Выбрать главу

Ta wystrzeliła ostatni nabój i odłożyła broń na półeczkę jak zawsze wylotem lufy skierowanym w stronę celu, po czym nacisnęła przycisk ściągający tarczę do stanowiska strzeleckiego. Przez kilka chwil przyglądała się jej, nim kiwnęła głową z aprobatą — na miejscu czarnego kółka znajdowała się dziura o postrzępionych brzegach. Odpięła tarczę i odwróciła się po nową. I zamarła na widok White Havena.

Trwało to naprawdę krótko, krócej niż sekundę, i ktoś, kto nie znałby jej tak dobrze jak Andrew LaFollet, najprawdopodobniej niczego by nie zauważył. On jednak dostrzegł nie tylko wahanie, ale i zmianę w wyrazie jej twarzy.

Dla większości ludzi twarz Honor była maską, która dzięki latom treningu wyrażała to, co jej właścicielka chciała. Dla tych, którzy ją naprawdę dobrze znali, była otwartą księgą. Bo zdradzały ją oczy. Głębokie, migdałowego kształtu i odzwierciedlające jej uczucia lepiej niż mowa ciała Nimitza. A jeszcze dokładniej, różnica w wyrazie prawdziwego i cybernetycznego oka widoczna jedynie w tych rzadkich wypadkach.

Tym razem w tym prawdziwym błysnęła radość.

LaFollet omal nie jęknął ze zgrozą. Każde z tych dwojga było przekonane, że nikt na świecie, łącznie z tą drugą, wyjątkową osobą, nie mógł niczego zauważyć.

A on nie był w stanie wyprowadzić ich z błędu.

Po pierwsze dlatego, że jego zadaniem było chronienie patronki Harrington, a nie pilnowanie jej życia uczuciowego. Po drugie dlatego, że sama doskonale wiedziała, iż nie powinna żywić tego rodzaju uczuć do earla White Haven. Skoro nie potrafiła ich przezwyciężyć, jego interwencja nie dałaby żadnego rezultatu.

A tak oboje cierpieli w szlachetnym milczeniu od przynajmniej dwóch lat standardowych.

— Witaj — odezwał się White Haven zupełnie normalnym głosem. — Nigdy tak dobrze nie strzelałem. Dlaczego w akademii nie wstąpiłaś do drużyny strzeleckiej?

— Witaj, Hamish — podała mu dłoń, którą graysońskim zwyczajem ucałował, a ponieważ na Graysonie przebywał wystarczająco długo, gest ten także wyglądał zupełnie naturalnie.

Gdyby nie ledwie dostrzegalne zaróżowienie policzków powitanej.

— A nie wstąpiłam dlatego, że choć broń krótka bardzo mnie kusiła, znacznie bardziej interesował mnie coup de vitesse i postanowiłam się na nim skoncentrować. Jako urodzona na Sphinksie całkiem nieźle strzelałam, jeszcze zanim zaczęłam ćwiczyć w akademii.

— Cóż, można powiedzieć, że moje sportowe przygody mimo wszystko miały znacznie bardziej pokojowy charakter.

— Proszę, proszę — uśmiechnęła się krzywo. — Nigdy bym się nie domyśliła, słuchając wspomnień z rozgrywek twoich z Caparellim.

— Chodzi ci o nasze zgodne twierdzenie, że miał przykry zwyczaj przekopywać mój arystokratyczny tyłek z jednego końca boiska na drugi, kiedy chciał i jak chciał?

— Świetnie to ująłeś, choć przyznaję, że z racji wrodzonych talentów dyplomatycznych nie zdobyłabym się na tak odważne określenie.

— Aha — mruknął i przestał się uśmiechać. — Skoro już o dyplomacji mowa… Obawiam się, że nie przyszedłem do twojej kryjówki tylko dla przyjemności obserwowania, jak celnie strzelasz. Powód jest nieco bardziej prozaiczny: większość ranka spędziłem z bratem.

— I? — Honor spojrzała nań pytająco.

— Tak się złożyło, że Willie właśnie wrócił z pałacu…

— Rozumiem. — Ton Honor nagle stał się neutralny. Zajęła się wyciągnięciem magazynka z pistoletu.

Potem zwolniła zablokowany w tylnym położeniu zamek i umieściła broń w wyściełanym wycięciu w pudełku.

— Elżbieta zaprosiła go jako przywódcę opozycji na królewskie podsumowanie, czyli relację z osiągnięć High Ridge’a i jego kolejnych genialnych pomysłów. Bo oficjalnie zaproszenie na posiedzenie podsumowujące rządu przypadkiem do niego nie dotarło. Znowu.

