Выбрать главу

— I co mieliby nadzieję w ten sposób osiągnąć? — spytała Hanriot, ale bez zwykłej podejrzliwości i sceptycyzmu, z którym traktowała wywody Nesbitta ciągle podejrzewającego Królestwo Manticore o wszystko, co najgorsze.

— To przecież oczywiste, Rachel. Oni nie chcą tylko Trevor Star, oni chcą wszystkich okupowanych systemów — odparł zwięźle Nesbitt. — Trevor Star to tylko pretekst.

— Sądzę, że możemy wyciągać nieco zbyt pochopne wnioski — powiedział niespodziewanie Giancola. — Nie próbuję minimalizować rażącej różnicy między tym, co im powiedzieliśmy, a tym, co próbują powiedzieć, że im powiedzieliśmy. Zawsze nieufnie pochodziłem do ich ostatecznych celów i zamiarów, ale dajmy sobie chwilę na złapanie oddechu i uspokojenie emocji.

— Trochę za późno bawić sie w głos rozsądku, Arnold — oceniła kwaśno Pritchart. — Zwłaszcza po czymś takim.

I uderzyła otwartą dłonią w leżący na blacie wydruk, co zabrzmiało jak wystrzał.

— Zawsze jest czas, by dopuścić rozsądek do głosu, pani prezydent — sprzeciwił się Giancola. — To jest właśnie najważniejsza zasada dyplomacji. Nie musimy przecież natychmiast odpowiadać; nikt poza rządem i ambasadorem Grosclaude’em nie zna treści tej noty. Jeśli utrzymamy ją w tajemnicy, nie dojdzie do publicznego wzburzenia, a my będziemy mieli czas, żeby się uspokoić i zastanowić, co dalej.

— Nie będziemy — stwierdziła zwięźle Pritchart.

Coś w jej głosie spowodowało, że uśmiech Giancoli nieco stężał.

— Pani prezydent…

— Wiem o niepisanej umowie wzajemnego przestrzegania tajności oficjalnych pism dyplomatycznych — przerwała mu stanowczo Pritchart. — Ta zasada właśnie przestała obowiązywać.

— Pani prezydent…

— Powiedziałam, że przestała obowiązywać! I radziłabym ci zacząć słuchać nie tylko, że mówię ale i tego, co mówię! Jedynym powodem, dla którego napisali to kłamstwo, jest uzasadnienie scenariusza, który przedstawił Tony. A to oznacza, że w którymś momencie już po zaatakowaniu nas chcą opublikować ich wersję korespondencji dyplomatycznej między nami. Sądząc z tego świstka, nie będzie ona zbyt podobna do rzeczywistej. Prędzej mnie szlag trafi, niż na to pozwolę! Pierwsi opublikujemy prawdziwą wersję tej korespondencji!

Giancola z trudem przełknął ślinę — sprawy toczyły się szybciej, niż przewidywał. Decyzja Pritchart co prawda nie była niespodziewana, ale nie sądził, że podejmie ją już teraz. Niepokoiło go co prawda, że gdy obie strony opublikują to, co mają, wyjdą na jaw niezgodności w treści i formie, ale zaldadał, że nastąpi to w momencie takiego wzrostu napięcia, że każda ze stron będzie przekonana, iż dokonała zmiar. druga, by wspomóc swe terytorialne ambicje i uzasadnić taką a nie inną postawę w negocjacjach. Zarówno on, jak i Grosclaude dopilnowali, by wszystkie zarchiwizowane kopie wysłanych not były kopiami wersji zaakceptowanych przez Eloise Pritchart.

Nie liczył się natomiast zupełnie z tym, że Pritchart zdecyduje się już działać ani też że się do tego stopnia wścieknie. Było to wyjątkowo głupie z jego strony, ale zdał sobie z tego sprawę dopiero teraz. Dał się zwieść temu, że cały czas zachowywała taki spokój i opanowanie, i liczył na to, że nadal tak będzie. Liczył na jeszcze jedną wymianę pism, w której załagodziłby napięcie wywołane sprawą Trevor Star. Ale planując to, zapomniał o jednej rzeczy — o tym, że Eloise Pritchart, nim została prezydentem, a nawet nim stała się towarzyszką komisarz, dowodziła Brygadą Delta i była jednym z trzech najlepszych dowódców najskuteczniejszego ruchu partyzanckiego w dziejach Legislatorów. Przed zamachem Pierre’a naturalnie. Poczuł nagle lodowaty strach, gdy uświadomił sobie, jaka będzie reakcja kogoś takiego na zorganizowaną przez niego „prowokację” ze strony Królestwa.

