Выбрать главу

— Alistair ma rację — dodała spokojnie Alice Truman z drugiego ekranu. — A moje kutry nie złapią ich przed granicą przejścia w nadprzestrzeń. Kutry Alfredo mogą ich przechwycić, ale nie zdołamy dać im wsparcia.

Honor kiwnęła głową — nie na znak zgody, ale potwierdzenia, że zdaje sobie sprawę z niemiłej rzeczywistości. Pułapkę zastawiła i wykonała perfekcyjnie. Zasypała przeciwnika lawiną ognia. Sama poniosła straty, ale niewielkie w porównaniu z Drugą Flotą, a mimo to prawie połowa wchodzących w jej skład okrętów najprawdopodobniej zdoła uciec. Trzymały się szyku zbyt dokładnie, a nowa doktryna obrony przeciwlotniczej okazała się zbyt skuteczna, by zdołała ją rozbić, nie dysponując większą siłą ognia. Nawet gdyby kutry Alice zdołały przechwycić Drugą Flotę wraz z kutrami graysońskimi, wiedziała, co by się stało, gdyby zaatakowały tak dobrze radzącą sobie z rakietami obronę.

Z tego powodu tym bardziej nie mogła posłać do takiego ataku samych tylko kutrów Alfredo Yu.

— Macie rację. Oboje — przyznała po chwili i spojrzała na ekran taktyczny fotela.

Druga Flota odpowiadała bardzo rzadkim ogniem, co najlepiej świadczyło o poniesionych stratach. Aż prosiła się, by dogonić i zniszczyć kompletnie to, co z niej zostało. Najgorsza była świadomość, że tego właśnie nie może zrobić.

— Będziemy kontynuowali pościg — oznajmiła spokojnym głosem, nie dając niczym po sobie poznać rozżalenia. — Alistair, chcę, żebyś zmienił priorytety celów. Nie zdołamy przebić się przez tę obronę, przeciążając ją, więc zwolnij szybkość ostrzału i starannie wybieraj cele. Zaprogramuj część zasobników na opóźnione odpalenie, by zwiększyć liczbę rakiet w każdej z salw, jak długo wystarczy zasobników, i skoncentruj ogień na okrętach liniowych mających nie uszkodzone napędy. Jeśli któryś będzie musiał zwolnić i wypadnie z szyku, dobiją go kutry albo rozstrzelają nasze klasyczne superdreadnoughty, gdy się do niego odpowiednio zbliżą.

— Rozumiem — potwierdził McKeon.

— Alice, wiem, że bezczynność męczy i irytuje tak ciebie, jak i załogi kutrów, ale przynajmniej z pół tuzina okrętów Marynarki Republiki jeszcze wypadnie z szyku i będą zbyt powolne, by ci uciec — dodała Honor. — Będą twoje, ale chcę, byś przypomniała ludziom, aby przed rozpoczęciem ataku dali każdemu szansę poddania się. Są daleko od domu, może więc skorzystają. Każdy okręt się przyda, a nie chcę też zabijać ludzi, którzy mają dość walki.

— Oczywiście — zgodziła się Truman.

— Doskonale — Honor skinęła głową obojgu. — Harper, przekaż te rozkazy Alfredo, a my bierzmy się do dokończenia tej bitwy.

ROZDZIAŁ LIX

Planeta Manticore rosła w oczach za oknem pinasy należącej do superdreadnoughta Marynarki Graysona Seneca Gilmore, zmieniając się z błękitno-białej kuli w ocean bieli, gdy pinasa weszła w atmosferę. W jej kabinie znajdowała się tylko admirał lady dama Honor Harrington, księżna i patronka Harrington, Nimitz i jej trzyosobowa ochrona osobista. Był to ostatni etap podróży rozpoczętej dwa tygodnie standardowe temu, gdy do stacji Sidemore dotarł rozkaz odwołujący jej dowódcę oraz Protector’s Own do domu, przy czym okręty graysońskie miały wracać przez system Manticore. Honor spoglądała w okno, siedząc bez ruchu i niczym nie zdradzając napięcia, gdy pinasa przemknęła nad Landing i z gracją wylądowała na prywatnym lądowisku pałacu Mount Royal.

Królowa chciała ją powitać w sposób, który uznała za godny i zasłużony, ale Honor zdołała ją od tego odwieść, dzięki czemu uniknęła publicznej i masowej udręki. Zdawała sobie sprawę, że jest to tylko odwleczenie nieuniknionego i że nie skończy się na jednej masówce, bo widziała nagrania wiwatujących na ulicach tłumów, gdy ogłoszono wiadomość o wyniku drugiej bitwy o Sidemore. I wolała nie myśleć, co się zacznie dziać, gdy ludzie dowiedzą się o jej powrocie.

