Выбрать главу

No i okręty. Kilka, które miały pecha przechodzić akurat przeglądy i naprawy. I znacznie, ale to znacznie więcej nowiutkich, nie ukończonych okrętów, których pech polegał na tym, że do władzy w Królestwie dorwali się krótkowzroczni durnie. 27 superdreadnoughtów rakietowych klasy Medusa, 19 lotniskowców i 46 superdreadnoughtów rakietowych najnowszej klasy Invictus. Razem 92 okręty liniowe o łącznej masie 670 milionów ton. To już nie była jakaś tam flota — to była cała marynarka dużego państwa złożona z najnowocześniejszych okrętów. Z których część była już prawie gotowa, bo kończono montować na nich wyposażenie. Oprócz nich w budowie znajdowały się jeszcze 53 mniejsze okręty również skazane na zagładę.

Ognista fala dotarła do centralnej części kompleksu i zniknęła. Tam bowiem znajdowało się ponad czterdzieści tysięcy ludzi — stoczniowców i personelu floty, których Higgins nie miał jak ewakuować z braku miejsca. Oni także byli straceni dla Królestwa Manticore, choć nie bezpowrotnie jak okręty, które przybyli wykończyć. Tyle że nikt nie wiedział na jak długo.

Allen Higgins właśnie zadał Królewskiej Marynarce większe straty pod względem tonażu i siły ognia rozstrzelanych jednostek, niż poniosła ona przez czterysta lat standardowych dotychczasowego istnienia.

A fakt, że nie miał wyboru, nie stanowił żadnego pocieszenia.

* * *

— Przepraszam, że przeszkadzam, sir — oznajmił Marius Gozzi. — Ale właśnie wykryliśmy drugie ugrupowanie wrogich okrętów.

Giscard odwrócił się ku niemu, równocześnie dając znak oficerowi operacyjnemu, z którym rozmawiał, by zamilkł.

— Gdzie? — spytał zwięźle.

— Wygląda na to, że nadlatują od strony terminala, sir. I mieliśmy dużo szczęścia, że w ogóle je zauważyliśmy.

— Od terminala, powiadasz… — Giscard potrząsnął głową. — To nie szczęście, ale przezorność spowodowała, że je spostrzegliśmy. Twoja przezorność, bo to ty uparłeś się, by dokładnie pilnować tyłów, lecąc do wnętrza systemu.

Szef sztabu wzruszył leciutko ramionami — Giscard powiedział prawdę, ale Gozzi podejrzewał, że równocześnie delikatnie dawał mu do zrozumienia, by coś zasugerował. Giscard miał skłonność do budowania u oficerów zaufania we własne siły, skłaniając ich do jak najczęstszego przedstawiania najrozmaitszych pomysłów. A potem pilnował, by ten, kto zapropmował rozwiązanie, o które od początku mu chodziło, został doceniony.

— Mimo to, sir, i tak mieliśmy szczęście. Sensory ledwie je wykryły, tak dobre mają systemy maskowania elektronicznego. Gdyby nie lecieli tak szybko, nadal nic byśmy o nich nie wiedzieli. Wykryliśmy śladowe emisje napędów, które przebiły się w dwóch przypadkach przez maskowanie. Potem już wiedzieliśmy, gdzie szukać. Jak dotąd trudno nawet ocenić siłę tego ugrupowania: od dwudziestu do pięćdziesięciu okrętów liniowych. Prawdopodobnie ze wsparciem lotniskowców.

— Aż tyle?

— To bardzo szacunkowa i niepewna ocena — zastrzegł Gozzi. — No i dane nie pochodzą bezpośrednio z sondy, tylko z kutra rozpoznawczego, sir.

