Выбрать главу

— On ma rację — Hamish Alexander zgrzytnął zębami.

Honor zmusiła się, by na niego spojrzeć, i napotkała jego wzrok. Zrozumiała, że wie. Wie to, co od lat podejrzewał — że ona jest świadoma jego uczuć do niej i że czuje to samo.

— Ma rację — powtórzył. — Żadne z nas nie może zrobić niczego, co nadałoby tej plotce jakiekolwiek pozory prawdopodobieństwa. Zwłaszcza że jest wyssana z palca.

Ostatnie zdanie skierowane było do Williama. Ten przyglądał mu się przez chwilę uważnie, po czym powiedział cicho:

— Wierzę ci. Problem w tym, jak to udowodnić.

— Co proszę?! — warknął White Haven.

— Wiem, wiem! — William Alexander pokiwał głową z miną prawie równie rozzłoszczoną co brat. — Nie powinieneś być zmuszony udowadniać czegokolwiek. Żadne z was nie powinno, ale oboje dobrze wiecie, jak to działa i że nie ma sposobu udowodnienia, iż pomówienie jest fałszywe, zwłaszcza gdy pozory świadczą o czym innym.

A w waszym przypadku świadczą, bo pracowaliście razem. Wszyscy tak zdecydowaliśmy, żeby wykorzystać waszą sławę zdobytą na wojnie i zamienić ją w kapitał polityczny. Dlatego skupiliśmy na was publiczną uwagę, tworząc z was zespół. I udało się: wyborcy tak o was myślą. Dlatego tym łatwiej uwierzą tej plotce. Zwłaszcza jeśli ktoś będzie stale powtarzał, ileż to czasu spędzaliście zupełnie sami.

— Jak to zupełnie sami?! — zdziwiła się Honor. — Jestem patronką, Willie. Nawet gdybym tego nie chciała, wszędzie towarzyszy mi dwóch członków osobistej ochrony. Jakie „sami”?

— Honor, to rozpaczliwiec, i to nieudany — westchnął współczująco William. — Po pierwsze, nie zawsze dwóch, czasami jeden. Po drugie, jeżeli jesteś z kimś znajomym, obstawa nie znajduje się w tym samym pomieszczeniu, tylko pilnuje drzwi doń prowadzących. Po trzecie, gdybyś naprawdę chciała, to możesz im się urwać. A po czwarte i najważniejsze: jeśli ich poprosisz, to będą dla ciebie zabijać, a co dopiero kłamać. Wszyscy o tym wiedzą.

Honor posłała mu wrogie spojrzenie, ale potem ramiona jej opadły — Willie miał rację i była tego świadoma, jeszcze nim się odezwała. To rzeczywiście była rozpaczliwa próba.

— Co więc możemy zrobić? — spytała gorzko. — Naprawdę będą w stanie bezkarnie zmienić całą walkę polityczną o przyszłość Królestwa w pyskówkę o wymyślonej zdradzie małżeńskiej?

— Nie całą, ale tak naprawdę nie o to pytasz. Chodzi o budżet i o redukcję floty, a wy stanowicie w tej kwestii naszą najsilniejszą broń. Odpowiedź brzmi tak: w ten sposób są w stanie bardzo poważnie zmniejszyć waszą skuteczność. Choć to głupie i wredne. Osiągną swój cel i zaszkodzą wam, a jestem pewien, że mają nadzieję na bardziej długotrwały efekt niż samo przepchnięcie budżetu. Z ich punktu widzenia broń jest wręcz idealna: im bardziej bowiem gorąco będziecie zaprzeczać, im bardziej gorąco wasi przyjaciele będą zaprzeczać, tym bardziej określony procent społeczeństwa będzie wierzył, że to prawda. Zasada jest stara i sprawdzona: każde kłamstwo powtórzone odpowiednią ilość razy zyskuje u ludzi na wiarygodności. Zwłaszcza jeśli to kłamstwo rozpowszechniają władze lub kręgi do niej zbliżone.

Honor przyglądała mu się długą chwilę bez słowa, nim przeniosła wzrok na Hamisha.

