Выбрать главу

— Rozumiem — powiedziała równie cicho, patrząc mu w oczy. — Ale nie mogę ignorować innych swoich obowiązków, ponieważ wykonanie ich może doprowadzić do wojny. Zwłaszcza w sytuacji, w której Królestwo nie pozwala mi zakończyć poprzedniej. I dlatego muszę wiedzieć, Tom, czy jeśli powiem Descroix i High Ridge’owi, że jestem gotowa przerwać negocjacje, co może zostać zrozumiane jako zerwanie rozejmu, ty i flota poprzecie mnie.

Przez chwilę przyglądali się sobie z rosnącym napięciem.

Mężczyzna, który umożliwił odtworzenie Republiki. I kobieta, która dokonała tego odtworzenia. A potem Thomas Theisman kiwnął głową i powiedział ze smutkiem ale bez wahania:

— Oczywicie że tak. Po to właśnie jest konstytucja.

ROZDZIAŁ XL

Shannon Foraker stała na galerii pokładu hangarowego i obserwowała cumowanie kutra z Lesterem Tourville’em na pokładzie. Tym razem jednak nie oczekiwała także na Thomasa Theismana i Javiera Giscarda. Theisman byl w Nouveau Paris, a Giscard stał obok za kapitanem Reumannem i konandorem Lampertem. Patrząc kątem oka na drugiego w hierarchii Marynarki Republiki oficera, czuła żal, że tak na dobrą sprawę już jest gościem zarówno na galerii, jak i w ogóle na okręcie.

Kuter zakończył cumowanie, zewnętrzne drzwi śluzy z korytarzem połączono rękawem i po kilkudziesięciu sekundach Lester Tourville zgrabnie stanął na pokładzie Souvereign of Space przy wtórze świstu trapowego. Zasalutował, dowodzący wachtą trapową porucznik odsalutował i świst umilkł.

— Proszę o pozwolenie wejścia na pokład — wygłosił Tourville.

— Pozwolena udzielam — odparł równie formalnie porucznik.

I odsunął się, robiąc miejsce Reumannowi tradycyjnie witającemu admirała kapitańskim uściskiem dłoni. Wraz z nim do Tourville’a podszedł Giscard.

Foraker nie ruszyła się z miejsca, bo to już nie był jej okręt flagowy.

— Witamy na pokładzie, Lester — Giscard uśmiechnął się ciepło.

— Dzięki, Javier — Tourville odpowiedział takim samym uśmiechem i uścisnął jego dłoń. A potem zobaczył Foraker.

— Witaj, Shannon.

— Sir — odparła formalnie. Wiedziała, że to nie jego wina. Ani Giscarda. W sumie nie była to niczyja wina, ale patrząc na nich obu, czuła się jak ktoś obcy, wyłączony z zabawy. Dokładnie tak samo jak wtedy, gdy Theisman powiedział jej, że Sovereign of Space przestaje być jej okrętem flagowym, a staje się flagowcem Giscarda.

Tourville miał przez moment zaskoczoną minę, słysząc zwięzłość odpowiedzi, po czym w jego oczach błysnęło zrozumienie, a później sympatia. Zrozumiał, co zaszło i co Shannon czuje — w końcu tyle czasu należała do jego sztabu, że zdążył poznać ją naprawdę dobrze.

Shannon otrząsnęła się, widząc jego reakcję — to, że była nieszczęśliwa, nie znaczyło, że ma odgrywać się na innych. Uśmiechnęła się do Lestera. Był to co prawda nieco krzywy uśmiech, ale także szczery. Wiedziała, że został zrozumiany właściwie — jako przeprosiny.

— Cóż, mamy sporo do omówienia — oznajmił Giscard tak radośnie, iż nie ulegało wątpliwości, że również był wszystkiego świadom. — Nie marnujmy więc czasu.

I zaprosił ich gestem do czekającej windy.

* * *

— Tak wyglądają podstawowe założenia obecnego planu dyslokacji — zakończył pierwszą część omówienia kapitan Gozzi po prawie dwóch i pół godzinie. — Za pańskim pozwoleniem, sir, wolałbym teraz odpowiedzieć na pytania, a potem przejść do szczegółów, jeśli nie ma pan nic przeciwko temu.

Ostatnie zdanie skierowane było do Giscarda, u którego był szefem sztabu.

— Oczywiście, Marius — zgodził się Giscard i spojrzał pytająco na dwoje pozostałych admirałów obecnych we flagowej sali odpraw Souvereign of Space. — Lester? Shannon?

— Z tego, co tu usłyszałem, wynika, że to już nie jest hipotetyczna sytuacja — odezwał się zza chmury tytoniowego dymu Tourville, wskazując cygarem holomapę rejonu otaczającego Trevor Star.

— Zgadza się, sir. Rano otrzymaliśmy z dowództwa rozkaz rozpoczęcia przygotowań do wyruszenia.