Giscard pokiwał głową ze zrozumieniem. Rozpoznawcza wersja kutra klasy Cimeterre była prawie pozbawiona zapasów rakiet, a zwolnioną w ten sposób przestrzeń wypełniał najlepszy zestaw sensorów szerokopasmowych, nadajników grawitacyjnych i magazyn sond, jakie zdołali stworzyć Shannon Foraker i jej zespół. Jak dotąd nie udało im się zbudować nadajnika grawitacyjnego tak małego, by zmieścił się w kadłubie sondy, wymyślili więc inne rozwiązanie. Za sondami leciały rozpoznawcze kutry w takiej odległości, by móc utrzymać z nimi łączność przy użyciu kierunkowego lasera. Informacje zaś zbierane przez sondy były po wstępny obróbce i interpretacji przesyłane dalej przez kutry już z użyciem nadajników grawitacyjnych. Dzięki temu choć Sovereign of Space nie dysponował czystymi danymi, otrzymywał praktycznie w czasie rzeczywistym kwintesencję informacji uzyskanych przez sondy. Giscard miał więc nieporównanie lepszy obraz sytuacji, niż którykolwiek z jego poprzedników mógł marzyć. Natomiast sam jeszcze nie wiedział, czy to błogosławieństwo, czy przekleństwo, bo były sytuacje, w których zbyt duża liczba informacji skłaniała dowódcę do zwątpienia we własne decjzje, co często powodowało gorsze zamieszanie niż błędne, ale konsekwentnie podtrzymywane decyzje.

Podszedł do jednego z mniejszych ekranów i wpisał na znajdującej się pod nim klawiaturze polecenie. Po paru sekundach na ekranie pojawił się wykaz, a raczej przypuszczalny skład zamaskowanego zgrupowania okrętów. Z tego co widział, komputery zdołały nieco dokładniej zidentyfikować należące do niego jednostki, niż gdy Marius otrzymał wiadomość. Teraz minimalną liczbę okrętów oceniły na 30, a maksymalną na 70, choć nie wszystkie sygnatury napędów były jednoznacznie ustalone.

Giscard założył ręce za plecy i wyprostował ramiona, nie spuszczając ani na moment wzroku z ekranu. Nie mógł wykluczyć, że to, co wyglądało na Trzecią Flotę, w rzeczywistości było czymś zupełnie innym lub jedynie jej częścią. To ostatnie było bardziej prawdopodobne, bo jeśli Kuzak została tak zaskoczona, jak to założyli autorzy operacji Thunderbolt, mógł ją złapać z podzielonymi siłami. Część pilnowała San Martin, część terminala. Mogła w takim wypadku użyć ECM-ów, by ogłupić sensory jego okrętów i przekazać fałszywy obraz świadczący o tym, że całe siły są skoncentrowane w pobliżu planety, by odwrócić jego uwagę od okrętów próbujących podkraść się doń od tyłu. Teoria była zgrabna, natomiast miała jedną wadę — druga grupa liczyła zbyt wiele okrętów. Giscard zapoznał się ze wszystkim, co wywiad floty miał na temat Theodosii Kuzak, i darzył ją autentycznym szacunkiem i jako stratega, i jako taktyka. Gdyby podzieliła siły, większą część przeznaczyłaby do obrony ważniejszego obiektu. A w tym wypadku tak z powodów politycznych, moralnych, jak i ekonomicznych nie było nawet mowy o porównywaniu ich ważności. Bezwzględnie ważniejsza była planeta. A więc siły, które miał przed sobą, powinny być liczniejsze, a z tego wykazu, na który patrzył, wcale to jednoznacznie nie wynikało.

Jeśli zaś nie była to druga część Trzeciej Floty, powstawało pytanie, co to za okręty i co tu robią. Mogła to być naturalnie jakaś część Home Fleet, która znajdowała się przypadkiem na tyle blisko terminala, że zdążyła dokonać alarmowego tranzytu na wieść o ataku, ale nie bardzo mógł w to uwierzyć. Taki przypadek mógł się zdarzyć raz — w ten sposób White Haven powstrzymał go od zajęcia terminala Basilisk, ale nie dwa razy pod rząd. Łagodnie rzecz określając, było to mało prawdopodobne.

Znacznie prawdopodobniejsze było, że okręty te znajdowały się już w systemie, i to we wcześniej wybranym miejscu. Tylko że to również było mało prawdopodobne… chyba że Królewska Marynarka wiedziała o ataku. A to teoretycznie było niemożliwe.

Z drugiej strony w historii operacji wojskowych niezliczona liczba ściśle tajnych planów została poznana przez przeciwnika czasami dzięki zwykłemu przypadkowi.