Выбрать главу

Biorąc pod uwagę zwłokę w łączności wywołaną odległościami międzyplanetarnymi, już dawno uznano za niecelowe budzenie w nocy starszych rangą członków Admiralicji tylko dlatego, że odebrano pilną wiadomość nadaną lata świetne od systemu Manticore. Nawet jeśli zawierała coś niesłychanie ważnego, to parę godzin nie robiło najmniejsze różnicy przy czasie potrzebnym na dotarcie wiadomości i odpowiedzi na nią. Istniały naturalnie wyjątki od reguły — choćby ważne wiadomości przesłane z systemów, do których prowadziły terminale, ale wyżsi oficerowie sekcji łączności Admiralicji mieli dość doświadczenia, by zdecydować, czy zachodzi właśnie taki wyjątek i należy budzić przełożonych. Generalnie jednak lordowie Admiralicji mogli spodziewać się snu nie przerywanego przez służbowe sprawy. Teraz Janacekowi przyszło zapłacić za spokojny sen — to mrugające światełko oznaczało, że Pierwszy Lord Przestrzeni Simon Chakrabarti zapoznał się już z nocnymi wiadomościami i uznał, że co najmniej jedna jest naprawdę ważna.

Problemy z pierwszym Lordem Przestrzeni od miesięcy się nasilały. Janacek naturalnie gotów był wysłuchiwać jego negatywnych opinii czy rosnącej listy zmartwień — w końcu to właśnie Pierwszy Lord Przestrzeni miał obowiązek ostrzegać cywilnych przełożonych o wszystkich problemach i obawach, jakie żywił, jak długo ograniczał się do rozmów osobistych czy wystąpień na radzie Admiralicji. Chakrabarti jednak posunął się dalej — zaczął sporządzać oficjalne pisma, i to w coraz ostrzejszym tonie. Począł też śledzić z obsesyjną wręcz uwagą wszystkie napływające meldunki. Zwłaszcza te z Konfederacji.

Na dodatek zaczął też komentować na marginesach wszystko, co nadeszło, a co uznał za niepokojące. Dlatego obserwując pulsujące światełko z czymś na kształt chorobliwej fascynacji, Janacek był pewien, że nie ma najmniejszej ochoty dowiedzieć się, co jest jego powodem. Zwłaszcza natychmiast.

Niestety to, na co miał ochotę, a co musiał zrobić, to były dwie różne sprawy, o czym boleśnie przypominała mu, podobnie jak wszystkim członkom rządu, ostra nota od Eloise Pritchart. Dlatego też wyprostował ramiona, odetchnął głęboko i podszedł do biurka. Opadł na fotel i wybrał na klawiaturze wmontowanej w wieko stosowną kombinację. Szyfr, odciski palców i test DNA przekonały elektroniczne zabezpieczenie i walizeczka otworzyła się.

Wyjął teczki leżące na samym szczycie niewysokiej kupki i odetchnął z ulgą — oznaczenie wskazywało na odebrany meldunek, nie na raport wywiadu, czyli nie zawierało kolejnego potwierdzenia, że Francis Jurgensen znów dał się wyprowadzić w pole temu cholernemu Theismanowi. W kwestii, dajmy na to, możliwości bojowych okrętów nowej generacji.

Ulga jednak szybko zniknęła, gdy przeczytał nagłówek i zorientował się, że autorem jest dowódca stacji Sidemore.

Czując, jak żołądek zmienia mu się w lodowatą bryłę, wsunął chip do czytnika. Otwierając dokument, zastanawiał się, co też tym razem narobiła ta wariatka Harrington.

* * *

— Jak źle jest naprawdę, Edwardzie?

Niepokój High Ridge’a był widoczny znacznie bardziej, niż mogłoby to wynikać z treści pytania. Janacek znacznie bardziej niż premier był tego świadom i chciałby to okazać. Zresztą nie był osamotniony — na twarzach i w zachowaniach wszystkich obecnych było widać coś, co już przestało być niepokojem i zmierzało prostu ku uczuciu zwanemu strachem. A obecni poza nimi byli: Elaine Descroix, hrabina New Kiev, earl North Hollow i sir Harrison Macintosh.

Czyli wszyscy liczący się członkowie obecnego rządu.

— Trudno powiedzieć — odparł Janacek. — Nie unikam odpowiedzi, ale wszystko, co mamy, to wstępny raport Harrington o incydencie w systemie Zoraster. Minie co najmniej kilka dni, nim będziemy wiedzieli coś więcej. Przynajmniej tyle czasu potrzeba na jakąkolwiek reakcję Imperium taka sam incydent, jak i na wiadomość wysłaną przez Hrington do dowódcy ich stacji Sachsen. Następny raport może napisać dopiero, gdy pozna te reakcje, a my z zywistych powodów poznamy go jeszcze później.