Jaka musi być reakcja…

— Jeśli o mnie chodzi — oznajmiła nie znoszącym sprzeciwu tonem Pritchart — ten stek kłamstw jest równoznaczny z zerwaniem rozmów. Zamierzam przedstawić sprawę Kongresowi na połączonej sesji obu izb i w związku z oczywistą nieuczciwością Królestwa Manticore planującego na stale zaanektować okupowane planety wraz z naszymi obywatelami niezależnie od tego, czego ci obywatele by sobie życzyli, ogłosić zamiar wznowienia operacji wojskowych!

ROZDZIAŁ L

— Dobry wieczór, lady North Hollow. Miło mi, że znalazła pani czas, by mnie odwiedzić.

— Cała przyjemność po mojej stronie: zaproszenie bardzo mnie ucieszyło — odparła z nienaganną uprzejmością Georgia Young, wchodząc za służącym do olbrzymiego salonu.

Nawet jak na apartament w Landing, gdzie miejsca było pod dostatkiem, pokój był imponujący. Fakt: mniejszy niż, dajmy na to, Zielony Salon w rezydencji earla Tor, ale niewiele. Tak na oko miał ze trzy tysiące metrów kwadratowych. No i znajdował się w najdroższej wieży mieszkalnej w mieście.

Jak na plebejuszkę były to całkiem niezgorsze warunki mieszkaniowe, co Georgia w duchu przyznała uczciwie, podając służącemu z łaskawym uśmiechem szyty na miarę płaszczyk. Wziął go, rewanżując się uśmiechem, co omal nie spowodowało pełnego zdumienia uniesienia brwi gościa. Dobrze wyszkolony zawodowy służący nie uśmiechał się ani nie stroił w ogóle żadnych min do gości, a ten zachowywał się jak doskonale wyuczony. Ale w tym uśmiechu było coś jeszcze… coś dziwnego, czego do końca nie potrafiła nazwać.

Służący skłonił się i wycofał z salonu, a Georgia wzięła się w garść. Może i w jego uśmiechu było coś niezwykłego, a może tylko to sobie wyobrażała, bo choć nie miała podobnego zwyczaju, popołudnie było wystarczająco niezwykłe, by każdego szanującego się intryganta i specjalistę od brudnej roboty Zjednoczenia Konserwatywnego wytrącić z równowagi. Specjalistkę też. Ponownie zastanowiła się, czy nie powinna poinformować High Ridge’a o zaproszeniu, nim je przyjęła, i ponownie zdecydowała, że nie. Błędem byłoby przekonanie go, że potrzebuje zgody na każdy swój krok, ale jeszcze większym byłoby doprowadzenie samej siebie do tego przekonania.

— Proszę usiąść — zaprosiła ją gospodyni. — Coś do picia? Herbatę? A może coś mocniejszego?

— Serdeczne dzięki, ale nie — odparła, siadając w nader wygodnym fotelu dostosowującym kształt do figury gości. — Pani zaproszenie niezwykle mnie ucieszyło, ale i zaskoczyło, milady. A ponieważ było całkowitą niespodzianką, niestety nie mam zbyt wiele czasu, bo oboje z ear-lem bierzemy dziś udział w dobroczynnej kolacji na zaproszenie premiera. Jestem pewna, że wybaczy mi pani tę szczerość, gdyż biorąc pod uwagę, jak niespodziewane było pani zaproszenie, raczej wątpię, by spowodowane zostało względami towarzyskimi.

— Oczywiście, że pani wybaczę — gospodyni uśmiechnęła się promiennie. — Jak pani zapewne słyszała, sama bywam szczera aż do bólu. Obawiam się też, że z moimi manierami nie jest najlepiej, co niegdyś wpędzało rodzi-cieli w depresję, ale chciałam przypomnieć, że już nie musi się pani do mnie zwracać, „milady”, milady. Obawiam się, że teraz jestem zwykłą, prostą Cathy Montaigne.

— Przed poślubieniem Stefana — przyznała Georgia z kolejnym łaskawym uśmiechem — byłam zwykłą i prostą Georgią Sakristos, może więc darujemy sobie obie tytułowanie?

— Świetne rozwiązanie — zachichotała Montaigne. — I jakie dyplomatyczne!