Выбрать главу

— Pan ją podziwia, prawda, sir? — było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.

Tourville jednak potraktował je jak pytanie, bo odpowiedział:

— Tak, podziwiam ją. Ze wszystkich naszych oficerów najbardziej podobny do niej jest admirał Theisman. On też potrafi wydobyć z ludzi maksimum wysiłku i sądzę, że jest równie dobrym taktykiem, ale brak mu tego właśnie daru, a raczej pewnej istotnej jego części. A drugą sprawą jest to, że Harrington ma szczęście zjawiać się we właściwym miejscu w najodpowiedniejszym momencie. Z punktu widzenia Royal Manticoran Navy i Królestwa, ma się rozumieć, bo z naszego to w najgorszym miejscu w najniestosowniejszym czasie. Jak zauważyłaś, większość stoczonych przez nią walk to potyczki lub w najlepszym razie bitwy, a nie starcia flot. Nie sposób ich porównać do ofensywy White Havena tuż przed rozejmem. Ale wszystkie miały bardzo istotne znaczenie, o wiele większe niż wynikałoby to z liczby i rodzaju biorących w nich udział okrętów. To właśnie ma duży wpływ na jej reputację. Można by powiedzieć, że los jej sprzyja, ale w jej przypadku jest to bardziej stwarzanie losowi okazji. I to jest jeden z powodów, dla których uważam, że wysłanie nas tutaj było dobrym pomysłem mimo czysto prywatnych zastrzeżeń, jakie żywię.

— A było, sir? — spytała.

Tourville prychnął ponownie.

— Wiem doskonale, że uważasz, iż kraczę, jeśli chodzi o tę całą operację — powiedział cierpliwie. — To się oficjalnie nazywa umiejętnością trzeźwej oceny sytuacji uwzględniającej wszelkie możliwości, jaka powinna cechować odpowiedzialnego dowódcę.

DeLaney zarumieniła się, i to bardzo. Tourville zaś uśmiechnął się i dodał:

— Musiałbym być nieodpowiedzialnym narwańcem, gdybym nie miał zastrzeżeń odnośnie do wysyłania tak wielu okrętów tak daleko od baz, i to bez wsparcia, żeby zaatakowały kogoś o reputacji Harrington. Nawet zakładając, że pokonamy ją, a tak się składa, że sądzę, iż tak będzie, poniesiemy straty i doznamy uszkodzeń. To będą duże straty i poważne uszkodzenia. A do domu jest cholerny kawał drogi. Natomiast mówiąc, że to dobry pomysł, miałem na myśli to, że Harrington właśnie dzięki reputacji i pozycji jest sama w sobie godnym uwagi celem wojskowym. Pokonanie jej, a najlepiej wzięcie do niewoli, w tym samym czasie, gdy Thunderbolt przywróci właściwy bieg granicy i zdziesiątkuje Królewską Marynarkę, będzie olbrzymim ciosem dla morale i chęci walki tak załóg Rogal Manticoran Navy, jak i mieszkańców Królestwa. Pozbawienie RMN jej usług, jeśli mimo wszystko Królestwo nie zdecyduje się negocjować, to także poważne uszczuplenie możliwości i potencjału bojowego. Tylko tym razem jeśli weźmiemy ją do niewoli, dopilnuję, żeby nie było żadnych fałszywych oskarżeń i prób egzekucji. A każdego, kto spróbuje potraktować ją bez szacunku należnego jeńcowi o takiej randze, zastrzelę jak wściekłego psa!

DeLaney chciała coś powiedzieć, ale dotarli na miejsce i winda się zatrzymała. Przepuściła więc Tourville’a przodem i ruszyła za nim do admiralskiej sali odpraw.

Zebrali się tu już pozostali członkowie sztabu wraz z dowódcą okrętu kapitan Caroline Hughes i jej zastępcą, komandorem Pablo Blanchardem. Dowódcy eskadr wchodzących w skład 2. Floty połączyli się z sobą elektronicznie — ich holograficzne głowy unosiły się nad stołem konferencyjnym. Tourville wolałby ich mieć tu fizycznie, o czym wszyscy doskonale wiedzieli, ale to byłoby niepraktyczne, jako że Druga Flota znajdowała się w fali grawitacyjnej biegnącej obok systemu Marsh, co uniemożliwiało wykorzystanie jakichkolwiek jednostek nie mających hipernapędu. DeLaney nie miała nic przeciwko elektronicznym odprawom, ale Tourville był pod tym względem tradycjonalistą.

