Выбрать главу

— Przecież od lat to robię. Przed każdym występem tego błazna — prychnęła Honor.

— Zgadza się, ale nie chciałbym, byśmy wyszli na intruzów bez obycia towarzyskiego.

— Nie grozi wam to — zapewniła go Honor. — Wystarczy, że obecny rząd nas wszystkich za takich uważa. Wątpię, byśmy mieli ochotę dodatkowo sami siebie obrażać.

— Chyba że chcemy udowodnić słuszność słów jednego takiego z Ziemi — wtrącił William. — Zdaje się, że nazywał się Hancock… albo Arnold… no, któryś z tych starych Amerykanów. To ty jesteś specem od historii w rodzinie, Hamish. O kogo mi chodzi?

— Jeśli się bardzo poważnie nie mylę, próbujesz cytować Benjamina Franklina, który doradził swoim współtowarzyszom w czasie rebelii, by jeśli nie chcą wisieć osobno, trzymali się w kupie. Choć przyznaję, że jestem zaskoczony — jakim cudem taki analfabeta historyczny jak ty zdołał dowiedzieć się o tym cytacie?

— Biorąc po uwagę, ile lat minęło od czasów twojego drogiego Franklina, cudem jest to, że ktokolwiek poza historycznymi zboczeńcami w ogóle o nim pamięta — poinformował go uprzejmie William. — Poza tym chciałem sprawić ci przyjemność: byłem pewien, że natychmiast zacytujesz go dokładnie.

— Zanim rozwiniesz tę myśl, Willie, chyba powinnam wspomnieć, że także nie najgorzej znam ten okres i wiem co nieco o Franklinie — wtrąciła Honor.

— O! A, w takim razie naturalnie moja wrodzona uprzejmość wyklucza wszelkie dalsze rozważania o naturze… no wiesz kogo.

— W rzeczy samej wiem — zgodziła się groźnie Honor.

Oboje parsknęli śmiechem.

Prawie dokładnie w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi, które zresztą natychmiast zostały otwarte, i do gabinetu wkroczył MacGuiness, pchając przed sobą stolik z zakąskami przygotowanymi przez panią Thorne i napojami wybranymi przez siebie. Po tylu wizytach nie musiał już pytać o preferencje, toteż ledwo zaparkował obok biurka, nalał White Havenowi kufel Old Tillmana, a potem odkorkował burgunda rodem ze Sphinksa i podał korek Williamowi. Ten obejrzał go starannie, ignorując porozumiewawcze uśmieszki wymieniane przez brata i gospodynię, której Mac w tym czasie nalał piwa. Lord Alexander powąchał delikatnie korek i łaskawie skinął głową. MacGuiness napełnił jego kieliszek i wyszedł bezgłośnie.

Honor i Hamish unieśli kufle, po ściankach których zaczęła już spływać kroplami woda w niemym toaście piwoszy, ignorując beznadziejny przypadek winnego snoba, który absolutnie się tym nie przejął.

— Muszę przyznać, Honor — powiedział White Haven, odsuwając kufel od ust i wzdychając z zadowoleniem — że znacznie bardziej odpowiada mi twój dobór napojów niż ten, który obowiązuje na większości imprez organizowanych przez politycznych znajomych Williego.

— Widocznie wybierasz niewłaściwe okazje — oświeciła go Honor z błyskiem w oku. — Nie żebym sugerowała, że urodzeni arystokraci, jak twój szacowny brat, nie mają bladego pojęcia o prawdziwych przyjemnościach, ale czasami mogliby się czegoś nowego nauczyć. Na przykład na Graysonie nawet największy snob wśród patronów nie wstydzi się przyznać, że czasami lubi wypić piwo.

— Tak zwane zalety smakowe piwa są wielce przeceniane przez biedaków nieświadomych przewag smakowych uczciwego wina — poinformował ich William. — Ja też nie mam nic przeciwko piwu, byle rzadko i w małych ilościach. Jest zdecydowanie lepsze od wody. Tylko dlaczego zadowalać się czymś jedynie dobrym, skoro dostępne jest to, co doskonałe?

— My się nie zadowalamy — oświecił go brat. — Natomiast zastanawia nas, dlaczego ty to robisz. Umartwiasz się czy jak?

— Zachowujcie się. Byle jak, ale się zachowujcie — zganiła ich Honor, czując się jak niania, mimo że młodszy Alexander był o ponad dwadzieścia lat standardowych od niej starszy. — Musimy omówić kilka spraw, nim pozwolę wam się obrażać. Uczciwe obrzucanie się obelgami wymaga czasu.

— Aye, aye, ma’am — White Haven uśmiechnął się szeroko.

Honor jedynie pokiwała głową ze zrezygnowaną miną.

