Выбрать главу

— Nie wydaje mi się, by to było możliwe z politycznych względów — powiedział cicho Janacek. — Nie w tej chwili, bo jesteśmy w zbyt delikatnej pozycji wobec Republiki. Nawet jeśli nie byłoby to dokładnie tym, do zrobienia czego próbuje przekonać nas Theisman, byłoby to przyznanie się do słabości.

— Raczej przyznanie prawdy.

— To nie wchodzi w grę! — oznajmił zdecydowanie Janacek.

— W takim razie nie mam innego wyjścia, jak złożyć rezygnację ze stanowiska Pierwszego Lorda Przestrzeni.

Janarek kolejny raz wytrzeszczył na niego oczy.

— Żartujesz?! — wychrypiał.

— Obawiam się, że nie — odparł spokojnie Chakrabarti. — Nie będę udawał, że to rozwiązanie mnie cieszy, bo tak nie jest ale od miesięcy tłumaczę ci, że mamy zbyt wiele zadań i zbyt mało sił. Powinniśmy ograniczyć te pierwsze przez co dałoby się skoncentrować te drugie. Naprawdę żałuję także, że poparłem tak dużą redukcję sił naszej floty.

— Trochę na to za późno, nie sądzisz? — warknął Janacek. — Po szkodzie wszyscy mądrzy!

— Fakt, że za późno. I biorąc pod uwagę to, co wiedziałem, podejmując tę decyzję, teraz prawdopodobnie także bym tak postąpił. Chodzi mi w tej chwili o to, że przez to zredkowanie sił nie możemy nawet rozważać prowadzenia wojny na dwa fronty, a co dopiero ją prowadzić. A do tego dojdzie, jeśli postawimy się Imperium, a Republika zerwie negocjacje. A nie oszukujmy się: obie te ewentualności są wysoce prawdopodobne. Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru nie z własnej winy być odpowiedzialny za wpędzenie państwa w taką sytuację. Albo więc rząd przyzna mi rację i zmieni rozkazy dla księżnej Harrington, co pozwoliłoby nam wycofać okręty ze stacji Sidemore i wzmocnić siły tutaj, albo obawiam się, że będziesz zmuszony szukać nowego Pierwszego Lorda Przestrzeni.

— Ale…

— Nie ma „ale”, Edwardzie — przerwał mu zdecydowanie Chakrabarti. — Musimy skoncentrować siły. Albo odwołamy cały Zespół Wydzielony Trzydzieści Cztery, albo znajdziemy gdzieś jednostki do wzmocnienia sił stacjonujących w okupowanych systemach. Albo składam rezygnację.

— Nie mamy gdzie znaleźć tych jednostek!

— Jest jeszcze Marynarka Graysona — poinformował go rzeczowo Chakrabarti.

— Zwariowałeś?! Nie poproszę tej bandy bezczelnych prymitywów o pomoc!

— Wiem, że im nie ufasz i ich nie lubisz. Sam ich, cholera, nie lubię! Ale ich flota może wzmocnić naszą na tyle, by Republika poważnie się zastanowiła, czy chce atakować.

Janacek zacisnął szczęki i spojrzał na niego z wściekłością. Po porannej konfrontacji z White Havenem jeszcze nie doszedł do siebie. Pozostała po niej determinacja udowodnienia wszystkim i ostatecznie, że to przemądrzałe, świętoszkowate i nadęte gówno nie jest nieomylne. Jak i tego, że ani on, ani jego zasrana Salamandra nie będą rządzić Admiralicją, jak to było za czasów Mourncreek.

A teraz na dokładkę Chakrabarti chciał, żeby się płaszczyli przed Mayhewem i tym jego obsrańcem, admirałem Matthewsem. To nie Chakrabarti musiał mieć do czynienia z aroganckim prymitywem i nie on musiał go ustawić rufą do wiatru! Dlatego tak łatwo było mu proponować, żeby teraz błagali tych religijnych dzikusów o ratunek.

— A można wiedzieć, dlaczego tak nagle cię olśniło? — Spytał zimno.

— Wcale nie nagle. Nie rozgłaszałem możliwości poproszenia ich o pomoc i nie rozmawiałem z tobą, ale nie ukrywałem, że mamy za mało sił, a za dużo zadań. Raport Harrington po prostu zmobilizował mnie do działania, ale to rozwiązanie chodziło mi po głowie od dwóch czy trzech miesięcy. A utwierdziła mnie w jego słuszności admirał Kuzak, z którą regularnie koresponduję.