Obecni fizycznie wstali na widok admirała i usiedli z powrotem, gdy zajął swoje miejsce. Tourville natychmiast odchylił fotel i starannie, wolno rozpakował i obciął cygaro. Wsadził je do ust, zapalił i otoczył się chmurą niebieskawego dymu. Po czym uśmiechnął się niczym urwis, gdy chmurę wciągnął wywietrznik umieszczony bezpośrednio nad jego głową. DeLaney też się uśmiechnęła, tyle że w duchu — Tourville ponownie był narwanym rewolwerowcem o niewyparzonej gębie, jak zawsze w większym gronie.

— No dobra — zagaił. — Za jakieś pięć godzin złożymy nie zapowiedzianą wizytę na stacji Sidemore. Gospodarze, chamy niemyte, gościnności nie okażą, nie ma się co łudzić, trzeba więc będzie nauczyć ich manier.

Na twarzach większości obecnych nie tylko fizycznie pojawiły się uśmiechy, kilka osób zachichotało, bo to rozpoczęcie odprawy przedbitewnej było wysoce nieortodoksyjne.

Tourville uśmiechnął się szerzej, zadowolony z efektu, i dodał:

— Komandor Marston gotów jest odpowiedzieć na wszystkie pytania, które jeszcze zdążyliście wymyślić, dotyczące tego, jak nauczymy ich dobrych manier.

— Dziękuję, sir — komandor Marston obrócił się tak, by znaleźć się twarzą do obecnych i holokamery. — Wiem, że wszyscy znacie plan, ale kilka osób wyraziło pewne obawy, zwłaszcza odnośnie paru kwestii omówionych w aneksie siedemnastym, pomyślałem więc, że za pańską zgodą od tego byśmy zaczęli, sir.

Spojrzał pytająco na Tourville’a.

Ten machnął cygarem w geście generalnego przyzwolenia.

— Dziękuje, sir. Admirał Zrubek poruszył kwestię najwłaściwszego wykorzystania sond dalekiego zasięgu. — Marston kiwnął głową z szacunkiem jednej z holoprojekcji ukazującej głowę świeżo awansowanego dowódcy 21. Eskadry Liniowej złożonej z ośmiu superdreadnoughtów rakietowych. — Przedyskutowałem sprawę z kapitanem deCastriesem i komandorem Hindemithem i doszliśmy do wniosku, że…

Lester Tourville rozsiadł się wygodniej i jednym uchem słuchał rzeczowego referowania problemu przez Marstona. Zwracałby więcej uwagi na słowa oficera operacyjnego, gdyby miał mniejsze zaufanie do jego umiejętności i dokładności. Tak mógł poświęcać czas temu, co w jego opinii było najważniejszym celem każdej ostatniej odprawy przed bitwą — ocenie nastrojów i przekonań zespołu dowodzącego.

To, co zobaczył, sprawiło mu satysfakcję — kilkoro było przestraszonych, kilkoro innych zdenerwowanych. Nie miał im tego za złe, bo nie przeszkadzało im to w skutecznym działaniu, a dobrze równoważyło przesadną pewność siebie innych, na przykład Zrubeka czy DeLaney. U nikogo nie zauważył wahania lub niepewności — wszyscy byli gotowi, a to był najlepszy stan ducha i umysłu u oficerów odliczających czas do rozpoczęcia walki.

* * *

— Mów do mnie, Andrea — poleciła Honor energicznie, zjawiając się z Nimitzem w objęciach na pomoście flagowym HMS Werewolf.

Zatrzymała się przy swym fotelu, by umieścić hełm w mocowaniu, a Nimitza na oparciu. Treecat był w skafandrze próżniowym i natychmiast zajął się przypinaniem swojej uprzęży do mocowań kotwiczących na szczycie oparcia. Podrapała go za uszami i skupiła uwagę na oficerze operacyjnym.