— Masz rację — powiedział Willie zupełnie poważnym tonem. — Mamy do omówienia kilka spraw, w tym jedną, której naprawdę wolałbym nie musieć omawiać.

Honor wyprostowała się i zmrużyła oczy, czując nagły skok jego emocji. Obaj goście robili wrażenie spiętych i rozgniewanych, ale do tego była przyzwyczajona — była to nieunikniona konsekwencja sytuacji politycznej, którą mieli analizować. Natomiast u Williama wyczuła też strach, pośpiech i ciekawość oraz wahanie, a to ostatnie było nowością. Jakby nie był czegoś pewien albo starał się coś stłumić…

— A konkretniej? — spytała ostrożnie.

— Cóż… — William spojrzał na brata i odetchnął głęboko. — Według moich źródeł informacji w nowym budżecie będą przewidziane następne redukcje floty. Według szacunków zakończenie obowiązywania ustawy o nadzwyczajnym podatku dochodowym trafi solidnie w ich kiełbasę wyborczą. Nie podoba im się to, ale wiedzą, że nie mają szans na przedłużenie okresu obowiązywania ustawy, więc nie będą próbować. Zdają sobie sprawę, że nie dość, że nie dopuścilibyśmy do tego, to w Izbie Gmin przy tej okazji odkrylibyśmy prawdziwe priorytety w ich wydatkach i uniemożliwili zwalenie na nas winy za wszystkie obciążenia finansowe. Janacek zarekomenduje więc zmniejszenie o mniej więcej dwadzieścia procent liczby znajdujących się w służbie liniowej okrętów. Planuje także zawieszenie dalszej budowy praktycznie wszystkich niedokończonych superdreadnoughtów rakietowych. A High Ridge jest przekonany, że znalazł sposób zneutralizowania ciebie i Hamisha na okres debaty nad budżetem w Izbie Lordów.

— Nowe redukcje?! — powtórzył Hamish i zaklął pod nosem.

Choć słów nie można było rozróżnić, sam ton wystarczył.

— Jak chce uzasadnić dalsze zmniejszenie liczebności floty? — spytała Honor, z zaskoczeniem stwierdzając, że mówi zupełnie spokojnie. — Już teraz mamy dzięki nim mniej okrętów niż wtedy, gdy ta wojna się rozpoczęła. A jak z lubością przypominają, nadal się nie skończyła.

— Przynajmniej oficjalnie — warknął White Haven.

— Dokładnie tak jak wszystko dotychczas — odparł Willie. — Udowadniając, jakie to oszczędności w budżecie floty da rezygnacja z niepotrzebnych, „przestarzałych” jednostek na rzecz nowych, skuteczniejszych. I jak ta nowa flota, będąca osobistym i samodzielnym dziełem obecnego Pierwszego Lorda Admiralicji, jest efektywna.

Honor skrzywiła się, słysząc wściekłość i nienawiść dosłownie kapiące ze słów Williama Alexandra.

— Pierdolenie kotka za pomocą młotka! — White Haven był zbyt wściekły, by się hamować. — Ale nawet jak na nich jest to nowy rekord.

— To logiczna konsekwencja wszystkiego, co dotąd zrobili. — Głos Honor był spokojny, ale oczy lodowate. — Mimo to jestem zaskoczona skalą cięć. Już pozbawili flotę muskułów, teraz zabrali się za szkielet.

— Przygnębiająco trafna analiza — zgodził się William. — I masz rację, jest to ciąg dalszy tego, co robili dotąd, i tych samych uzasadnień. Nowe okręty są lepiej uzbrojone, wytrzymalsze, wymagają mniej ludzi, a nagle okazuje się, że bez podatku dochodowego nie mają pieniędzy, więc coś musi zostać poświęcone.

— Poświęcone?! — powtórzył Hamish. — Ja zaraz poświęcę tę bandę kłamliwych, przekupnych i egoistycznych skurwysynów, zaczynając od tego kretyna Janaceka! Ja mu…

— Uspokój się, Hamish! — Honor nawet na niego nie spojrzała, cały czas przyglądając się Williamowi. — Wiemy, że traktują budżet floty jak podręczną skarbonkę, z której biorą, ile razy zabraknie im na któryś z tych programów przekupywania wyborców. Jeśli w trakcie debaty stracimy panowanie nad sobą i nazwiemy rzeczy tak, jak na to zasługują, będzie wyglądało na to, że przesadzamy, przez co oni tym bardziej wyjdą na rozsądnych. Jak głupie nie byłyby ich pomysły, musimy zachować spokój i rozsądek, sprzeciwiając się im. Dotyczy to zwłaszcza ciebie, Hamish, i mnie. I wiesz o tym.