Protesty były energiczne, głośne i pomysłowe, szczególnie pod względem wyzwisk, ale co do jednego nieskuteczne. Dalipagic nawet ich rozumiała, ale to niczego nie zmieniało — procedurę wymyślono tak, by wszystkim zapewnić maksymalne bezpieczeństwo, i nie było od niej wyjątków.
Tłumaczyła to właśnie wyjątkowo bezczelnemu kapitanowi solarnego frachtowca, starając się nie przekroczyć ram zawodowej uprzejmości, gdy obraz na głównym ekranie nawigacyjnym ponownie uległ zmianie. Czerwone symbole nie zidentyfikowanych okrętów zmieniły się w zielone oznaczające okręty własne, a obok każdego pojawiły się stosowne informacje.
Wszystkie okręty należały do Marynarki Graysona.
A to w opinii komandor porucznik Dalipagic powodowało, że sytuacja stała się naprawdę interesująca.
— Nie obchodzi mnie to! — warknął admirał Stokes. — Nie możecie według własnego widzimisię ładować się przez mój terminal, rozpieprzając mi w diabły cały rozkład lotów!
— Obawiam się, że możemy — odparł z niezmąconym spokojem admirał Niall MacDonnell. — Zgodnie z Kartą Sojuszu jednostki Marynarki Graysona mają prawo do nielimitowanego i nieograniczonego dostępu do wszystkich terminali Manticore Wormhole Junction, z którego to prawa mam zamiar skorzystać. Moja wiadomość do pana zawiera stosowne powołanie się na artykuł dwunasty punkt siedem paragraf C.
— Nie skorzysta pan z niczego, bo wcześniej nie zostało to uzgodnione! — warknął dowódca Służby Astro Kontrolnej, patrząc wściekłym wzrokiem na widocznego na ekranie rozmówcę.
— Wręcz przeciwnie — ton MacDonnella pozostał spokojny i nieugięty. — Karta wyraźnie gwarantuje wszystkim członkom Sojuszu prawo do niezapowiedzianych, alarmowych tranzytów.
— Alarmowych! — podkreślił Stokes. — A nie dla jakichś tam głupich manewrów! Nie pozwolę panu spieprzyć całego dnia ruchu tranzytowego w imię treningowych fanaberii, admirale!
— Pozwolisz, Allen — rozległ się inny glos.
I Stokes zamarł z otwartymi ustami.
A potem zamknął je ze słyszalnym trzaskiem, gdy na ekranie pojawił się drugi oficer, wchodząc w zasięg obiektywu kamery. Ten także był pełnym admirałem, tyle że miał na sobie czarno-złoty uniform Royal Manticoran Navy, a nie błękitno-granatowy Marynarki Graysona. Miał też lodowate, błękitne oczy i uśmiechnął się lekko, widząc osłupienie Stokesa.
— Admirał MacDonnell — powiedział Hamish Alexander zimno i wyraźnie — otrzymał rozkazy bezpośrednio od Protektora Benjamina. Prosi o instrukcję umożliwiającą tranzyt zgodnie z artykułem piątym Karty stanowiącej podstawę Sojuszu. Jeśli tego potrzebujesz, prześlę ci niezwłocznie stosowny fragment do sprawdzenia, ale pierwsze jednostki jego zespołu wydzielonego za dwanaście minut dotrą do terminala i będą spodziewać się natychmiastowego tranzytu do Trevor Star. Jeśli nie otrzymają priorytetowych wektorów podejścia, sądzę, że reperkusje będą… interesujące.
Twarz Stokesa przybrała barwę intrygująco zbliżoną do buraka. Jego awans na dowódcę stacji Astro Kontrolnej zbiegł się z przejęciem funkcji premiera przez barona High Ridge’a nieprzypadkowo. Choć bowiem Królewska Służba Astro Kontrolna była organizacją cywilną, mimo wojskowej struktury i stopni podlegała ministerstwu handlu, a Stokes był wieloletnim sojusznikiem North Hollowa. I jak wszyscy oni nie cieszył się specjalnie dobrą opinią u earla White Haven, który zresztą nawet nie próbował tego ukrywać.
— Posłuchaj no! Gówno mnie to obchodzi! Chcecie dokonać tranzytu, proszę bardzo, ale poczekacie w kolejce jak wszyscy! — warknął Stokes, tracąc resztki dobrych manier.