— Kuzak?! — Janacek prawie splunął.

Theodosia Kuzak była jedynym oficerem flagowym, którego chciał, a nie był w stanie się pozbyć. Musiał wybrać między nią a White Havenem, bo ci przeklęci mieszkańcy San Martin czcili ich jak bogów. White Haven ich wyzwolił, a Kuzak przez prawie dziesięć lat standardowych dowodziła flotą broniącą Trevor Star. Chciał ją odesłać na połowę pensji razem z jej drogim przyjacielem White Havenem, ale sprzeciwił się temu High Ridge, nie chcąc robić czegoś tak niepopularnego jak zwalnianie obu oficerów tak szanowanych przez obywateli San Martin, czyli de facto Królestwa.

— Tak, Kuzak — potwierdził spokojnie Chakrabarti. — To zresztą też jest powód, dla którego z tobą o tym nie rozmawiałem. Wiem, że wszystko, co spotyka się z jej aprobatą, ciebie wkurza i powoduje automatyczną negację. Tym razem ona ma rację: tkwimy po uszy w gównie. Jak się w nim znaleźliśmy, jest chwilowo nieważne, ważne jest, by znaleźć wyjście. Jeśli Grayson zgodzi się wzmocnić nasze siły, należy z tego jak najszybciej skorzystać.

— Nie — oznajmił nieco spokojniej, ale równie stanowczo Janacek. — I nie tylko dlatego, że nie ufam ani Graysonowi, ani Kuzak. Nie ufam i uważam, że mam ku temu poważne powódy. Ale nie o to teraz chodzi. Prośba o wzmocnienie przez jednostki Marynarki Graysona naszych sił w okupowanych systemach może zostać odebrana przez Republikę jako prowokacyjna.

— Co proszę?!

— A co myślisz? Proponujesz wzmocnienie sił we wszystkich spornych systemach. Jak inaczej mają to w tej sytuacji odebrać?

— Jeśli się poważnie nie mylę, to znacznie bardziej prowokacyjna była nota, którą im właśnie wysłaliśmy.

— To co innego. Dyplomacja to jedno, a ruchy wojsk to drugie — zaoponował Janacek. — To się rozróżnia i traktuje zupełnie inaczej.

— Nie sądzę, żebyśmy się w tej sprawie zgodzili — ocenił po chwili Chakrabarti. — Spytam cię więc raz jeszcze: wpłyniesz na premiera, żeby zmodyfikował podejście do Konfederacji tak, aby dało się sprowadzić Zespół Wydzielony Trzydzieści Cztery do domu, albo poprosisz Grayson o wzmocnienie naszych sił w okupowanych systemach?

— Nie!

— Cóż… — Chakrabarti wstał. — W takim razie składam rezygnację. Natychmiastową.

— Nie możesz tego zrobić!

— Mogę i właśnie zrobiłem.

— Będziesz skończony!

— Istnieje taka możliwość, ale uważam, że znacznie bardziej ucierpię, jeśli będę siedział bezczynnie, gdy wszystko się wali.

— Tak? — Janacek przyjrzał mu się nie tyle pogardliwie, ile bez śladu szacunku. — A przedyskutowałeś to ze szwagrem i kuzynem?

— A przedyskutowałem — przyznał Chakrabarti.

Janacek zamrugał gwałtownie, nie mogąc ukryć zaskoczenia.

— Nie bądź taki zdziwiony, nie tylko ty umiesz stosować dupochron — uśmiechnął się Chakrabarti. — Anahito używał mniej więcej tych samych argumentów co ty przed chwilą i poradził mi, żebym w ogóle z tobą nie rozmawiał, tylko robił, co mi każesz. Nie zaskoczył mnie, muszę przyznać. Natomiast Adam miał nieco odmienną opinię.

Janacek dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że gapi się na rozmówcę z otwartymi ustami, i czym prędzej je zamknął. Nie było to łatwe, bo zaskoczenie zaiste poczuł duże. Tego, że Akahito Fitzpatrick tak a nie ina czej doradzi kuzynowi, należało sie spodziewać jako że był jednym z najbliższych sojuszników politycznych High Ridge’a, i to od dziesięcioleci. Natomiast Adam Damakos powinien szwagrowi udzielić dokładnie takiej samej rady.