A admirał sir Ronald Maitland posiadał tylko trzy jednostki tej klasy.
— Żebyśmy mieli choć jednego superdreadnoughta rakietowego… — westchnął.
— Byłoby naprawdę miło — dokończył Jeffers. — Natomiast mamy przewagę zasięgu i zasobniki.
— I chwała Bogu! — Stevens nie spuszczał oczu z ekranu taktycznego uaktualnianego na bieżąco przez załogi kutrów oddalone od przeciwnika o piętnaście minut lotu.
Stevens im nie zazdrościł — co prawda Starcrest należał do osłony superdreadnoughtów, ale chwilowo był oddalony od napastników i ich wyrzutni rakiet o prawie trzynaście milionów kilometrów. Kutry były znacznie bliżej. Na ekranie tego widać nie było, ale wiedział, że za wszystkimi okrętami liniowymi i lotniskowcem holowane są zasobniki. Sir Ronald Maitland był nie tylko dobrym taktykiem, ale też w przeciwieństwie do większości dowódców obron systemowych uważał, że ciężkie i częste ćwiczenia oraz alarmy próbne są jak najbardziej potrzebne, toteż jego okręty utrzymywały znacznie lepszy poziom gotowości bojowej, niż większość mogła marzyć. Jego plan bitwy zakładał zrównoważenie przewagi wroga manew-rowością i wykorzystaniem przewagi zasięgu rakiet, jakimi dysponowała Królewska Marynarka.
Według danych wywiadu jego rakiety miały olbrzymią przewagę, gdyż te posiadane przez Marynarkę Republiki miały maksymalny zasięg ośmiu milionów kilometrów, potem kończyło im się paliwo i stawały się pociskami balistycznymi. Sir Ronald, wyjątkowo nieufnie podchodzący do informacji wywiadu floty, odkąd jego szefem został Jurgensen, dołożył do tego pięćdziesiąt procent, co dało zasięg około dwunastu milionów kilometrów. Jego rakiety miały ponadpięciokrotnie większy zasięg, ale trafienie celu z takiej odległości było bardziej kwestią przypadku niż celności kontroli ogniowej.
Dlatego nie próbował osiągnąć niemożliwego — zdecydował się poczekać, aż odległość obu formacji zacznie zbliżać się do trzynastu milionów kilometrów, i zacząć strzelać salwami, używając rakiet z zasobników do wzmacniania salw burtowych. Ponieważ zabrał maksymalną liczbę zasobników, przez co okręty bardziej wlokły się, niż leciały z sensowną prędkością, powinno ich wystarczyć na dobre pół tuzina salw, i to zanim przeciwnik będzie w stanie odpowiedzieć ogniem. Celność co prawda nie będzie imponująca, ale wiele z nich po prostu musi trafić. A jeśli wszystko dobrze obliczył, salwy te dotrą do przeciwnika wraz z kutrami — kombinowany atak powinien sprawić sporo kłopotu obronie antyrakietowej, a to z kolei powinno zwiększyć skuteczność kutrów.
W najgorszym zaś wypadku okręty RMN były tak daleko od jednostek Marynarki Republiki, że mogły przerwać walkę i uciec. Załogi kutrów nie miały tej możliwości, ale tak już bywało na wojnie i Stevens nie miał nic przeciwko, że tym razem to jemu dopisuje szczęście. W każdym razie powinni…
Dalsze rozmyślania przerwał mu okrzyk mata Landowa:
— Odpalenie rakiet!
Przez moment Stevens był przekonany, że podoficerowi, choć był weteranem, coś się pomyliło.
Ale tylko przez moment — spojrzał na ekran taktyczny i zorientował się, że cały plan sir Ronalda właśnie diabli wzięli.
— Prawie mi ich żal — Janina Auderska powiedziała to tak cicho, że usłyszeć mógł ją tylko Kirkegard.
— To niech ci przestanie być ich żal — Kirkegard nie spuszczał wzroku z ekranu taktycznego ukazującego lawinę rakiet lecących ku okrętom Royal Manticoran Navy.
Jego zazwyczaj przyjemny baryton był tak ostry i zimny, że Auderska spojrzała nań zaskoczona.
— Dokładnie to samo zrobili nam w tej cholernej operacji Buttercup — przypomniał zimno. — Admirał White Haven w jednym z wywiadów powiedział, że czuł się prawie winny, bo to było niemal jak topienie kurczaków w stawie. Miał rację. Ale ja nie czuję się winny. Jestem natomiast bardzo ciekaw, jak im odpowiada rola kurczaków.
Sir Ronald Maitland przyglądał się z wymuszonym spokojem nadlatującej śmierci.
