajdującego się po drugiej stronie korytarza. Borderwijk poszła za nim, lecz została w sekretariacie pilnowanym chwilowo przez bosmanmata pomagającego jej w pracy, a Theisman wkroczył do środka. Na konsoli łącznościowej mrugało pomarańczowe światełko, usiadł więc, wziął głęboki oddech i wcisnął klawisz odbierający połączenie. Na ekranie natychmiast pojawiła się twarz Pritchart.

— Witaj, Eloise. Przepraszam, że tyle to trwało, ale trafiłaś w środek sesji szlifującej detale planu.

— Nie przepraszaj. Po rozmowie, którą właśnie skończyłam, kilkuminutowe oczekiwanie dobrze mi zrobiło na nerwy. To niewielka cena za okazję porozmawiania z kimś, z kim chcę, a nie muszę gadać. — Aż tak źle?

— Gorzej. Znacznie gorzej — zapewniła go i westchnęła. — Ale uczciwość nakazuje przyznać, że przynajmniej częściowo dlatego, że naprawdę nienawidzę słuchać, gdy Giancola mówi coś, z czym choć częściowo jestem zmuszona się zgodzić.

— Nie rozumiem, dlaczego cię to martwi. Nie zgodziłem się z niczym, co ten kutas powiedział przez ostatnie dwa lata, i jakoś mnie to nie wzrusza.

— Bo nie jesteś prezydentem. Nie mogę sobie pozwolić na odrzucenie od ręki stanowiska żadnego ministra tylko dlatego, że go nie lubię albo mu nie ufam.

— Chyba nie możesz — przyznał.

— Przepraszam, nie chciałam się na tobie rozładowywać, ale… wyobraź sobie, że powiedział mi, że odradza bardziej stanowczy ton rozmów z Królestwem.

— Giancola tak powiedział? — upewnił się Theisman.

— Może nie w tych słowach, ale tak. Właśnie się zastanawiam, czy mówił poważnie, czy w ten sposób usiłuje mnie zniechęcić do pomysłu, bo moje notowania w sondażach rosną. A problem polega na tym, że obojętnie jak bym chciała, nie mogę zignorować jego zastrzeżeń całkowicie.

— Bo wiesz, że zostały gdzieś oficjalnie zanotowane na wypadek, gdyby się okazało, że je zignorowałaś, a on miał rację — dokończył Theisman z niesmakiem.

— Częściowo tak, ale spójrzmy prawdzie w oczy, Tom: żadne z nas go nie lubi, ale to nie znaczy, że on jest idiotą. W sumie ma rację: jeśli chcemy zmusić High Ridge’a do ustępstw, musimy wyraźniej powiedzieć, że żarty się skończyły, a schody są strome.

— Jeśli sugerujesz, że znów mu się odbiło ujawnieniem lotniskowców, kategorycznie się sprzeciwiam. Shannon zdołała oddać do służby kolejne dziewięć wraz z pełnymi skrzydłami pokładowymi. Im dłużej utrzymujemy ich istnienie w tajemnicy, tym więcej z zaplanowanej liczby zdoła wejść do służby, a załogi już istniejących będą lepiej wyszkolone.

— Rozumiem twoje stanowisko — Pritchart nie straciła cierpliwości. — I nie zamierzam się sprzeciwiać, co mu zresztą powiedziałam, ale to nie znaczy, że on nie ma racji. Zrobiłam wszystko, co mogłam, poza wzięciem Descroix za łeb, a ta kretynka nadal uważa, że nie mówimy poważnie. Żeby do niej coś dotarło, potrzebne jest drastyczne posunięcie. Najwyraźniej nie rozumie języka dyplomatycznego, trzeba więc jej to powiedzieć tak, żeby pojęła.

— Sądzisz, że to rozsądne?

— Nie wiem, wiem tylko, że normalnymi metodami dyplomatycznymi niczego nie osiągnę z bandą cymbałów zbyt głupich, by zdać sobie sprawę, jakie niebezpieczeństwo im grozi. A nam przez nią także, czy tego chcemy czy nie. Muszę jakoś dotrzeć do tych debili!

Theisman zdołał zachować spokój, choć nie było to łatwe — rosnące bezsilność i zirytowanie Pritchart na Giancolę z jednej strony, z drugiej na Królestwo niepokoiły go od miesięcy. Była to z jego strony pewna hipokryzja, bo czuł dokładnie to samo, być może nawet silniej niż Pritchart. Tylko że, jak przed chwilą powiedziała, on nie był prezydentem. A to znaczyło że rozgniewanie Eloise mogło przynieść znacznie groźniejsze skutki.

— Skoro nie ujawniamy istnienia lotniskowców, co chcesz zrobić? — spytał ostrożnie.