— Rozumiem — powtórzyła Honor. I z trzaskiem zamknęła skrzynkę.

Sięgnęła po torbę, ale White Haven był szybszy. Przewiesił ją sobie przez ramię i uśmiechnął się. Odpowiedziała mu uśmiechem, ale jej oczy pozostały poważne. Przebyła długą drogę od apolitycznego oficera RMN, jakim była, gdy LaFollet został dowódcą jej ochrony osobistej. Doskonale rozumiała, co znaczą drobne złośliwości ze strony rządu wobec opozycji, Królowej i jej samej. I dobrze wiedziała, co White Haven o tym sądzi.

LaFollet zresztą, ehcąc nie chcąc, był także lepiej poinformowany o niuansach politycznego życia, niż miałby na to ochotę. Dlatego też wiedział, że choć konstytucja tego nie wymagała, zdrowy rozsądek nakazywał, by premier raz w tygodniu zapraszał przywódcę opozycji parlamentarnej na tak zwane posiedzenie podsumowujące. Była to wieloletnia tradycja i uprzejmość wynikająca z pewnej kalkulacji — w niesprzyjających okolicznościach mogła zdarzyć się nagła zmiana rządu, toteż lepiej dla państwa było, aby najprawdopodobniejszy nowy premier był na bieżąco ze wszystkimi problemami i mógł podejmować decyzje natychmiast zamiast tracić czas na zapoznawanie się z sytuacją i problemem.

Książę Cromarty przestrzegał tego zwyczaju nawet w najkrytyczniejszym okresie wojny. Natomiast High Ridge regularnie o tym zapominał i pomijał człowieka, który był prawą ręką jego poprzednika. Było to zachowanie głupie i złośliwe. I jak najbardziej typowe dla obecnego premiera.

Królewskiego podsumowania, czyli regularnego zdawania relacji Królowej, uniknąć nie mógł, zobowiązywała go bowiem do tego konstytucja.

— Uważasz, że tym razem nie zaproszono go z jakiegoś konkretnego powodu? — spytała po chwili Honor.

— Nie, choć wątpię, by obecność Williego sprawiła mu radość, ale nic nie mógł na to poradzić. Z drugiej strony mogło mu się dzięki temu upiec, bo mam wrażenie, że Jej Wysokość nieco bardziej się hamuje w obecności Williego. Jest ponoć dobry w roli bufora.

— Obawiam się, że to prawda, choć wolałabym, by tak nie było — przyznała Honor, wyciągając ręce w stronę Nimitza. Treecatowi powtórne zaproszenie nie było potrzebne — natychmiast wskoczył w jej objęcia i wdrapał się na prawe ramię, po czym rozsiadł się wygodnie, wbijając czubki pazurów w specjalnie wzmocniony kuloodporny materiał. Dopiero wtedy zdjął słuchawki.

— Rozumiem ją całkowicie, ale okazywanie mu wrogości i pogardy nawet prywatnie w niczym nie pomaga — dodała Honor zupełnie poważnie.

— Nie pomaga, a czasami wręcz pogarsza sprawę — zgodził się równie poważnie White Haven. — Natomiast faktem jest, że są prawie doskonałymi przeciwieństwami, a on wzorem uprzejmości także nie jest.

— Natomiast nawet jej do pięt nie dorasta w okazywaniu niechęci. A jego akurat darzy głęboką i serdeczną nienawiścią. I nie robi nic, by to ukryć. Trudno się dziwić, że to zaognia sytuację.

— Nie przesadzaj, że nie próbuje — zaprotestował White Haven.

— Wiem, co mówię, Hamish. Ja też mam podobny problem, ale nauczyłam się, że są sytuacje, których nie zdołam rozwiązać, sięgając po większy młotek dlatego, że ktoś mnie wkurza. Elżbieta to rozumie, ale kiedy emocje biorą górę, jest niezdolna je ukryć w każdych poza najbardziej oficjalnymi okolicznościach.

LaFollet zauważył, że ani słowem nie wspomniała o równie słynnym cholerycznym usposobieniu rozmówcy.

On też musiał o tym pomyśleć, bo gdy umilkła i spojrzała na niego wyczekująco, niechętnie kiwnął głową.

— Elżbieta ma wiele zalet i jest niezwykle silną osobowością — dodała Honor. — Ale brak jej pewnych talentów Benjamina. Nie potrafi manipulować ludźmi, którzy nie chcą, by im przewodziła. Najbardziej jest to widoczne, gdy chodzi o tych, których powinna przekonać do zrobienia czegoś, czego zrobić nie chcą z prywatnych powodów.