Выбрать главу

— Racja — przyznał posępnie White Haven.

— Nie podważam twojej logiki, Wesley, ale bardzo wątpię, by Republika zaatakowała nas w pierwszej fazie działań — powiedział zadziwiająco pewnym siebie tonem Benjamin.

— Dlaczego, Wasza Miłość? — spytał Matthews i nie zabrzmiało to jak wyzwanie.

— Bo od dobrych sześciu miesięcy męczą nas, jak mogą, żebyśmy tylko wystąpili z Sojuszu — wyjaśnił z kamienną miną Protektor.

White Haven wręcz podskoczył. Matthews wybałuszył oczy. A Paxton przyglądał się im obu spokojnie.

— Ich wysiłki się nie powiodły, Hamish — Benjamin uśmiechnął się leciutko. — I nie powiodą. Naturalnie słowem nie wspomnieli o wznowieniu walk, ale nie ulega wątpliwości, że od dłuższego czasu próbują rozbić Sojusz. Nie wiem, jak im poszło z pozostałymi członkami, wiem, że przynajmniej w jednym wypadku wygląda na to, że się uda… My w tej sprawie uprzejmie nie zajęliśmy dotąd stanowiska, ale jak zauważyłeś, nie wszczęliśmy też alarmu. Mam nadzieję, że uznali to za dowód brania pod uwagę w przyszłości każdej ewentualności. Mają ku temu podstawy, biorąc pod uwagę powszechnie znany stosunek High Ridge’a do nas i do pozostałych członków Sojuszu. I mogą liczyć na to, że jeśli nawet nie przejdziemy na ich stronę, to przynajmniej nie włączymy się do walki po stronie Królestwa natychmiast. Są to oczywiście rozważania teoretyczne, ale z tego wszystkiego, co zebrał wywiad i dyplomacja, wynika, że Pritchart i pozostali skupili uwagę na Królestwie i praktycznie tylko na Królestwie. Uważają, że pokonanie was jest jedynym sposobem odzyskania okupowanych systemów, i chcą to osiągnąć. Ale nie chcą walczyć z nikim innym. Prawdę mówiąc, myślę, że z Królestwem także nie chcą walczyć, tylko uznali, że nie mają innego wyjścia. Jeśli się nie mylę, to logiczne jest, iż z zachwytem przyjmą neutralną postawę każdego członka Sojuszu. A aby ktoś mógł ją zająć, nie może zostać zaatakowany w początkowej fazie działań. Ani on, ani żaden inny członek Sojuszu poza Królestwem Manticore. Brutalna prawda zaś jest taka, Hamish, że po tym, jak nas wszystkich przez te lata traktował High Ridge, niejedno państwo wchodzące w skład Sojuszu będzie miało ochotę tak właśnie postąpić. Jest też druga sprawa: Theisman rozbudował flotę poważnie, ale nie dysponuje nieograniczoną liczbą okrętów, zwłaszcza nowego typu. Skoro znaczną ich część wysłał do Konfederacji, a wiele na to wskazuje, to nie wystarczy mu sił, by równocześnie zdobyć Trevor Star i Yeltsin. Trevor Star to jego główny cel, a jest zbyt dobrym taktykiem, by ryzykować atak na nas, dopóki nie będzie pewien, że ma na tyle przeważające siły, by odnieść sukces. A teraz na pewno nie ma ich dość, by żywić to przekonanie.

— I jeśli nie będzie wiedział, że wysłaliśmy posiłki Trzeciej Flocie, zdania nie zmieni — powiedział powoli Matthews.

— Właśnie — Benjamin uśmiechnął się szerzej.

— Jeśli High Ridge czy Janacek nie poproszą o pomoc, to skąd pewność, że ją przyjmą? — spytał White Haven.

— A kto powiedział, że ja zamierzam im cokolwiek zaproponować? — spytał uprzejmie Benjamin i parsknął śmiechem na widok miny Hamisha. — Po pierwsze, mam dość traktowania ich jak śmierdzących jaj i czekania, aż wpadną na to, czym się myśli, a czym sra. Po drugie, dawać i prosić to grzech. Po trzecie, jeśli wystosuję taką formalną ofertę wysłania części floty, żeby wyciągała za Królestwo kasztany z ognia, pożar w burdelu będzie cichą mszą w porównaniu z tym, co się zacznie na Konklawe. A raczej w obu izbach. Nie, mój drogi, jeśli zdecyduję się wysłać wsparcie dla Trzeciej Floty, nie będę nikogo o nic pytał, tylko to zrobię.

