Выбрать главу

— Tylko nie per „ty” — nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek miał nieprzyjemność aż tak bliskiego poznania pana! — warknął pogardliwie White Haven. — I grzeczniej proszę, bo jak to ujmuje pewien mój znajomy, „wpierw mordy obije, a potem na udeptane ziemie wyzwę”. Pańska opinia o mnie nie robi na mnie wrażenia i nie jest tematem tej rozmowy. Za to przypominam, że nadal czekam na odpowiedź, by ją przekazać Królowej.

— Idź pan do diabła!

— Doskonale — oznajmił z lodowatą uprzejmością White Haven. — Skoro to pańskie ostatnie słowo, przekażę je Jej Wysokości. Jestem pewien, że uzna to za stosowny powód do zwołania konferencji prasowej i poinformowania dziennikarzy, jak chętny do współpracy jest Pierwszy Lord jej Admiralicji. Jakoś nie sądzę, by Janvier był gotów panu za to podziękować.

I uśmiechnął się zimno.

Po czym odwrócił się i ruszył ku drzwiom.

A przez wściekłość Janaceka przebiła się nagle panika, gdy uświadomił sobie, że Królowa tak właśnie zrobi. I jaka będzie reakcja High Ridge’a.

— Zaraz! — wykrztusił. — Moment!

White Haven stanął, odwrócił się i uniósł pytająco prawą brew.

— Nie masz pan prawa domagać się ode mnie tych wiadomości, a Jej Wysokość doskonale zna konstytucyjne kanały, którymi winna o takie informacje prosić. Jeśli jednak jesteście gotowi tak delikatne sprawy nagłośnić w mediach, ignorując skutki dla bezpieczeństwa państwa i jego dyplomatycznej pozycji, nie mam wyjścia i muszę udzielić tych informacji, których pan żąda.

— Rozmowa z mediami wywarłaby według mnie wpływ na zgoła co innego, ale z końcówką pańskiej wypowiedzi wyjątkowo w pełni się zgadzam — ocenił zimno earl.

— Co konkretnie chce pan wiedzieć? — warknął Janacek.

— Jej Wysokość — powiedział z naciskiem White Ha-ven — pragnie dowiedzieć się, jaka będzie oficjalna reakcja Admiralicji na informacje o niespodziewanej aktywności Marynarki Republiki w Konfederacji Silesiańskiej, otrzymane od admirał Harrington.

— Oficjalne stanowisko Admiralicji jest takie, że raport dowódcy stacji Sidemore zawiera zdecydowanie zbyt mało informacji, by na jego podstawie można było wyciągnąć jakiekolwiek jednoznaczne wnioski.

— Przepraszam, że jak?! — zdumiał się White Haven, omal ponownie nie tracąc panowania nad sobą.

— Wszystko, co wiemy i co wie admirał Harrington, to to, że jeden niszczyciel Marynarki Republiki zaatakował lub został zaatakowany przez okręt pomocniczy Marynarki Konfederacji dowodzony przez pozostającego od kilkudziesięciu lat bez przydziału za niedopełnienie obowiązków oficera Royal Manticoran Navy. Cała załoga niszczyciela została zmasakrowana, okręt zniszczony, a kapitan tejże jednostki pomocniczej wręczył dowódcy stacji Sidemore fragmentaryczne dane, które ponoć zostały zgrane z systemu komputerowego wraku niszczyciela przed ostatecznym jego zniszczeniem — wyrecytował Janacek.

White Haven przyglądał mu się przez długą chwilę, jakby na moment odebrało mu dar wymowy. Potem otrząsnął się z szoku i spytał, starannie dobierając słowa:

— Sugeruje pan, że admirał Bachfish sfabrykował wszystko sobie jedynie znanych pokrętnych powodów?

— Sugeruję tylko, że w tej chwili wiemy na pewno jedynie to, co powiedziałem. Nie znam żadnego powodu, dla którego Bachfish miałby cokolwiek fabrykować, ale to nie znaczy, że od ręki wykluczę taką możliwość. On od czterdziestu lat nie włożył munduru, a do jego zdjęcia został zmuszony. Spieprzył sprawę, będąc królewskim oficerem, i to w zadziwiająco podobnych okolicznościach, dlaczego więc nie miałby tego zrobić powtórnie. Nawet jeśli tak nie jest, bez wątpienia nadal mu żal, że jego kariera Wzięła w łeb, a to mogło spowodować, że uznano go za zdolnego do przeprowadzenia operacji dezinformacyjnej.