Jego uczucia były zbyt bolesne, toteż równocześnie z Nimitzem zablokowała je. Zablokowała wszystko oprócz miłości i troski Nimitza… i jego wściekłości, że nie może zniszczyć tego wroga dla niej. Oderwała spojrzenie od Hamisha i spytała cicho Williama:

— Co więc możemy zrobić?

— Nie wiem, Honor — odparł równie cicho. — Nie mam pojęcia.

ROZDZIAŁ VII

Jak myślisz, o co im tak naprawdę chodzi, Anno?

— Sir? — Komandor porucznik Anna Zahn z Marynarki Sidemore, oficer taktyczny HMS LaFroye, omal nie podskoczyła, słysząc pytanie.

Kapitan Ackenheil nie był służbistą, a można by nawet rzec, że był przeciwnikiem formalizmu. Obowiązywał więc zakaz oznajmiania, że pojawił się na mostku. Dlatego też nie miała pojęcia o jego obecności.

— Pytałem, co myślisz o ich prawdziwych intencjach — powtórzył, wskazując na ekran jej stanowiska ustawiony w tryb astronawigacyjny i ukazujący mapę najbliższego sektora.

Ponad dziesięć systemów otoczonych było pulsującymi czerwonymi pierścieniami.

— Nie wiem, sir — odparła Zahn po chwili.

Należała do nielicznej grupy oficerów Marynarki Sidemore mających w miarę wysokie przydziały służbowe na okrętach Royal Manticoran Navy. Powodem nie była żadna dyskryminacja lub uprzedzenia, tylko fakt, iż w Marynarce Sidemore było w ogóle niewielu oficerów, jako że powstała ona ledwie osiem standardowych lat temu. Znaczyło to również, że według standardów RMN Zahn była niewiarygodnie młoda i niedoświadczona jak na posiadany stopień. Była też utalentowana i kompetentna, czemu zawdzięczała przydział na flagową jednostkę 237. Dywizjonu Krążowników jako oficer taktyczny. Wiedziała, że nie znalazłaby się tu, gdyby oficerowie RMN nie uważali, że da sobie radę, ale sama nadal nie bardzo w to wierzyła. Od dnia powstania Marynarki Sidemore Royal Manticoran Navy przyjęła politykę jak najczęstszego przydzielania jej oficerów na swoje okręty, by zaznajomili się z doktryną i procedurami. Był to najszybszy i najlepszy sposób nabrania doświadczenia tak przez nich, jak i przez całą Marynarkę Sidemore. Nie znaczyło to jednak, że przydzielano oficerów o wątpliwych kwalifikacjach na tak ważne stanowiska jak oficer taktyczny ciężkiego krążownika.

Zahn nadal nie mogła uwierzyć w swoje siły. A być może nie tylko ona — może większość oficerów floty Sidemore tak nie całkiem mogła uwierzyć, że ktoś może ją poważnie traktować, skoro była taka młoda i taka słaba. Co prawda za resztę korpusu oficerskiego Zahn wolała się nie wypowiadać, ale podejrzewała, że podobnie jak ona, inni czują się ciągle jak nowe dziecko w klasie. Cóż bowiem znaczyło jej siedem lat służby w porównaniu z doświadczeniem takiego choćby kapitana Ackenheila, nie dość, że trzy razy od niej starszego, to na dodatek odznaczonego weterana wojennego. Dlatego też nawet zapytana, nieco niechętnie i niepewnie wyrażała swoją opinię. Teraz znalazła się w szczególnie niezręcznej sytuacji, gdyż jako oficer wachtowy powinna pilnować tego, co się dzieje wokół okrętu, a nie analizować raporty, do których oficjalnie nie miała dostępu. To że LaFroye był w systemie Marsh i siedział na standardowej orbicie parkingowej z wyłączonym napędem i szkieletową obsadą mostka, nie było wytłumaczeniem. Co prawda przekazała ster oficerowi astronawigacyjnemu porucznikowi Turnerowi (starszemu od niej o jedenaście lat standardowych i mającemu o dziewięć lat dłuższe doświadczenie we flocie), więc nie zaniedbała swoich obowiązków, ale…

Ackenheil omal się nie uśmiechnął — podejrzanie zadrgały mu usta i to wystarczyło, by się zarumieniła. Nienawidziła siebie, gdy się czerwieniła, bo wtedy jeszcze bardziej przypominała uczennicę udającą oficera.