Chwilowo jednak miała spokój i na lądowisku nie czekali dziennikarze, tłumy czy warta honorowa.

Czekał tylko niewielki komitet powitalny i standardowa ochrona towarzysząca Elżbiecie wszędzie poza murami pałacu — lądowisko, choć stanowiące jego część, znajdowało się bądź co bądź na otwartej przestrzeni. Nie licząc obstawy, oczekiwały na nią cztery osoby i trzy treecaty. Byli to Królowa z Arielem, książę małżonek z Monroe, lord William Alexander bez treecata i Hamish z Samanthą. Ta ostatnia z pałającymi ślepiami bardziej stała, niż siedziała na jego ramieniu, czując blask umysłu swego partnera po tak długiej przerwie.

Nieco z boku stała bardziej czujna niż zwykle pułkownik Ellen Shemais dowodząca niewielkim kontyngentem Queen’s Own obstawiającym lądowisko i pilnującym bezpieczeństwa pary królewskiej. Nie było na szczęście żadnej warty honorowej, orkiestry, salutowania czy innego ceremoniału. Czekali na nią tylko przyjaciele…

— Honor — Elżbieta wyciągnęła ku niej prawą dłoń.

Honor ujęła ją…

…i znalazła się w gorącym, serdecznym uścisku.

Pięć lub sześć standardowych lat temu nie miałaby pojęcia, jak się zachować, i byłaby przerażona. Teraz po prostu uściskała Królową, czując dzięki Nimitzowi jej radość.

Czuła także emocje innych obecnych — olbrzymią radość Samanthy witającej Nimitza w języku migowym z braku innej możliwości, radość księcia Justina na jej widok, nie tak gwałtowną jak Królowej, ale równie szczerą. I zmieszaną z zadowoleniem radość Williama Alexandra, jej politycznego mentora, przyjaciela i sojusznika.

No i oczywiście radość Hamisha, przy której to, co czuła Elżbieta, przypominało świeczkę przy ognisku. Spojrzała mu w oczy nad ramieniem Królowej i Hamish poczuł, że sięga ku niemu — nie fizycznie, bo nie poruszyła się, ale emocjonalnie. W jego oczach dostrzegła odbicie tego, co sama czuła, choć nieświadome i jakby… ślepe. Nagle zdała sobie sprawę, że tak musiały odbierać ludzi treecaty, stąd wzięło się określenie „ślepy umysł”. Inaczej mówiąc, było to wrażenie czegoś uśpionego. Nieświadomego, acz potężnego, z czym w jakiś sposób była połączona. I nie tak zupełnie nieświadomego, bo choć Hamish nie miał pojęcia, co czuje, po omacku próbował to odszukać, zdając sobie podświadomie sprawę, że jest to coś nowego. Jego umysł nagle rozbłysł i dostrzegła, jak Samanthą nieruchomieje i przygląda mu się ze zdumieniem.

Honor nigdy nic takiego nie czuła, choć pod pewnymi względami było to podobne do więzi łączącej ją z Nimitzem, tyle że słabsze z jednej strony, bo brakowało w tym siły kotwiczącej pochodzącej z umysłu empaty, a z drugiej strony silniejsze, gdyż był to umysł człowieka. Znacznie lepiej pasujący do jej własnego i umożliwiający spasowanie na poziomach, których z Nimitzem nigdy w pełni nie osiągnęła. Nie była to żadna telepatia — po prostu czuła jego obecność gdzieś w umyśle i było to niezwykle ciepłe i miłe uczucie, niczym powitalny ogień w kominku w mroźną noc.

A mimo to miała pełną świadomość, że bariery, które ich rozdzielały, nadal istnieją.

— Miło jest cię widzieć znów w domu — powiedziała Królowa nieco gardłowo, odstępując o krok, ale nie puszczając jej ramion. — Bardzo miło.

— Miło jest wrócić — odparła po prostu Honor.

— Chodź do środka — ponagliła ją Elżbieta. — Mamy masę spraw do omówienia!

* * *

— …więc gdy dotarła do mnie wieść o Grendelsbane, High Ridge nie miał wyjścia i musiał zrezygnować — zakończyła Elżbieta ponuro, ale i z nie ukrywaną satysfakcją.