— Powiedzieć im, że albo rybki, albo akwarium. Chcę od nich jakichś ustępstw i uczciwego rozpoczęcia rozmów. Jeśli to nie nastąpi, odwołam negocjatorów na, jak to się ładnie nazywa, konsultacje do stolicy. I jeśli będę musiała, nie odeślę ich przez długie miesiące.

— Brzmi nieco drastycznie. Nie mówię, że jest nieusprawiedliwione czy że to nie jest dobry pomysł na dłuższą metę, tylko że jeśli to zrobimy, tym bardziej krótko po odtajnieniu „Bolthole”, faktycznie zwiększymy nacisk, i to wyraźnie. Być może bardziej niż ktokolwiek by sobie tego życzył.

— Zdaję sobie z tego sprawę, choć nie sądzę, by sytuacja wymknęła się spod kontroli. A już na pewno nie szybko, bo panuje zbyt wielki bezwład. Istnieje natomiast ryzyko, że się mylę, i stąd ta nasza rozmowa — przez chwilę przyglądała mu się z namysłem, po czym spytała: — Jak wam idzie przygotowywanie planów?

— Obawiałem się, że właśnie o to spytasz — westchnął Theisman.

— Nie pytałabym, gdybym miała wybór.

— Wiem. Cóż, prawdę mówiąc, idzie nam lepiej, choć to słowo brzmi dziwnie obscenicznie w tym kontekście.

— Co?

— Im bardziej się w to zagłębiamy, tym bardziej oczywiste staje się, że najlepszym rozwiązaniem jest Plan Czerwony. Niezbyt mi się to podoba, głównie z powodu wpływu na podejście planujących… i przyznaję, moje własne. Widzisz, zawsze wolałem planować ataki, zmuszać przeciwnika do reagowania na moje działania niż odwrotnie i czasami boję się, że to skłania mnie do wyboru nąjagresywniejszego rozwiązania problemu.

— Wątpię, by ktokolwiek, kto cię zna, uznawał cię za żądnego krwi maniaka.

— Jak długo sam tego nie zrobię.

Pritchart przytaknęła i nie skomentowała tego.

— A wracając do rzeczy — Theisman wzruszył lekko ramionami. — Największe szanse daje nam wczesna, silna ofensywa. Wtedy najłatwiej będzie odzyskać okupowane systemy i zneutralizować możliwość przeciwdziałania RMN. Przynajmniej szybkiego przeciwdziałania. Istnieje szansa, że da to okres bezczynności celowej z naszej strony, a przymusowej ze strony Królestwa, na tyle długi, by dyplomatycznymi metodami udało się coś osiągnąć. Jeśli tak się nie stanie, to i tak będziemy w znacznie dogodniejszej niż obecnie pozycji, by kontynuować walkę, która pozostanie wówczas jedyną opcją.

— A jak blisko jesteśmy do stanu gotowości?

Przez długą chwilę Theisman przyglądał się jej z twarzą całkowicie pozbawioną wyrazu.

— To zależy — powiedział w końcu. — Z czysto technicznego punktu widzenia można by zacząć operację jutro, a zakładając, że Królewska Marynarka nie zrobiła niczego, co drastycznie zmieniłoby parametry operacyjne, mielibyśmy siedemdziesiąt, może osiemdziesiąt procent szans na powodzenie.

— Aż tak dużo? — zdziwiła się Pritchart.

Theisman zmarszczył brwi i po chwili dodał:

— Ujmijmy to tak: nawet jeśli wszystkie założenia, na których opiera się nasz plan, potwierdzą się w praktyce, istnieje dwadzieścia do trzydziestu procent szans na to, że przegramy. Brzmi lepiej?

— Nie są to słowa zatwardziałego militarysty i podżegacza wojennego.

— Jeśli chcesz podżegacza wojennego, musisz mnie zwolnić, bo uważam, że każdy, kto chce wojny, jest niespełna rozumu, a jeśli należy do grona, które parę lat temu sromotnie przegrało i tylko cudem nie musiało kapitulować, to jest skończonym kretynem. Naukowy termin to, zdaje się, down lub matołectwo, jeśli się nie mylę. Zrozum, muszę zachęcać swoich planistów do agresywnego myślenia, jeśli chcę, by ten plan miał ręce i nogi, czyli umożliwiał pokonanie Sojuszu. Natomiast brutalna prawda jest taka, że nawet jeśli zwyciężymy, nasze problemy się nie skończą, chyba że podbijemy Królestwo Manticore. A nawet jeśli zadamy Royal Manticoran Navy na początku takie straty, jak sądzę, podbój systemu Manticore będzie krwawy, kosztowny i bardzo, ale to bardzo paskudny… a okupacja jeszcze gorsza i podejrzewam, że nieskuteczna na dłuższą metę. Dlatego jestem zdecydowanym przeciwnikiem wznowienia walk, jeśli istnieje jakakolwiek alternatywa.