— Dokonamy tranzytu natychmiast po dotarciu do terminala — odparł zimno White Haven — albo jutro o tej porze Descroix znajdzie na biurku formalny protest od Protektora Benjamina. Admirał MacDonnell ma go ze sobą na wszelki wypadek. Do protestu dołączony będzie raport admirała MacDonnella z wytłuszczonymi nazwiskami oficerów królewskiej Służby Astro Kontrolnej, którzy odmówili honorowania zobowiązań Gwiezdnego Królestwa Manticore wynikających z traktatu założycielskiego Sojuszu. Traktatu, z którego Protektor gotów jest się wycofać, jeśli Gwiezdne Królestwo uznaje, że przestrzeganie wynikających z niego zobowiązań, jakie na siebie wzięło, jest zbyt kłopotliwe. Zgadnij, czyje nazwisko będzie pierwsze na liście admirała MacDonnella?
Twarz Stokesa stężała i gwałtownie zaczęła tracić buraczkowy odcień, przechodząc w znacznie mniej widowiskową trupią bladość z domieszką zieleni. Stacja znajdowała się o 412 minut świetlnych od Manticore A, a sama planeta na dodatek znajdowała się po przeciwnej stronie gwiazdy, nie dość że kolejne dwanaście minut świetlnych dalej, to jeszcze przez nią zasłonięta. Stacja została naturalnie wyposażona w system łączności grawitacyjnej, gdy tylko stało się to możliwe, a na taką odległość zbudowano system przekaźników, dzięki czemu odległość między Stokesem a stolicą nie powodowała opóźnień, ale to stanowiło dla niego niewielką pociechę.
Niezależnie bowiem od tego, jak szybko wiadomość dotrze do Landing, spowoduje nieuniknione zamieszanie wywołane konsternacją. Nikt bowiem nie będzie chciał ryzykować podjęcia decyzji bez sprawdzenia treści traktatu, otrzymania wytycznych od bezpośredniego przełożonego i zasięgnięcia opinii trzech różnych prawników. A jak go właśnie poinformował White Haven, pierwsze okręty graysońskie dotrą do terminala za nieco więcej niż dziesięć minut. Oznaczało to, że nikt nie zdoła za niego podjąć jakiejkolwiek decyzji.
Na dodatek Stokes miał pewność, że tak Stefan Young, jak i sir Edward Janacek dostaną szału, ledwie się o wszystkim dowiedzą, i znaczną część tej wściekłości wyładują na pechowcu, który udzielił graysońskim okrętom zgody na tranzyt. Czyli na nim. Wiedział też, że jeśli takiej zgody nie udzieli, a White Haven powiedział prawdę o proteście Protektora, konsekwencje dla jego własnej kariery będą jeszcze gorsze. Bo cokolwiek by Janacek sądził o wartości Graysona jako członka Sojuszu, ani on, ani High Ridge, a tym bardziej North Hollow nie mieli zamiaru doprowadzić do wycofania się z niego Graysona. Tym bardziej w sytuacji, gdy napięcie stosunków dyplomatycznych pomiędzy Królestwem a Republiką Haven było najwyższe od czasu zakończenia walk. Jeśli więc odmówi MacDonnellowi prawa do tranzytu i spowoduje poważny incydent dyplomatyczny z Graysonem, może mieć pewność, że stanie się kozłem ofiarnym.
Odetchnął głęboko i spojrzał wrogo na White Havena, ale był to tylko wyraz bezsilności. I było to widać.
— Ostrzegam, że to aroganckie i nieuzasadnione zakłócenie normalnego ruchu zostanie oprotestowane na najwyższym szczeblu — oznajmił z taką godnością, na jaką mógł się zdobyć. — Istnieją przecież właściwe procedury, które sojusznicy winni zachowywać choćby ze względów grzecznościowych. Nie chcę jednakże stać się winnym incydentu dyplomatycznego, toteż z ostrym formalnym protestem, ale dam waszym jednostkom prawo natychmiastowego tranzytu. Stokes, bez odbioru.
Twarz Stokesa zniknęła z ekranu łącznościowego, Hamish Alexander uśmiechnął się szeroko do Nialla MacDonnella i skomentował: