Выбрать главу

Powstrzymała się w ostatniej chwili — była najmłodszym dowódcą dywizjonu w skrzydle i wiedziała, jak al-Salil zareaguje. Albo będzie marnował czas na głupią dyskusję, w wyniku której każe jej się zamknąć, albo pozbawi ją dowództwa i zostawi na stacji. Nie miała ochoty ani na jedno, ani na drugie.

— Beny, na moją odpowiedzialność zmień zestaw amunicyjny — poleciła zwięźle, a widząc jego minę, dodała: — Jeśli się pospieszymy, zdążymy. Użyj częstotliwości dywizjonu. Chcę, żeby wszystkie maszyny dostały zestaw Lima Roger 2. Gdyby ktoś z obsługi miał jakieś pytania, przełącz go na mnie.

— Aye, aye, ma’am — potwierdził Benedict.

Zestaw Lima Eoger 2, czyli Long-Ranges No. 2, nie był idealny, ale przynajmniej dawał szansę przebicia się przez obronę antyrakietową okrętu liniowego z dużej odległości. Został dobrany tak, by pomóc kutrom atakować okręty liniowe poza zasięgiem ognia wspierającego własnych jednostek. Dlatego sporo rakiet posiadało głowice zawierające zagłuszacze, cele pozorne i inne środki wojny radioelektronicznej.

Nie było to wiele, ale tyle tylko mogła zrobić, by pomóc swoim załogom jak najlepiej wykonać zadanie w tych okolicznościach.

— Przeładunek rakiet zostanie zakończony za niecałe dziewięć minut, ma’am — zameldował Benedict. — Do startu pozostało nam jedenaście i pół minuty. Na styk, ale się udało.

— Doskonale — pochwaliła go, uszczelniając skafander. — Kapitan al-Salil zareagował w jakikolwiek sposób?

— Nie, ma’am — odparł boleśnie neutralnym tonem Benedict.

Flanagan prychnęła pogardliwie.

Oczywiście, że nie było reakcji, bo najprawdopodobniej cymbał tego w ogóle nie zauważył. Trudno było się dziwić, skoro nie miał żadnego planu bitwy, bo nie zadał sobie wcześniej trudu, by go opracować. Wszystko wskazywało na to, że będzie to powtórka pokazu konkursowej wręcz niekompetencji martwego i nieopłakiwanego Elvisa Santino w systemie Seaford 9. A Sarah Flanagan nie była w stanie zrobić absolutnie nic, by to zmienić.

* * *

Wiceadmirał Agnes de Groot z dogłębną satysfakcją obserwowała główną holoprojekcję taktyczną, pomostu flagowego.

Do operacji Thunderbolt podchodziła bez entuzjazmu — nie dlatego, że nie chciałaby wyrównania rachunków z Królewską Marynarką, i nie dlatego, że nie zgadzała się z prezydent Pritchart. Też uważała, że Królestwu Manticore trzeba dać nauczkę za kłamstwa i oszustwa w negocjacjach. I nawet nie dlatego, że nie zgadzała się z założeniami planu czy strategią.

Jej brak entuzjazmu wynikał z zakazu przeprowadzenia jakiegokolwiek rozpoznania obrony systemu Tequila przed atakiem.

Agnes de Groot doszła do stopnia flagowego we flocie, która regularnie brała cięgi poza wyjątkami w stylu operacji Ikar. Cięgi te spuszczał jej Sojusz, toteż nie było nic dziwnego w tym, że raczej sceptycznie podchodziła do informacji wywiadu floty o katastrofalnym wręcz spadku poziomu wyszkolenia, gotowości i ogólnej skuteczności Royal Manticoran Navy. Była pewna, że oceny te są przesadzone, a to z kolei powodowało, że nie bardzo była w stanie uwierzyć, iż RMN postąpiła aż tak głupio i zredukowała siły broniące systemu Tequila do poziomu podawanego przez wywiad.

Wiedziała, że dane, na podstawie których opracowano te oceny, pochodziły wyłącznie z zapisów sensorów cywilnego typu zainstalowanych na frachtowcach przelatujących przez system. Nowoczesnych, fakt, ale cywilnych. Żadnej flocie nie byłoby trudno ukryć przed nimi dowolnej liczby okrętów w systemie planetarnym. A Królewska Marynarka dysponowała najlepszą elektroniką w okolicy i de Groot była przekonana, że to właśnie miało miejsce. Okazało się, że się myliła.

Jej sondy znajdowały się dwanaście milionów kilometrów, czyli ponad czterdzieści sekund świetlnych, przed okrętami osłony, a druga sfera osłaniała flanki i tyły jej formacji. I żadna niczego nie wykryła. Mimo przekonania o przewadze środków wojny radioelektronicznej Królewskiej Marynarki de Groot nie mogła uwierzyć, by była ona aż tak wielka, że sondy nie wykryły choćby jednego okrętu liniowego zbliżającego się w zasięg skutecznego ognia rakietowego. Fakt, te zasięgi były różne — sądząc z ostatnich walk przed zawarciem rozejmu, najnowsze wielostopniowe rakiety Royal Manticoran Navy miały zasięg około sześćdziesięciu pięciu milionów kilometrów, czyli o ponad osiem milionów większy niż to, czym w tej chwili dysponowała Marynarka Republiki. Ale nawet RMN z tej odległości nie była w stanie uzyskać zbyt wielu trafień i musiała zbliżyć się znacznie bardziej niż na trzy i pół minuty świetlnej. A więc jej sondy powinny wykryć choćby jeden czy dwa okręty, gdyby te znajdowały się bliżej niż pięć minut świetlnych. Od sond naturalnie, nie od jej okrętów. Nadal nie całkiem mogła uwierzyć, że ich tam nie ma, ale powtarzała sobie kategorycznie, że jest to jedynie skutek manii prześladowczej. Bo gdyby okręty Królewskiej Marynarki miały udzielić wsparcia dwustu jedenastu zbliżającym się kutrom, to musiały być tam, gdzie szukały ich sondy.

Poza tym ze sposobu ataku kutrów jednoznacznie wynikało, że co do poziomu wyszkolenia i stanu gotowości przeciwnika wywiad miał rację. Ten, kto dowodził obroną systemu, był odważny, ale i niewiarygodnie wprost głupi. Wysłał bowiem wszystkie kutry, jakimi dysponował, do czołowego ataku na jej formację. Wszystkie, bo dwa skrzydła to 216 maszyn, a kilka zawsze miało przeglądy lub przechodziło drobne naprawy. Ich dowódca nie próbował żadnych manewrów, po prostu poszedł do szarży jak w starożytności kawaleria. Owszem, w ten sposób unikał salw burtowych i osłon, bo wystawiał kutry tylko na ogień pościgówek, ale to znaczyło, że nie miał pojęcia, iż Marynarka Republiki posiada już generatory osłon dziobowych.

No i był przekonany, że ma do czynienia wyłącznie z okrętami liniowymi.

* * *

— Następna wiadomość od dowódcy skrzydła, skip — zameldował mat Lawrence.

Flanagan obróciła się ku niemu wraz z fotelem i machnęła ręką, starając się, by ten gest nie wyrażał lekceważenia.

Wiedziała, że jej się nie udało.

— Kapitan al-Salil przypomina wszystkim dowódcom Shirke’ów, by zbliżyli się na minimalną odległość, nim otworzą ogień — poinformował ją mechanicznym wręcz tonem Lawrence.

— Potwierdź — prychnęła pogardliwie, nie próbując tym razem niczego ukrywać.

To już naprawdę nie miało znaczenia, a wiedziała, że wszystkie załogi dywizjonu czują to samo co ona. Od ponad dwóch godzin oba skrzydła leciały ze stałym przyspieszeniem na spotkanie wroga, od którego dzieliło je mniej niż czterdzieści minut, a jedyne, do czego był zdolny ten patentowany kretyn, to wysyłanie głupawych przypomnień zamiast czegoś choćby przypominającego rozkazy operacyjne.

Podejrzewała, że rzeczony kretyn patentowany wybrał nawet plan ataku, tylko niestety poszedł po linii najmniejszego oporu, podobnie jak w wypadku uzbrojenia. Plan Delta Trzy był bowiem najogólniej ze wszystkich sprecyzowanym zestawem celów i sposobów ich osiągnięcia. Dla Flanagan od wielu miesięcy było oczywiste, że ani al-Salil, ani Schumacher nie wierzą, że Republika odważy się zaatakować Tequilę. Skutkiem czego żaden nie marnował czasu na opracowanie jakiegokolwiek sensownego planu obrony systemu. Ograniczyli się do planuów na wypadek czysto lokalnych zamieszek lub rajdu czy też rozpoznania walką, przpeprowadzonych przez niewielkie i z założenia lekkie siły. Delta 3 byłby nawet skuteczny przeciwko paru flotyllom niszczycieli czy eskadrze krążowników, nawet gdyby były to krążowniki liniowe. W starciu z eskadrą superdreadnoughtów był równie sensowny co siatka na robaki w śluzie powietrznej.