— Śmiem twierdzić, że to idiotyzm — zauważył z lodowatą uprzejmością White Haven. — Nikt przy zdrowych zmysłach nie posunąłby się tak daleko, by dać sobie odstrzelić obie nogi dla dodania autentyzmu takiemu przedsięwzięciu. Poza tym sztab księżnej Harrington zbadał zarówno zapisy komputerowe, jak i przesłuchał ocalonych z załogi niszczyciela ludzi, ocenił to wszystko i uznał za autentyczne.

— Tak. A admirał Harrington wysłała grupę wydzieloną do zbadania systemu, w którym miała niby stacjonować ta hipotetyczna Druga Flota, i nic nie znalazła, nieprawdaż?

— Co absolutnie niczego nie dowodzi, gdyż przebazowanie do zapasowej lokalizacji mogło nastąpić z różnych powodów. Jak choćby z uwagi na spóźnienie niszczyciela zniszczonego przez admirała Bachfisha.

— Oczywiście, że mogła. I dokładnie tak to sobie Theisman zaplanował: mieliśmy dojść właśnie do takich wniosków! — odpalił Janacek.

— Theisman?! Uważa pan, że poświęcił niszczyciel z całą załogą, by przekonać nas, że zamierza wznowić działania wojenne? I to na dodatek na obszarze Konfederacji?!

— Oczywiście, że nie! — prychnął pogardliwie Janacek. — Nie przewidywał straty niszczyciela! Spodziewał się, że zostanie on zauważony i ktoś poleci jego śladem. W jakim innym celu dwa niszczyciele tak ostentacyjnie siedziałyby na orbicie jedynej planety w sektorze, na której znajduje się misja dyplomatyczna Republiki? I to na dodatek w systemie regularnie patrolowanym przez nasze okręty?! Gdyby rzeczywiście zależało im na takim utrzymaniu wszystkiego w tajemnicy, znaleźliby inny sposób przesyłania wiadomości, choćby jednostkę kurierską, która nie wzbudziłaby żadnego zainteresowania.

— A po cóż mieliby dać się zauważyć i śledzić? — spytał White Haven mimo wszystko zafascynowany głupotą rozmówcy.

— By przekonać nas właśnie do tego, do czego przekonali admirał Harrington — wyjaśnił Janacek tonem, jakim mówi się do małych dzieci i bardzo głupich służących. — Nasze stosunki z Republiką pogarszają się cały czas, o czym obaj doskonale wiemy. A Theisman mimo wszystkich publicznych oświadczeń o możliwościach swojej nowej floty wie, że technicznie pozostaje ona daleko za naszą, nie jest więc taki pewien, że zdoła sobie z nami poradzić. Dlatego wysłał te dwa niszczyciele z zadaniem zwrócenia naszej uwagi, by przekonać nas, że wysłał duże siły zagrażające stacji Sidemore. Chce, żebyśmy wysłali tam posiłki i uszczuplili siły na krytycznym teatrze działań na wypadek, gdyby negocjacje pokojowe całkowicie zawiodły.

— Aha… — mruknął White Haven. — A jak te dwa niszczyciele miały nam to wszystko zasugerować?

— Dając się śledzić aż do stosownego systemu. Właśnie tak, jak to nastąpiło, tylko że śledzącym powinien być nasz okręt. Gdyby wszystko odbyło się zgodnie z planem, śledzony niszczyciel „nagle” zorientowałby się, co się dzieje, i uciekł całą naprzód w przeciwną stronę, niż leciał. Nasz okręt leciałby za nim dopóty, dopóki by go nie zgubił albo tamten nie wróciłby do systemu Horus „po nowe rozkazy”. W obu przypadkach admirał Harrington, gdy dowiedziałaby się o tym incydencie, wyciągnęłaby stosowne wnioski. Które zresztą wyciągnęła. Ponieważ niszczyciel był śledzony przez jednostkę wyglądającą na zwykły frachtowiec, silesiański dowódca tego niszczyciela uznał, że nadarzyła mu się jeszcze lepsza okazja do pełniejszej dezinformacji. Miał zamiar zatrzymać frachtowiec, wysłać na niego grupę abordażową, która byłaby stosownie gadatliwa, i zwolnić statek, zakazując mu kategorycznie pojawiania się w okolicy systemu Marsh. Naturalnie każdy silesiański kapitan natychmiast dostrzegłby okazję do zarobku i poleciał sprzedać te informacje admirał Harrington jak szybko by mógł.