White Haven dopiero w tym momencie uświadomił sobie, że zdążył zapomnieć, o ile więcej władzy niż Królowa ma Protektor.

— No dobrze — odezwał się Matthews, trąc z namysłem podbródek. — A jak one tam dotrą? Kilka dni, góra tygodnia, będzie potrzeba na zorganizowanie i zaplanowanie czegoś takiego, a od Trevor Star dzieli nas ponad sto pięćdziesiąt lat świetlnych, czyli przelot zajmie ponad trzy tygodnie. Mamy miesiąc czy Republika zaatakuje szybciej?

— Nie wiem, ale nie zakładałbym, że mamy ten miesiąc — przyznał White Haven. — Jeśli już skończyli zajmowanie pozycji wyjściowych, co sugeruje ich obecność w Konfederacji, to nie mamy.

— Załóżmy więc, że nie mamy, tak będzie bezpieczniej — ocenił Benjamin. — Podróż nie potrwa dwóch tygodni, Wesley. Użyjemy Manticore Junction.

— Jak?! — zdumiał się White Haven. — Jeśli High Ridge i Janacek nie poproszą o pomoc, to skąd pewność, że pozwolą wam na tranzyt, i to na oczach wszystkich? Nie dość, że uznają to za upokorzenie, to jeśli uważają, że wzmocnienie Trzeciej Floty królewskimi okrętami będzie prowokacją, co powiedzą o graysońskich!

— Coś ci powiem, Hamish — Protektor uśmiechnął się złośliwie. — Gówno mnie obchodzi, czy im się to będzie podobało, a ich upokorzenie sprawi mi czystą satysfakcję. I nie zamierzam ich o nic prosić, bo zgodnie z artykułem dwunastym Karty Sojuszu każdy należący do tegoż Sojuszu ma wolny i nieograniczony dostęp do Manticore Junction, jeśli chodzi o tranzyt okrętów. Jeżeli przyjdzie mi ochota wysłać przez Manticore Junction całą Marynarkę Graysona, to mam do tego prawo i lepiej, żeby nikt nie próbował mi w tym przeszkodzić. Natomiast jeśli będą na tyle głupi, by jednak to zrobić, cała przyjemność po mojej stronie.

* * *

— Nie wierzę! — oznajmiła Eloise Pritchart, patrząc wrogo na wydruk. — Co za załgana banda bezczelnych chamów! Jak oni śmieli przysłać nam coś takiego?!

— Cóż, też nie spodziewałem się czegoś podobnego — przyznał Giancola — ale…

— Nie ma „ale”! — warknęła Pritchart. — W najbardziej chamski sposób okłamali obywateli swoich i naszych!

Theisman był prawie równie wściekły jak ona, ale znacznie lepiej nad sobą panował.

— Nie rozumiem — przyznał LePic. — Dlaczego zrobili coś takiego? Powiedzieliśmy im, że nasze żądania terytorialne nie obejmują Trevor Star. Dosłownie tak to napisaliśmy.

Theisman przytaknął, bo w pełni podzielał jego zaskoczenie. Nie pojmował dlaczego, skoro Republika w poprzedniej nocie wyraźnie wyraziła gotowość wyrzeczenia się wszelkich praw do Trevor Star, rząd Królestwa w następnej groził wycofaniem się z rozmów, jako powód podając, że nie zgodzi się na to, by Republika ten system zatrzymała, i żądał zrzeczenia się przez nią wszelkich praw do Trevor Star.

— Czy mogli nas źle zrozumieć? — spytał niepewnie Walter Sanderson.

— Jak nawet taki przygłup jak High Ridge mógł źle zrozumieć coś tak prostego?! — prychnęła Pritchart i zaczęła grzebać w teczce z wydrukami. — O, jest! Cytuję: „W odpowiedzi na prośbę o wyjaśnienie statusu systemu Trevor Star Republika oznajmia, że nie rości sobie praw do tego systemu”. Koniec cytatu. Nie rości, Walter! Jak można to prościej i jaśniej napisać?!

I rzuciła wydruk na stół.

Sanderson jedynie potrząsnął głową jak ktoś trafiony pięścią w podbródek.

— Obawiam się, że jest tylko jedno wytłumaczenie — odezwał się Tony Nesbitt, a gdy wszyscy spojrzeli na niego, dodał: — To oczywiste i celowe kłamstwo. O pomyłce czy niezrozumieniu nie może być mowy. Próbują zwalić na nas odpowiedzialność za fiasko negocjacji, a jedynym powodem tego postępowania, jak widzę, jest to, że oni chcą zerwać rozmowy, ale równocześnie przekonać obywateli i resztę galaktyki, że to nasza wina.