Выбрать главу

Georgia zaś zastanawiała się, co wprawiło ją w tak doskonały humor. Było to o tyle dziwne, że według informacji, jakie zebrała o byłej hrabinie Tor, była najgroźniejsza, gdy się uśmiechała.

— Skoro mowa o dyplomacji, chciałabym skorzystać z okazji i pogratulować wyboru do Izby Gmin. I popularności, jaką pani tam zdobywa. Mam nadzieję, że mi pani wybaczy, iż nie powtórzę tych gratulacji publicznie, ale ani Stefan, ani premier by mi tego nie wybaczyli. A hrabina New Kiev zrobiłaby scenę jak nic.

— Tego jestem pewna — potwierdziła z szerokim uśmiechem gospodyni. — Prawdę mówiąc, czasami się zastanawiam jak bardzo muszę irytować ich oboje. To znaczy troje, wliczając pani męża. Oczywiście zupełnie inną sprawą jest to, czy ktokolwiek się z nim liczy. Łącznie z panią.

— Przepraszam? — Georgia usiadła prosto na tyle szybko, na ile pozwolił na to fotel.

W jej głosie było zaskoczenie i ślad gniewu, ale także nie planowana odrobina niepokoju psująca efekt. Zaczęła bowiem podejrzewać, że szampański humor Montaigne może rzeczywiście być bardzo złym znakiem.

— O, przepraszam — Cathy doskonale udała szczerość. — Mówiłam, że moje maniery pozostawiają sporo do życzenia, prawda? Po prostu chciałam powiedzieć, że w kręgach politycznych powszechnie wiadomo, że earl bardzo polega na pani… nazwijmy to, radach. Nie będę używała określenia „tańczy, jak mu pani zagra”, bo jest ono dość wyświechtane, ale nikt w Landing nie ma wątpliwości, że earl North Hollow postępuje według pani wskazówek.

— Stefan ma do mnie zaufanie — powiedziała Georgia tonem urażonej godności. — I prawdą jest, że od czasu do czasu mu doradzam, w czym nie ma nic niewłaściwego, zwłaszcza biorąc pod uwagę moją pozycję w Zjednoczeniu Konserwatywnym.

— Och, nie miałam zamiaru sugerować, że jest w tym coś niewłaściwego! — Montaigne błysnęła zębami w uśmiechu. — Chciałam tylko ustalić, że zajmuje pani znacznie ważniejsze miejsce w obecnym rządzie, niż mogłoby na to wskazywać oficjalne stanowisko.

— Cóż, przyznam, że mam trochę większy wpływ na to, co się dzieje, niż może to wyglądać dla kogoś z zewnątrz. — Georgia przyjrzała się jej z namysłem. — Sądzę, że pod tym względem jestem podobna do, powiedzmy… kapitana Zilwickiego.

— Touchel — zielone oczy gospodyni zabłysły. — Doskonałe trafienie. Prawie jak nożem w plecy!

— Mam nadzieję, że mi pani wybaczy, ale Zjednoczenie Konserwatywne zebrało o pani sporo informacji od czasu, gdy została pani wybrana do Izby Gmin. Po otrzymaniu pani zaproszenia pozwoliłam sobie je przejrzeć. Między innymi dowiedziałam się, że ma pani zwyczaj nazywać rzeczy po imieniu. Coraz bardziej się z tym zgadzam.

— Cóż, niemiło byłoby rozczarowywać dobrze opłacanych analityków ciężko pracujących dla Zjednoczenia, nieprawdaż?

— Prawdaż. A może byśmy tak schowały broń i przeszły do prawdziwego celu tego zaproszenia. Obojętne jaki by on nie był?

— Naturalnie. Kolacja charytatywna — uśmiechnęła się Montaigne i nacisnęła jakiś przycisk komunikatora zamaskowanego jako drogi zabytkowy zegarek. — Żarty się skończyły, Anton. Bądź uprzejmy do nas dołączyć.

Georgia uniosła brwi, ale nie odezwała się słowem. Po paru sekundach otworzyły się drzwi ukryte za rzeźbą świetlną i do salonu wszedł Anton Zilwicki.

Georgia przyjrzała mu się ze starannie ukrywanym zainteresowaniem. Zbierała o nim informacje, odkąd powrócił z Montaigne z Ziemi, a zdwoiła wysiłki od chwili, gdy hrabina Tor stanęła do wyborów. I im więcej się dowiadywała, tym większe wrażenie to na niej robiło. Podejrzewała, że pomysł ze zrzeczeniem się tytułu i dostaniem się do Izby Gmin był właśnie autorstwa Zilwickiego, cieszącego się zasłużoną opinią nieortodoksyjnego w podejściu do wielu spraw. Nie miała też wątpliwości, że ci dwoje stanowią groźny zespół.