— Jak solidne są nasze namiary? — spytał oficera operacyjnego.
— Nie najlepsze, sir… tak dobre, jak można się spodziewać przy takim dystansie, sir.
— Cóż, w takim razie lepiej wykorzystać wszystko, nim to stracimy. Proszę przeprogramować zasobniki i priorytety celów i odpalić wszystko, co mamy. Natychmiast.
— Aye, aye, sir.
— Odpalili! — szepnęła Auderska.
— Musieli, jeśli nie chcieli stracić rakiet z zasobnikami — odparł spokojnie Kirkegard, obserwując opis, który pojawił się przy symbolach wrogich rakiet. — Jest ich więcej, niż się spodziewałem.
— Zgadza się, sir. Oberwiemy, i to solidnie.
— Nie ma nic za darmo — Kirkegard wzruszył ramionami. — Przy tej odległości nawet ich systemy naprowadzania nie będą zbyt skuteczne. Nasze jeszcze mniej naturalnie. Ale my możemy powtórzyć tę salwę… a oni nie.
— Ich ECM-y są znacznie lepsze, niż powinny, sir — powiedział cicho szef sztabu, pochylając się ku admirałowi Maitlandowi. — Według najnowszych ocen nasza obrona będzie o jakieś dwadzieścia pięć procent mniej skuteczna, niż zakładaliśmy. Przynajmniej o dwadzieścia pięć procent.
Maitland chrząknął i zamyślił się. Z liczby nadlatujących rakiet sądząc, było oczywiste, że ma do czynienia z superdreadnoughtami rakietowymi, co jeszcze nie oznaczało, że sytuacja jest beznadziejna. Wszystkie odczyty sensorów pokładowych kutrów wskazywały, że choć Marynarka Republiki znacznie poprawiła swoje systemy radioelektroniczne, nadal pozostawały one daleko w tyle za tym, czym on dysponował. To zaś powinno dać mu istotną przewagę przy pojedynku rakietowym toczonym na dużym dystansie. A raczej dałoby mu, gdyby miał czym go prowadzić.
Zgrzytnął zębami, przypominając sobie, ile razy prosił o choćby jeden superdreadnought rakietowy, ale oczywiście ta dupa Janacek tak rzadkiego i cennego okrętu nie zmarnowałby na drugorzędny system jak Maastricht. Jedynym pozytywem było to, że dwa jego superdreadnoughty miały zmodyfikowane wyrzutnie, mogły więc strzelać wieloczłonowymi rakietami, dzięki czemu po opróżnieniu zasobników nie pozostanie zupełnie bezbronnym celem. Tyle że będzie w stanie rewanżować się mniej niż dwudziestoma procentami tego, czym będą, do niego strzelać, dopóki nie zbliży się na odległość sześciu milionów kilometrów od przeciwnika.
A to było fizyczną niemożliwością, bo żaden z jego okrętów nie przetrwa tak długo.
— Czy te nowe dane dotyczące przyspieszeń rozwijanych przez wrogie superdreadnoughty zostały potwierdzone? — spytał.
— Zostały, sir — potwierdził szef sztabu. — Nadal są wolniejsze od naszych, ale różnica jest o ponad trzydzieści procent mniejsza, niż sądził wywiad.
— To by pasowało! — warknął sir Ronald, nim zdążył się opanować.
Potem zmusił się do serii głębokich oddechów i gdy znów zapanował nad nerwami, polecił:
— Zawiadom natychmiast komodor Rontved, by wykonała plan Omega.
— Rozumiem, sir — całkowity brak zaskoczenia w głosie dowodził, że podkomendny sam już doszedł do odpowiednich wniosków.
Komodor Rontved dowodziła złożoną z trzech jednostek flotyllą okrętów warsztatowych i zaopatrzeniowych przydzielonych do obsługi eskadry Maitlanda. Poza antyrakietowym nie posiadały żadnego uzbrojenia ofensywnego, a plan Omega polegał na tym, że miał jak najszybciej ewakuować się z systemu, Rontved zaś miała wcześniej odpalić ładunki założone we wszystkich obiektach używanych przez Royal Manticoran Navy, by cała militarnie wykorzystywana infrastruktura systemu przestała istnieć. — Przekaż jej ostrzeżenie, żeby nie marnowała czasu — dodał Maitland. — Wiemy, że przeciwnik posiada wielostopniowe rakiety, czyli Jurgensen dał pod tym względem dupy kompletnie. Mógł więc dać i pod innymi i wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby któryś z tych superdreadnoughtów okazał się lotniskowcem. Albo dwa.