— Nadal nie mamy jednoznacznej identyfikacji, milady — poinformowała ją kapitan Jaruwalski — ale nie sądzę, by istniały wątpliwości. To Marynarka Republiki.
— Jestem skłonna się zgodzić — dodała Mercedes Brigham — ale równocześnie nie możemy jeszcze całkowicie wykluczyć możliwości, że to imperialne okręty.
Honor spojrzała na nią pytająco, wzruszyła więc ramionami i dodała:
— Nie powiedziałam, że uważam, że to Imperialna Marynarka, tylko że jak długo nie będziemy mieli pewności, nie możemy wykluczyć takiej ewentualności.
— Racja — potwierdziła Honor — ale obojętne która z nich tu przyleciała, wygląda na to, że jest zdecydowana dopiąć swego szybko i sprawnie.
I spojrzała wymownie na holoprojekcję taktyczną.
— Zgadza się — przytaknęła Brigham, podchodząc do niej.
Nie zidentyfikowana armada kierowała się prosto ku planecie Marsh, do której powinna dotrzeć za sześć standardowych godzin, jeśli za trzy zacznie wytracać prędkość. Miała też imponujący skład — szacunkowo rzecz biorąc, o ponad połowę przewyższała oficjalną obsadę stacji Sidemore.
— Mamy pierwsze identyfikacje źródeł napędu, milady — zameldował George Reynolds. — To na pewno nie jest Imperialna Marynarka: zidentyfikowaliśmy osiem krążowników liniowych Marynarki Republiki, dawniej Ludowej Marynarki.
Przez pomost przeleciało jakby ledwie słyszalne westchnienie, a Honor uśmiechnęła się lekko. Niewłaściwe byłoby stwierdzenie, że cieszyła się z potwierdzenia obaw, ale przynajmniej niepewność się skończyła. Zmusiła się, by nie myśleć o tym, co musiało się dziać na granicy między Królestwem a Republiką, i powiedziała spokojnie.
— Dzięki, George.
Po czym spojrzała pytająco na Andreę Jaruwalski.
— Próbujemy przyporządkować je do poszczególnych klas, ale to nie jest łatwe, bo nie mamy odpowiednich informacji o najnowszych klasach ich okrętów, milady. Części sygnatur komputery w ogóle nie są w stanie rozpoznać. W tej chwili oceniamy, że to jakieś pięćdziesiąt do sześćdziesięciu superdreadnoughtów i dwadzieścia-trzydzieści krążowników liniowych wsparcia.
— Kiedy powinniśmy usłyszeć odpowiedź na wezwanie do identyfikacji, Harper? — spytała Honor oficera łącznościowego.
— Jeśli odpowiedzieli natychmiast, to za pięć-sześć minut, milady — poinformował ją porucznik Bantley.
— Dzięki… — Honor zmarszczyła brwi i po chwili spytała Jaruwalski: — Są jakieś wskazówki, że mają lotniskowce, Andrea?
— Nie, milady. Ale przy tak skąpych danych wyjściowych to nic nie znaczy.
— Mamy pierwsze zidentyfikowane okręty, milady — zameldował Reynolds. — Dziewięć supedreadnoughtów klasycznych z dawnej Ludowej Marynarki.
— To około dwudziestu procent wszystkich — skomentowała Brigham.
— Zgadza się, ale zostaje pięćdziesiąt, które mogą być rakietowymi — dodała Jaruwalski.
Honor kiwnęła głową bez słowa, przyglądając się holoprojekcji przez długą chwilę. A potem podjęła decyzję.
— Wygląda to na doskonałą okazję do planu Surigo — oznajmiła i spojrzała na ekran ukazujący mostek flagowy Werewolfa. — Ruszamy, Rafę.
— Aye, aye, ma’am — potwierdził kapitan Rafę Cardones.
I zajął się wydawaniem rozkazów.
— Nawet nie próbuje się maskować, sir — zauważyła Molly DeLaney.
— Nie próbuje — zgodził się Tourville siedzący w fotelu z nogą założoną na nogę.
Gdyby nie palce lewej dłoni wybijające delikatny rytm na poręczy, byłby ucieleśnieniem spokoju i znudzenia. No i przeczyła temu uwaga, z jaką przyglądał się ekranowi taktycznemu fotela.
