Выбрать главу

Honor naturalnie wydała swoje oświadczenie, które wydrukowała prasa współpracująca z Williamem Alexandrem. Zresztą nie tylko to oświadczenie, bo pojawiło się sporo sensownych artykułów. Ale tylko w tej prasie. Honor gościła nawet w programie Into the Fire, choć tak jak się spodziewała, nie było to miłe doświadczenie.

Ani Prince, całe życie należąca do liberałów, ani DuCain, należący do lojalistów Korony, nigdy nie ukrywali swych poglądów politycznych i dlatego też ich program cieszył się taką popularnością. Mimo różnic w poglądach szanowali się wzajemnie i próbowali tak samo traktować zaproszonych gości. Polemiki zaś zostawiali na zakończenie, ale to nie znaczyło, że unikali trudnych pytań lub nie potrafili wymusić odpowiedzi.

— Przeczytałam pani oświadczenie z piętnastego ze sporym zaciekawieniem, księżno Harrington — zaczęła Prince. — I zauważyłam, że potwierdziła pani „bliskie stosunki prywatne i zawodowe” z earlem White Haven.

— Niczego nie potwierdzałam — odparła Honor, głaszcząc Nimitza wyglądającego na uosobienie spokoju, którego wcale nie czuł. — Wyjaśniłam, że łączą mnie bliskie stosunki tak prywatne, jak i zawodowe z earlem White Haven i jego bratem lordem Alexandrem.

— A tak. — Minerva gładko przełknęła poprawkę. — A zechciałaby pani wyjaśnić to nieco dokładniej naszym widzom?

— Oczywiście. — Honor spojrzała prosto w kamerę i uśmiechnęła się w sposób, którego zdołała się nauczyć. — Tak earl White Haven, jak i ja popieramy Partię Centrystyczną. Lord Alexander od dnia tragicznej śmierci księcia Cromarty’ego jest jej przywódcą. Biorąc pod uwagę, iż centryści mają większość w Izbie Gmin, a partie tworzące obecny rząd w Izbie Lordów, nieuniknione było, iż zostaniemy sprzymierzeńcami i bliskimi współpracownikami. Nasze stosunki są zresztą regularnie powracającym tematem w Izbie Lordów od prawie trzech lat standardowych, podobnie jak nasze zdecydowanie w przeciwstawianiu się polityce rządu High Ridge’a.

— Ale sensację wywołało to, że stosunek pani i earla White Haven przekroczył znacznie granice współpracy politycznej — zauważył DuCain.

— Bo tak jest w rzeczywistości — przyznała spokojnie Honor. — Znamy się od ponad piętnastu lat standardowych, czyli od bitwy o Yeltsin. Zawsze darzyłam go ogromnym szacunkiem jako oficera i człowieka i jestem pewna, że podobne uczucia żywi doń każdy nie zaślepiony przez jakieś osobiste animozje czy zazdrość połączoną z miernotą charakteru człowiek.

DuCain prawie się roześmiał, słysząc tę charakterystykę sir Edwarda Janaceka, ale zdołał stłumić wesołość. Honor zaś spokojnie mówiła dalej:

— W ciągu trzech lub czterech lat poprzedzających moje dostanie się do niewoli miałam okazję bliżej poznać earla White Haven i zawodowy szacunek zmienił się w przyjaźń. Przyjaźń, która pogłębiła się w związku z bliską współpracą w Izbie Lordów od czasu mego powrotu z Hadesu. Uważam go nie tylko za kolegę, ale za przyjaciela. Żadne z nas nigdy nie próbowało sugerować, że jest inaczej, i nigdy nie będzie próbować.

— Rozumiem… — DuCain spojrzał znacząco na Prince, która gładko przejęła prowadzenie rozmowy:

— W swym oświadczeniu zaprzecza pani także, że byliście dla siebie kimś więcej niż kolegami i przyjaciółmi. Czy zechciałaby to pani rozwinąć, księżno?

— Nie bardzo jest co rozwijać, Minervo — Honor wzruszyła ramionami. — Wszystko opiera się na powtarzaniu i nie kończącym się omawianiu niepotwierdzonych i kłamliwych oskarżeń pochodzących z całkowicie niewiarygodnego źródła. Źródłem tym jest człowiek, który od lat żyje z sensacyjnych plotek i któremu nie raz zdarzyło się je wymyślać, gdy miał martwy sezon. I który naturalnie z powodu „etyki dziennikarskiej” odmawia ujawnienia nazwiska choćby jednej osoby, od której rzekomo takie informacje uzyskał. Nie dysponuje także żadnym nagraniem, bo oczywiście rozmowa odbyła się pod warunkiem zachowania wszystkiego w tajemnicy i przy daleko posuniętych środkach ostrożności.

