Выбрать главу

ROZDZIAŁ XLV

— Pierwszy prosi pana na mostek, sir.

Thomas Bachfish odłożył karty na stół koszulkami do góry i obrócił się wraz z fotelem ku drzwiom kabiny, zza których wystawała głowa jednego z członków załogi, który właśnie recytował zaproszenie.

— A powiedział może dlaczego? — spytał Bachfish.

— Powiedział, sir. Jeden z tych niszczycieli schodzi z orbity.

— Doprawdy? — Bachfish spojrzał spokojnie na partnera i przeciwników. — Lepiej to sprawdzę, a ty dopilnuj, żeby mi w karty nie zaglądali. Jak wrócę, skończymy z nimi.

Polecenie było skierowane do porucznik Roberty Hairston, jego partnera w tej partii.

— Skoro pan tak twierdzi… — bąknęła, przyglądając się wynikom dotychczasowych rozgrywek.

— Twierdzę — oznajmił i wstał.

Po czym, nie odwracając się, wymaszerował z kabiny.

* * *

Jinchu Gruber odwrócił się od głównego ekranu taktycznego, słysząc, że przyjechała winda. Jak się spodziewał, przywiozła kapitana. Ekran przedstawiał zaś mniej szczegółów, niż powinien, bo nikt na pokładzie nie był zainteresowany ujawnianiem pełnych możliwości sensorów pokładowych. Dlatego używano jedynie pasywnych, ale zebrane przez nie dane były zupełnie wystarczające dla Bachfisha, tym bardziej że od obiektów jego zainteresowania dzieliła Pirate’s Bane niewielka odległość.

— Co się dzieje, Jinchu? — spytał cicho, podchodząc.

— Nie jestem całkiem pewien… — w głosie Grubera słychać było całą serię nie zadanych pytań.

Zaczynając od tego: dlaczego, do cholery, interesują nas dwa niszczyciele Marynarki Republiki? Poprzez: z jakiej racji siedzimy już cztery dni na orbicie, a kary umowne za spóźnienie rosną? Na co, na litość boską, popierdoliło starego? kończąc.

Bachfish onal się nie uśmiechnął, wyobrażając sobie tę litanię.

— Jeden cały czas jest na orbicie parkingowej, na której go zostawliśmy — dodał Gruber. — Drugi właśnie ją opuścił i kieruje się prosto ku granicy przejścia w nadprzestrzeń.

— No proszę… — mruknął Bachfish i spojrzał na ekran taktyczny.

Niszczyciel leciał z przyspieszeniem ledwie stu g i kierował się tam gdzie powiedział Gruber. Przez kilka sekund przyglądał się ekranowi, po czym spojrzał w oczy swemu zastępy i rzekł:

— Chyba czas na nas, Jinchu. Schodzimy z orbity i bierzemy kurs 1-7 na 2-3-9. Przyspieszenie sto g. Dopilnuj tego, dobrze?

Gruber przyglądał mu się przez jakieś trzy sekundy, a potem kiwnł głową.

— Dobrze, sir.

Bachfish sidział wygodnie w odchylonym fotelu kapitańskim z nogą założoną na nogę i kontemplował obraz na głównym ekranie wizualnym. Lecieli w nadprzestrzeni, a dokładniej w fali grawitacyjnej, z postawionymi żaglami, które błyszczały i migotały energią w ciągle zmieniających się barwach, ale w prawie hipnotyzującym rytmie, co zawsze go zadziwiało, mimo że oglądał ten widok wielokrotnie.

Tym razem jednak główną uwagę poświęcał nie widokowi, a czemuś, czego gołym okiem dostrzec się nie dało… chyba że na ekranie taktycznym fotela.

Niszczyciel leciał sobie spokojnie, ignorując poruszający się jego śladem frachtowiec. Niemożliwe było, by sensory okrętu nie wykryły obecności Pirate’s Bane za rufą, ale z drugiej strony fale grawitacyjne były niczym szerokie trasy szybkiego ruchu dla wszystkich jednostek latających w nadprzestrzeni. W bezmiarze wszechświata przypadkowe spotkania zdarzały się niezwykle rzadko, a przypadkowe loty w tym samym kierunku prawie nigdy. Z drugiej jednak strony kapitanowie jednostek cywilnych często lecieli celowo śladem torowym okrętu wojennego, do jakiejkolwiek floty by on należał, ponieważ stanowiło to pewien rodzaj improwizowanej eskorty i zwiększało bezpieczeństwo przelotu.