Obrońcy lecieli mu na spotkanie, ale odległość była jeszcze zbyt duża, by sensory mogły być do czegokolwiek przydatne. Jedyne informacje pochodziły z odczytów sygnatur napędu i danych przesyłanych przez sondy. Oba źródła były zgodne: 31 superdreadnoughtów, 11 dreadnoughtów, 4 lotniskowce i 16 krążowników liniowych osłanianych przez dwie flotylle niszczycieli i przynajmniej trzy eskadry krążowników. Wszystkie okręty leciały ze stałym przyspieszeniem kursem na przechwycenie. Przed nimi i po bokach otaczały je kutry, które z tej odległości było trudno policzyć, gdyż ich źródła napędów były znacznie słabsze. Szacunkowo komputery oceniły ich liczbę na około 800, co mogło być zgodne z rzeczywistością, gdyż według danych wywiadu na Sidemore stacjonowało ich około 450. W połączeniu ze skrzydłami z sześciu lotniskowców, jakie miała przydzielić tu Admiralicja, dawało to mniej więcej tysiąc sto maszyn. Kilkanaście przechodziło naprawy lub przeglądy, około dwustu Harrington mogła zostawić do obrony planety na wypadek, gdyby napastnicy wydzielili jakieś niewielkie siły do jej zaatakowania, korzystając z odciągnięcia okrętów Royal Manticoran Navy przez siły główne. Byłoby to sensowne posunięcie, zwłaszcza gdyby była przekonana, że Marynarka Republiki nie posiada lotniskowców.
I przez cały czas okręty Królewskiej Marynarki nadawały przy użyciu klasycznych metod, czyli radia, wezwanie do identyfikacji.
Fakt, że Harrington leciała prostym kursem zbliżeniowym, nie próbując ani maskowania, ani żadnych manewrów, bo wszystkie okręty tworzyły jedno ugrupowanie, wprawiał Lestera Tourville’a w nerwowy nastrój. Jedno, o co nikt nigdy nie zdołał oskarżyć Honor Harrington, to brak zmysłu taktycznego czy zastosowanie błędnej taktyki. Za to wielokrotnie udowodniła, że potrafi doskonale wykorzystać tradycyjną już przewagę elektroniki Królewskiej Marynarki. Tym razem jednak tego nie robiła — miał wykaz jej okrętów dostarczony przez wywiad i miał ich identyfikację na podstawie sygnatur napędów. Zgadzały się prawie idealnie, a różnice były tak drobne, że przy tej ilości jednostek po obu stronach były bez znaczenia.
I to właśnie odejście od ulubionej metody oszukiwania przeciwnika wysoce go niepokoiło, bo Salamandra była najgroźniejsza wtedy, gdy udało jej się przekonać tegoż przeciwnika, że wie, co ona zamierza.
Z drugiej strony w tym wypadku dysponowała ograniczonymi siłami i niewieloma możliwościami wyboru, więc…
— Może ciągle ma nadzieję, że wywinie się z tego bez strzelaniny — mruknął Tourville.
DeLaney uniosła brwi, nie mogąc zapanować nad zaskoczeniem.
— To raczej… mało prawdopodobne, sir — wykrztusiła.
Tourville uśmiechnął się, wiedząc, ile wysiłku kosztowało ją to opanowanie.
— Nie powiedziałem, że to prawdopodobne, Molly. Powiedziałem, że to możliwe — poprawił ją łagodnie. — I jest możliwe. Musi już mieć identyfikację choć starszych naszych okrętów, wie więc, z kim ma do czynienia. I musiałaby być naprawdę głupia, by nie podejrzewać, po co się zjawiliśmy. Ale nie może wiedzieć o operacji Thunderbolt, najprawdopodobniej więc woli być ostrożna. Nie chodzi o to, że boi się odpowiedzialności, ale nie będzie chciała spowodować starcia na taką skalę, bo może ono oznaczać wznowienie wojny. Zrobi to, jeśli będzie musiała, ale ma cień nadziei, że do tego nie dojdzie. I dlatego ciągle nadaje wezwanie do identyfikacji, mimo że je ignorujemy.
— Sądzi pan, że dopuści nas na odległość skutecznego strzału, bo nie będzie chciała pierwsza otworzyć ognia, sir?
— Bardzo wątpię, żeby była aż tak uprzejma. Naruszamy granice sojusznika Gwiezdnego Królestwa, jak byś zapomniała. A to znaczy, że w świetle prawa międzyplanetarnego może spokojnie zacząć strzelać, tym bardziej że ma do czynienia z idiotą, najwyraźniej nie potrafiącym obsługiwać radiostacji — odparł Tourville, błyskając w uśmiechu zębami. — Natomiast jeśli wywiad ma rację i Royal Manticoran Navy nadal nie wie, że posiadamy rakiety wielostopniowe, Harrington może dopuścić nas znacznie bliżej, nim otworzy ogień. Wie, że dysponujemy superdreadnoughtami rakietowymi, ale wie też, że część naszych okrętów liniowych to klasyczne superdreadnoughty, bo musiały już zostać zidentyfikowane. Na podstawie naszego przyspieszenia musi podejrzewać, że holują maksymalną liczbę zasobników, których jej okręty nie mają. Wywiad twierdzi, że dostała tylko sześć superdreadnoughtów rakietowych, reszta może więc mieć zasobniki ukryte pod ekranami, ale na pewno nie tyle, ile holują nasze okręty.