— Przecież ten incydent wydarzył się dwa tygodnie temu! — zauważa Marisa Turner. — Nie sposób przewidzieć, co Harrington nawywijała przez ten czas!

— Moment! — oświadczył niespodziewanie ostro Janacek. — Wszyscy znacie moją opinię o Salamandrze. Nie zamierzam jej zmieniać, ale muszę przyznać, że w tej sprawie wykazała się większym opanowaniem, niżbym się po niej spodziewał.

Wskazał na leżący przed sobą wydruk — każdy z obecnych dostał egmplarz, ale najwyraźniej New Kiev nie traciła czasu na przeczytanie swojego.

— Prawdę mówiąc, gdy przeczytałem, co się stało, bałem się, że ruszy do Sachsen domagać się satysfakcji od admirała Sternhafena — przyznał Janacek. — A tymczasem ku memu zdumieniu okazuje się, że robi, co może, by zredukować napięcie. Oczywiście nie ma sposobu, by przewidzieć, jak Sternhafen zareaguje na jej sugestię wspólnego dochodzenia ale to, że wysunęła taką propozycję, jest bezwzględnie dobrym znakiem.

— Z pozoru — zgodziła się New Kiev, po czym potrząsnęła głową. — Nie, nie z pozoru. Jej pierwszą reakcją było zawsze natychmiastowe użycie siły albo też użycie większej siły. Sądzę, że… trudno mi ją sobie wyobrazić w roli rozjemcy.

— To jest nas dwoje — przyznał Janacek. — Tym niemniej taka właśnie była jej pierwsza reakcja w tej konkretnej sprawie.

— Raczej w życiu — poprawił go lodowato High Ridge.

— W tej kwestii nie będę się z tobą spierał — zgodził się Janacek.

— Ale powiedziałeś, że nie wiadomo, jak Sternhafen zareaguje — przpomniał High Ridge.

Janacek wzruszył ramionami.

— Bo nie wiadomo. Jeśli to rzeczywiście był przypadek, czyli niezamierzone starcie, tylko wariat, i to większy od Harrington, nie skorzystałby z okazji do wyjaśnienia sprawy i złagodzenia napięcia. Naturalnie biorąc pod uwagę prowokacyjne zachowanie Imperialnej Marynarki w tym rejonie, nie sposób określić, czy to był przypadek czy nie. Admirał Jurgensen, admirał Chakrabarti i ja skłaniamy się ku temu, że był. Gdyby Imperium zamierzało wszcząć z nami wojnę, przeprowadziłoby działanie na większą skalę. Co więcej, udało się to tylko dlatego, że imperialny okręt zaskoczył Jessicę Epps. Gdyby miał to być świadomy akt wojny, można to było osiągnąć bez strat własnych i odpalić rakiety, nim załoga naszego okrętu zdała sobie sprawę, że ma towarzystwo. Wszystko więc sugeruje, że nie był to zaplanowany atak.

— Sądzisz więc, że to była reakcja na przechwycenie tego statku niewolniczego? Tego całego Sitticha? — spytała Descroix.

— Wszystko na to wskazuje, choć dlaczego tak właśnie się stało, nie sposób w tej chwili powiedzieć. Jeśli wnioski Harrington dotyczące różnicy w tonażu obu statków są prawdziwe, przyznaję, że nie rozumiem postępowania imperialnego kapitana. Z Imperium ostatnimi czasy nie bardzo się zgadzamy, ale nigdy nie było między nami różnicy zdań, jeśli chodzi o niewolnictwo genetyczne. Co prawda Imperium zwalcza je znacznie krócej i nie jest to dlań tak istotne politycznie jak dla nas, ale gdziekolwiek dotąd imperialne okręty natknęły się na jego przejawy w okolicy, niszczyły winnych bez wahania. Podobnie rzecz się miała na drodze dyplomatycznej.

— I bardzo słusznie — oceniła New Kiev. — Tylko że z twoich słów, Edwardzie, wynika, iż ten imperialny oficer powinien pomóc naszemu okrętowi, a nie strzelać do niego!

— Sądzę, że to właśnie powiedziałem, Mariso.

— Wiem! Chodzi mi o to, że jego reakcja może wskazywać, że podejrzenia Harrington co do tego konkretnego faktu były fałszywe. Albo też jej raport nie jest całkiem zgodny z prawdą.