Z tego powodu zarówno trzymanie się frachtowca za niszczycielem, jak i brak reakcji kapitana tego ostatniego były zrozumiałe. Ten ostatni mógł się co najwyżej zastanawiać, dokąd zmierza frachtowiec. Bachfish też próbował znaleźć na nie odpowiedź, tyle że w stosunku do niszczyciela.

Jego ciekawość została wzbudzona, ledwie odkrył w systemie Horus dwa niszczyciele należące do Marynarki Republiki. Okręty Ludowej Marynarki, a potem Marynarki Republiki były na obszarze Konfederacji prawdziwą rzadkością, a większość zbudowanych w stoczniach Haven, które obecnie przebywały w tym rejonie, obsadzona była przez parających się piractwem renegatów z UB czy Ludowej Marynarki. Tylko że oni nie dysponowali nowymi, bo mającymi góra dwa lata standardowe okrętami, gdyż wtedy już nie byli w stanie ich dostać.

A poza tym piraci i inne szumowiny jak ognia unikali systemów takich jak Horus, bo w przeciwieństwie do większości położonych w sektorze Saginaw systemów planetarnych miał on najrzadszy w Konfederacji Silesiańskiej fenomen — uczciwego gubernatora. Większość gubernatorów, od gubernatora sektora zaczynając, była przestępcami i łapówkarzami — być może średnia była nawet wyższa niż w całej Konfederacji, natomiast piraci, przemytnicy czy handlarze niewolników, którzy natknęli się na powitanie przygotowane przez gubernatora Zelazneya, nieodmiennie przeżywali przykre, a często ostatnie w życiu zaskoczenie, gdyż tępił ich, jak tylko mógł.

Co naturalnie w niczym nie pomagało Bachfishowi zrozumieć, co też porabiają tu dwa nowiutkie niszczyciele Marynarki Republiki grzecznie siedzące na orbicie parkingowej planety Osiris.

Na szczęście Bachfish posiadał na planecie doskonałe kontakty i choć nie zdołał uzyskać bezpośredniej odpowiedzi na to pytanie, dowiedział się, że oba przybyły razem, niespełna trzy dni wcześniej, i że dzięki praworządnemu gubernatorowi Horus należał do tych nielicznych systemów w Konfederacji, w których Republika Haven zdecydowała się otworzyć misje dyplomatyczne i przedstawicielstwa handlowe.

Jako że życie nauczyło go podejrzliwości, uznał, że musi istnieć związek między misją dyplomatyczną a obecnością obu niszczycieli, ponieważ te nie robiły absolutnie nic poza przebywaniem na orbicie parkingowej. Doszedł do wniosku, że czekają na jakąś wiadomość. To z kolei zrodziło kolejne pytanie — dlaczegóż to Marynarka Republiki przygotowująca się do ewentualnej konfrontacji z Royal Manticoran Navy, o czym wiedzieli wszyscy poza Admiralicją tej ostatniej i rządem Królestwa, używała pary nowoczesnych niszczycieli do czegoś, do czego można było wykorzystać zwykłą jednostkę kurierską.

Ponieważ nie zdołał znaleźć odpowiedzi, powziął podejrzenie, że ta może okazać się w równym stopniu ważna co niemiła. Postanowił też ją uzyskać, jeśli tylko będzie w stanie, co spowodowało postój nieprzewidywany w rozkładzie jazdy i dostarczania ładunków. A potem także i zmianę kierunku podróży.

Thomas Bachfish doskonale zdawał sobie sprawę, że Gruber nie jest jedyną osobą na pokładzie zastanawiającą się, o co chodzi kapitanowi. Wszyscy wiedzieli, gdzie statek powinien lecieć, podobnie jak znali kary za opóźnienie dostawy towaru, które zdawały się nie robić na kapitanie wrażenia. Większość też najprawdopodobniej nie była zachwycona śledzeniem okrętu należącego do obcej floty, tym bardziej że jeszcze niedawno państwo, do którego ona należała, toczyło wojnę z tym, w którym urodził się i wychował Bachfish.