Nie dla niej osobiście, ale była prawie pewna, że w ciągu góra dwóch lat standardowych będzie miała okazję przekonać się o tym na własnej skórze New Kiev.

Natomiast była to pierwsza okazja, by obejrzeć Zilwickiego na żywo, i musiała przyznać, że robił imponujące wrażenie. Co prawda nikt go nigdy nie nazwie przystojniakiem, ale też nikt mający choć odrobinę instynktu samozachowawczego nie nazwie go w żaden obraźliwy sposób, będąc w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Prawie parsknęła śmiechem, wyobrażając sobie minę Stefana zamkniętego w jednym pokoju z lekko poirytowanym Zilwickim. W sumie jednak wesoło jej nie było, bo nie miała wątpliwości, że zaczyna się zasadnicza część wizyty, czyli zapraszający przechodzą do rzeczy.

Nie starali się tego zresztą ukryć.

— Lady North Hollow, proszę pozwolić sobie przedstawić kapitana Zilwickiego — Montaigne dokonała prezentacji prawie w szampańskim humorze.

— Kapitanie — Georgia skinęła mu głową i jawnie przyjrzała mu się z ciekawością. — Cieszy się pan dużą sławą.

— Podobnie jak pani — odparł dudniącym basem.

— Cóż, sądzę, że pańska obecność, kapitanie, świadczy o tym, że przejdziemy do kwestii politycznych, i to niekoniecznie jawnych. Tego bym się na przykład spodziewała po zaproszeniu od pana na podobne spotkanie.

— Nie powiem, żebym się czuł zaszczycony porównaniem — ocenił Zilwicki. — Natomiast kiedy ma się do czynienia z zawodowcem, od razu widać pewne zalety. Choćby bezpośredniość.

— Nie widzę sensu w marnowaniu czasu, gdy nie służy to osiągnięciu taktycznej przewagi — przyznała Georgia.

— Znaczy się jestem ci winna pięć dolarów, Anton — stwierdziła niespodziewanie Montaigne, a widząc, zdziwione spojrzenie gościa, wyjaśniła: — Założył się ze mną, że od razu przejdzie pani do sedna, i jak widać, wygrał. Mam zaprosić Isaaca?

Pytanie skierowane było do Zilwickiego.

— Wątpię, by to było konieczne — odparł z uśmiechem.

Ale jak Georgia zauważyła, uśmiech nie sięgnął oczu.

A Zilwicki ani na moment nie spuścił z niej wzroku i musiała przyznać, że było to wyjątkowo ciężkie spojrzenie.

— Zaprosiliśmy tu panią — oznajmił po chwili ciszy — by pani coś zaproponować. Mianowicie pewną okazję, którą uważam, że rozsądnie byłoby wykorzystać.

— Okazję? — spytała spokojnie. — Do czego?

— Okazję do wycofania się z polityki i opuszczenia Gwiezdnego Królestwa — odparła Montaigne bez śladu wesołości.

— Przepraszam? — Georgia nie wytrzeszczyła na nią oczu, co nie przyszło jej łatwo.

— To naprawdę wyjątkowa okazja — poinformowała ją chłodno Montaigne. — Zwłaszcza opuszczenie Królestwa. Radziłabym zrobić to, nie zostawiając po sobie śladów. Jeśli osiągniemy porozumienie, jesteśmy gotowi dać ci na to trzy dni… Elaine.

Georgia już otwierała usta do ostrej riposty, gdy padło to imię. Zamknęła je z trzaskiem i poczuła nagły chłód. Natychmiast przeniosła wzrok na Zilwickiego, bo Montaigne na politycznej arenie mogła być niezwykle groźna, ale wszędzie indziej to on był śmiertelnie niebezpieczny. Poza tym nie ulegało wątpliwości, kto uzyskał te informacje. Przemknęło jej przez myśl, by się wyłgać, alp zrezygnowała z tego — Zilwicki cieszył się reputacją zbyt kompetentnego i dokładnego, by nie być pewnym informacji, których zdecydował się użyć.

— Rozumiem — powiedziała, zmuszając się do spokoju. — Od długiego czasu nie słyszałam tego imienia i jestem zmuszona wam pogratulować. Tylko obawiam się, że nie rozumiem tak do końca, dlaczego uważacie, że możecie dzięki temu przekonać mnie do opuszczenia Królestwa, i to bez pozostawiania śladów.