— Wygląda na to, że jest gorzej, niż sądziliśmy — kapitan DeLaney, szef sztabu Tourville’a, nie ukrywała, że nie jest szczęśliwa z tego powodu.

— Też mi się tak wydaje — przytaknął Tourville i zmarszczył brwi.

— Wiem, że nikogo z nas nie cieszy taki rozwój wydarzeń — ocenił Giscard, co było niezwykle łagodnym ujęciem sytuacji. — Ale przynajmniej dostajesz to, w czym jesteś najlepszy, Lester: samodzielne dowództwo z dala od głównego teatru działań.

— Że z dala, to się zgadza — prychnął Tourville. — Który geniusz sztabowy to wymyślił?

— Tego akurat mi nie powiedziano, ale nosi wszystkie cechy pomysłu Lindy Trenis — uśmiechnął się złośliwie Giscard.

— By pasowało. Zawsze była za cwana dla własnego dobra — burknął Tourville.

— Myślisz, że się nie uda? — Giscard uniósł pytająco brew.

Tourville najpierw zajął się cygarem, a gdy ledwie było go widać zza dymu, wzruszył ramionami i przyznał:

— Myślę, że powinno się udać, ale nie podoba mi się, że ktoś poważnie chce otworzyć tę puszkę Pandory, a wysłanie Drugiej Floty do Konfederacji raczej jednoznacznie na to wskazuje. Sądzę, że nikomu z nas tak naprawdę się to nie podoba.

— Mnie też — przyznała Foraker. — I dlatego ten cały plan mnie niepokoi.

— Nie sądzę, by ktokolwiek w stolicy miał ochotę na wznowienie walk albo lekko do tego podchodził — powiedział z namysłem Giscard. — Tom Theisman na pewno nie i sądzę, że się ze mną zgodzicie?

Spojrzał na Tourville’a i Foraker i poczekał, aż oboje przytakną.

— Niemniej jego i naszym obowiązkiem jest być przygotowanym na najgorsze, na wypadek gdyby nastąpiło — dodał. — Biorąc to pod uwagę, masz jakieś zastrzeżenia, Lester?

— Poza tym, że żadne z nas nie cieszyłoby się z perspektywy spotkania z kimś tak dobrym jak Harrington, i to tak daleko od własnych baz zaopatrzeniowych, to nie — przyznał Toundlle. — Natomiast podoba mi się, że mam nic nie robić bez rozkazu. Przynajmniej nie będę się musiał martwić, że zacznę wojnę, bo nie dostałem na czas rozkazu, żeby tego nie robić.

— Shannon?

— Prawdę mówiąc, mam parę zastrzeżeń…

— Jakich? — zaciekawił się Giscard.

— Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ryzykujemy, że się tak wyrażę, przesadę strategiczną. Zgadzam się, że pod wieloma względami Plan Czerwony, jest, nazwijmy to, elegancki. Wymaga co prawda niepokojąco dużej koordynacji, ale pozwala uniknąć błędu popełnionego przez Legislatorów, czyli zbytniego rozdzielenia sił nie mających ze sobą łączności z powodu dużych odległości. Nie dotyczy to naturalnie Drugiej Floty, ale to wyjątek.

Giscard odruchowo kiwnął głową. Po zakończeniu tej odprawy jego Pierwsza Flota miała opuścić system Haven i udać się do SXR-136-23. Był to system, którego nigdy nie nazwano inaczej niż podczas katalogowania, ponieważ będący gwiazdą systemową czerwony karzeł nie miał żadnej planety, a w całym systemie nie było nic, co mogłoby kogokolwiek zainteresować. Stanowił jednak doskonałe miejsce do stacjonowania floty, która miała pozostać niezauważona przez dłuższy czas, i znajdował się mniej niż czterdzieści lat świetlnych od Trevor Star.

Jednostki zaopatrzeniowe i warsztatowe były już na miejscu, mając w ładowniach zapasy i części zamienne które powinny wystarczyć na sześć miesięcy standardowych dla całej Pierwszej Floty. Jeśli jej pobyt miałby się przedłużyć, dostarczano by to, co potrzeba, stopniowo, wysyłając opróżnione już transportowce pojedynczo lub parami. Gdyby natomiast przyszedł rozkaz rozpoczęcia działań, wszystkie zespoły i grupy wydzielone opuszczałyby system zgodnie ze starannie opracowanym harmonogramem, dzięki któremu wyznaczone cele osiągnęłyby równocześnie. Ponieważ punkt wyjścia był ten sam, rozkazy także, niemożliwe było powtórzenie błędu, w wyniku którego admirał Yuri Rollins za wcześnie znalazł się niegdyś w systemie Hancock. Pomocne w tym było, iż poza Grendelsbane wszystkie cele znajdowały się nie dalej niż sto dwadzieścia lat świetlnych od Trevor Star.