Sopran Honor cały czas brzmiał spokojnie, a jej dłoń głaszcząca Nimitza ani razu nie wypadła z rytmu, ale jej oczy były tak lodowate, że Prince cofnęła się odruchowo.

— Musi pani jednak przyznać, że skandal przybiera na sile, zamiast słabnąć. Jak pani sądzi dlaczego?

— Podejrzewam, że taka już jest natura ludzka. A na pewno taka jest natura plotki — odparła Honor.

Miała ochotę na odpowiedź w stylu: „Bo jest to zorganizowana kampania oszczerstw inspirowanych przez rząd, w którym uczestniczy twoja szlachetna New Kiev, ty patentowana idiotko! A jej celem jest odwrócenie uwagi od budżetu i przepchnięcie cięć we flocie”. Ale tego właśnie nie mogła powiedzieć, gdyż oskarżenia o celowe sfabrykowanie kłamstwa było od zarania dziejów pierwszą wymówką każdego winnego. Już samo powiedzenie tego dla sporej części opinii publicznej byłoby przyznaniem się do winy. Dlatego też dodała:

— Ludzie mają skłonność, zdrową zresztą, do stałego testowania charakterów osób mających wpływy lub zajmujących eksponowane polityczne stanowiska. Skłonność opierającą się na zakładaniu najgorszego, bo ważne jest, byśmy nie pozwolili rządzić sobą manipulatorom i kretynom oszukującym nas na każdym kroku pozorami szlachetności, ponieważ są przekonani, że są lepsi niż w rzeczywistości. Ta skłonność miewa niestety przykre konsekwencje. Kiedy rzucone zostają bezpodstawne oskarżenia, nie sposób jest udowodnić, że są one fałszywe… Używając prostego przykładu: gdybyśmy spali ze sobą, o co się nas oskarża, mógłby istnieć dowód to potwierdzający, choćby nagranie. Jak jednak można przedstawić dowód, że tak nie było i nie jest? Hologram pustego łóżka?! Przedstawiłam swoją prawdę tak jasno i wyraźnie, jak mogłam, i nie mam zamiaru w kółko jej powtarzać ani protestować w nieskończoność. Earl White Haven postąpił podobnie, bo oboje możemy do utraty tchu twierdzić, że zarzuty są wyssane z palca, ale nie możemy tego udowodnić. Równocześnie przypomnę, że w swoim oświadczeniu earl zaprosił każdego, kto ma jakikolwiek dowód potwierdzający słuszność oskarżeń, do przedstawienia go. Jakoś nikt tego nie zrobił.

— Zgodnie z tym, co twierdzi pan Hayes, stało się tak dlatego, że ochrona earla White Haven, a zwłaszcza pani własna, jest… zbyt skuteczna w tłumieniu rozmaitych nieprzyjemności, jakie panią spotykają, księżno Harrington — wtrącił DuCain.

— Gdyby w tym oskarżeniu była choć odrobina prawdy, pan Hayes już by się o tym osobiście przekonał. Moi gwardziści są niezwykle skuteczni w chronieniu mnie przed fizycznymi zagrożeniami, co udowodnili choćby kilka lat temu tutaj w „Regiano”. Dbają też o moje bezpieczeństwo jako patronki Harrington, pod innymi względami zarówno tu, w Królestwie, jak na Graysonie. Jeśli pan Hayes twierdzi, że rozmawiał z ludźmi, którzy wiedzą o przypadkach ukrywania dowodów czy też nakłaniania świadków do milczenia przez moich gwardzistów, to powinien oskarżyć ich lub mnie o użycie przemocy, szantaż lub zastraszanie świadków. Jeśli wniósłby sprawę do sądu i oddał tych świadków pod ochronę policji, nie widzę sposobu, w który moi gwardziści mogliby mu przeszkodzić. Zresztą jak powiedziałam: gdybym chciała użyć przemocy, po co miałabym się wysilać i szukać tych hipotetycznych świadków? Znacznie prościej byłoby zacząć od niego.